To, co dotychczas było przedmiotem intelektualnych ćwiczeń i popisów erudycji felietonistów od spraw międzynarodowych, od chwili wejścia do NATO będzie naszą rzeczywistością, w której trzeba żyć i umierać
1. Pogoda przejściowa, śnieg nagle topi się na chodniku, szare chmury nie mają końca. Zmarznięci ludzie przytupują, ożywiając się na widok zaciekawionego przechodnia. Jakieś chorągwie, transparent, czego chcą? Pieniędzy? Nie, oni chcą autonomii dla wolnego miasta Brčko. - Gdzie jest to Brčko? Przerażona gonitwa w komputerze pamięci, gdzieś w dawnej Jugosławii, a więc nigdzie, równie dobrze mogłoby być w Iraku albo w Polsce. Czy 12 marca Wojsko Polskie ostrzela Brčko? Czy może kogoś zestrzelą i zastrzelą? Czy warto zginąć za Brčko?
2. Do 12 marca zostało jeszcze kilka dni, miejmy nadzieję, że nic złego się nie przytrafi, mógłby poseł Łopuszański albo poseł Gadzinowski zauroczyć, dobrze, że nie 13 marca będą nas przyjmować do NATO w bibliotece Harry?ego Trumana. I słusznie, znienawidzonemu przez stalinowską propagandę Trumanowi zawdzięczamy, że Zachód przetrwał, wygrał, a teraz godzi się nas przyjąć do swojego grona. Po co się zżymać, że przecież cierpieliśmy zniewoleni pod rosyjskim butem. To prawda, ale prawdą jest też, że gdyby padł rozkaz, spełniłyby się słowa piosenki ze studenckich obozów wojskowych, że "ruskim tankiem się przejadę po Champs-Élysées", a później cóż, z elizejskich zrobiłyby się - jak zwykle - Dzikie Pola. Dlatego dla Zachodu przyjmowanie Polski do NATO jest przyjmowaniem dawnego czerwonego, zorganizowanego w Układzie Warszawskim. I dlatego prezydent Kwaśniewski jest właśnie najlepszym symbolem zmian, jakie się dokonały. Oto czerwony, który się nawrócił i pije whisky, jak kiedyś przed nim niemieccy generałowie po raz pierwszy pijący toast w sojuszu z USA i Wielką Brytanią. Cieszymy się, nareszcie trafiliśmy do silnego wujka, który nie chce nas zjeść jak wujek Stalin. Samodzielna niepodległość przez 20 lat międzywojennych nie sprawdziła się, podobnie jak nie sprawdził się system dwustronnych traktatów i gwarancji. Wejście do NATO to po paruset latach wyjście z rosyjskiej strefy wpływów.
3. Było, minęło jak zły sen, chciałoby się powiedzieć, ale poza reperacją Wojska Polskiego i psikusem spłatanym Rosjanom, są inne rzeczy wynikające z członkostwa w Pakcie Północnoatlantyckim. My staraliśmy się o wejście do NATO takiego, jakie było, a więc takiego, które nas obroni przed Rosją, a dostaliśmy się do NATO, które jeszcze nie wie, czym będzie w nowym stuleciu i przed kim ma się bronić. A może przed Chińczykami i wtedy udział Rosji będzie naprawdę potrzebny? Najważniejsze, że wtedy, gdy posłowie Gadzinowski i Łopuszański chcieliby się zamknąć w polskich opłotkach, dzieje się akurat odwrotnie, wchodzimy na nową, o wiele szerszą orbitę. Reorientacja atlantycka to przecież nawet więcej niż perspektywa europejska, to konieczność całkowicie nowego dla nas spojrzenia z perspektywy Zachodu jako całości, razem z greckimi, tureckimi, niemieckimi, angielskimi i amerykańskimi sojusznikami. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to, co dotychczas było przedmiotem intelektualnych ćwiczeń i popisów erudycji felietonistów od spraw międzynarodowych, od chwili wejścia do NATO będzie naszą codzienną rzeczywistością, w której trzeba żyć i umierać. I żeby nie być frajerem, trzeba wiedzieć, o co chodzi i mieć wyrobione zdanie we wszystkich sprawach sojuszu. Czy Kurd różni się od Turka? Czy racja jest za Wielką Albanią czy za Wielką Serbią? Dlaczego ginąć za Brčko? Pierwsze NATO było oczywiste, blok na blok. Dzisiejsze NATO to przymierze porządku, broniące się przed chaosem mogącym zaatakować porządek zbrojnie z zagranicy albo podstępem poprzez terroryzm i mafię jak piąta kolumna. Nam też to grozi. Zdezorganizowane otoczenie dezorganizuje porządek, coraz więcej rozmaitych rozproszonych zagrożeń i niejasnych priorytetów. Codziennie będziemy teraz zadawać pytanie: czy ginąć za Brčko? A takich pytań są setki.
4. Powie ktoś, że to problemy egzotyczne, gdyż interesy polityczne Polski kończą się na Moskwie. Rosja jest jednak wielka i nawet to, co dzieje się w Brčku, sprzyja albo nie sprzyja rosyjskim interesom. Tam, gdzie słabnie NATO, wygrywa Rosja. A to już jest sprzeczne z polskim interesem. Trzeba go jednak wyraźnie wysłowić w publicznej dyskusji. Na razie mówimy, że interesuje nas Rosja silna i demokratyczna, a jednocześnie cieszymy się, ilekroć słychać, że Rosja słabnie. Mamy prawo bać się Rosji i jej nie ufać, inaczej niż np. Finowie. To odwieczny agresor powinien udowodnić, że nie ma w stosunku do nas złych zamiarów. Historycznie uzasadniony lęk przed Rosją nie powinien jednak zakłócać zdrowego rozsądku. Polsce jest na rękę amerykańska przewaga globalna, gdyż jako bezpośredni sąsiad Rosji Polska zawsze traci na wszelkich koncepcjach równowagi mocarstw, automatycznie wpędzających Polskę w rosyjską strefę wpływów. Polsce nie jest jednak na rękę Rosja taka słaba, że grozi to powiększeniem się nieobliczalnych i nie kontrolowanych zagrożeń - bomby, choroby, przemyt uranu, terroryzm, walczące gangi, zatrucie środowiska i lokalne konflikty, które w każdej chwili mogą nas zmusić do inter- wencji jak Brčko. Przynależność do NATO pozwala