Mówiąc wprost, to będzie niezwykle ciekawa jesień, choć ani spokojna, ani specjalnie wesoła. Wielkie imprezy sportowe za nami, piękne wakacje za nami, wakacyjna afera finansowa też nam pięknie wybuchła i rozkwitła. Ale teraz zaczynają się sprawy naprawdę poważne. I wcale nie chodzi o politykę. W niej będzie się co nieco działo, bo echa afer parabankowych są wdzięcznym tematem do młócenia rządu przez opozycję. To jednak wpływu na scenę polityczną praktycznie nie ma. Wybory pierwsze za dwa lata, te prawdziwe, krajowe, dopiero za trzy. Na dziś Platforma wciąż nie ma z kim przegrać – a używany przez nią z rozkoszą wabik antypisowski, który rzekomo miał zanikać, trzyma się mocno. Kiedy PiS siedzi cichutko, trzyma się status quo. Ale wystarczy, że PiS zaczyna głośniej, donośniej i agresywniej, a elektorat PO budzi się z letargu. Prezes Kaczyński mówi w wywiadzie dla tego wydania „Wprost”, że marzy o wygraniu wyborów i przegonieniu wrażej Platformy. Im silniej będzie to akcentował, tym większy opór napotka.
I tak mogłoby się to ciągnąć długimi latami, gdyby nie to, że istnieje jeszcze świat zewnętrzny, a ten brzydko pachnie. Jeśli poczytać prasę europejską, to widać, że kontynent szykuje się na wojnę. A przynajmniej na kampanię jesienną. W starej Europie lato nie przyniosło żadnej mikroafery finansowej w stylu Amber Gold. To cała Europa jest dziś jedną wielką piramidą finansową, albo raczej bombą, której ktoś włączył odliczanie. Rozbroją, nie rozbroją? Rąbnie, nie rąbnie? Jesienią zapadną decyzje dotyczące ratowania Grecji. Chętnych do wożenia kasy karetką na sygnale już nie ma. Niemcy odwrócili wzrok na zachód, bo widzą, jak źle jest w Hiszpanii. Tam setki miliardów euro to najmniejsza stawka, której uruchomienie może coś zmienić, przynajmniej na chwilę. Taki efekt życia na kredyt. Kiedy u nas dyskutuje się, czy KNF ma nadzorować parabanczki, w strefie euro trwa kłótnia o stworzenie jednej wielkiej KNF, która nadzorowałaby wszystkie wielkie banki Europy…
W takich to okolicznościach przyrody absolutnie kluczowa staje się rola liderów, przywódców. Czy mają wizję, pomysły na zmiany, determinację i siłę, by je wprowadzać. Salomonowa odpowiedź brzmi: jedni mają, drudzy nie. Ale tych drugich jest dziś zdecydowanie więcej. Ostatnio „Financial Times” niemal zrównał w ocenie konserwatystę Davida Camerona z lewackim François Hollande’em. Podobieństwo: i premier Wielkiej Brytanii, i paromiesięczny prezydent Francuzów wiele mówią i zapowiadają – ale niewiele z tych planów się sensownie materializuje. Obaj znają się na taktyce, ale z wyznaczeniem strategii kiepściutko. Angela Merkel, jak trzeba, wsiada w samolot upakowany niemieckimi biznesmenami i drugi raz w ciągu ledwie roku leci zacieśniać bratni sojusz z Chińczykami. A Hollande jeśli mówi, że zrobi, to na razie tylko mówi…
Podobieństwo Camerona i Hollande’a można łatwo rozciągnąć na Tuska. Aż zbyt łatwo. W chwilach rozczarowania własnymi politykami Francuzi przypominają cytat przypisywany swojemu parokrotnemu powojennemu premierowi Henriemu Queuille’owi. Miał on powiedzieć, że nie ma takiego problemu, którego nie można by rozwiązać przez pozostawienie go samemu sobie. Lepiej nie robić nic i przeczekać. Tusk? Tusk. Ale tego, co jest przed nami, już po prostu przeczekać się nie da. Można zaryzykować tezę, że tam, gdzie Kaczyński nie może, tam może kryzys – i jego długie, sięgające Polski macki. Czekamy na exposé premiera. Na słowa może przykre i niepokojące, ale szczere i odważne. Nie na PR dotyczący tego, że trzeba dbać o rozwój polskiej rodziny, ale receptę na to, jak tej rodzinie zapewnić przetrwanie kryzysu, wzrostu bezrobocia i skoku kosztów życia. Daliśmy sobie dotąd radę jako kraj. Ale – używając tytułu jednej z kultowych książek ekonomicznych Kennetha Rogoffa – „This Time Is Different” (tym razem jest inaczej).
PS 1 W sezon jesienny 2012 r. wchodzimy z odnowionym graficznie „Wprost” i odświeżonym gruntownie portalem Wprost.pl. Mamy nadzieję, że nasza nowa odsłona przypadnie Państwu do gustu.
PS 2 Witamy też na pokładzie starego dobrego znajomego Szymona Hołownię. Jak to powiedział klasyk: Alleluja i do przodu!
I tak mogłoby się to ciągnąć długimi latami, gdyby nie to, że istnieje jeszcze świat zewnętrzny, a ten brzydko pachnie. Jeśli poczytać prasę europejską, to widać, że kontynent szykuje się na wojnę. A przynajmniej na kampanię jesienną. W starej Europie lato nie przyniosło żadnej mikroafery finansowej w stylu Amber Gold. To cała Europa jest dziś jedną wielką piramidą finansową, albo raczej bombą, której ktoś włączył odliczanie. Rozbroją, nie rozbroją? Rąbnie, nie rąbnie? Jesienią zapadną decyzje dotyczące ratowania Grecji. Chętnych do wożenia kasy karetką na sygnale już nie ma. Niemcy odwrócili wzrok na zachód, bo widzą, jak źle jest w Hiszpanii. Tam setki miliardów euro to najmniejsza stawka, której uruchomienie może coś zmienić, przynajmniej na chwilę. Taki efekt życia na kredyt. Kiedy u nas dyskutuje się, czy KNF ma nadzorować parabanczki, w strefie euro trwa kłótnia o stworzenie jednej wielkiej KNF, która nadzorowałaby wszystkie wielkie banki Europy…
W takich to okolicznościach przyrody absolutnie kluczowa staje się rola liderów, przywódców. Czy mają wizję, pomysły na zmiany, determinację i siłę, by je wprowadzać. Salomonowa odpowiedź brzmi: jedni mają, drudzy nie. Ale tych drugich jest dziś zdecydowanie więcej. Ostatnio „Financial Times” niemal zrównał w ocenie konserwatystę Davida Camerona z lewackim François Hollande’em. Podobieństwo: i premier Wielkiej Brytanii, i paromiesięczny prezydent Francuzów wiele mówią i zapowiadają – ale niewiele z tych planów się sensownie materializuje. Obaj znają się na taktyce, ale z wyznaczeniem strategii kiepściutko. Angela Merkel, jak trzeba, wsiada w samolot upakowany niemieckimi biznesmenami i drugi raz w ciągu ledwie roku leci zacieśniać bratni sojusz z Chińczykami. A Hollande jeśli mówi, że zrobi, to na razie tylko mówi…
Podobieństwo Camerona i Hollande’a można łatwo rozciągnąć na Tuska. Aż zbyt łatwo. W chwilach rozczarowania własnymi politykami Francuzi przypominają cytat przypisywany swojemu parokrotnemu powojennemu premierowi Henriemu Queuille’owi. Miał on powiedzieć, że nie ma takiego problemu, którego nie można by rozwiązać przez pozostawienie go samemu sobie. Lepiej nie robić nic i przeczekać. Tusk? Tusk. Ale tego, co jest przed nami, już po prostu przeczekać się nie da. Można zaryzykować tezę, że tam, gdzie Kaczyński nie może, tam może kryzys – i jego długie, sięgające Polski macki. Czekamy na exposé premiera. Na słowa może przykre i niepokojące, ale szczere i odważne. Nie na PR dotyczący tego, że trzeba dbać o rozwój polskiej rodziny, ale receptę na to, jak tej rodzinie zapewnić przetrwanie kryzysu, wzrostu bezrobocia i skoku kosztów życia. Daliśmy sobie dotąd radę jako kraj. Ale – używając tytułu jednej z kultowych książek ekonomicznych Kennetha Rogoffa – „This Time Is Different” (tym razem jest inaczej).
PS 1 W sezon jesienny 2012 r. wchodzimy z odnowionym graficznie „Wprost” i odświeżonym gruntownie portalem Wprost.pl. Mamy nadzieję, że nasza nowa odsłona przypadnie Państwu do gustu.
PS 2 Witamy też na pokładzie starego dobrego znajomego Szymona Hołownię. Jak to powiedział klasyk: Alleluja i do przodu!
Więcej możesz przeczytać w 36/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.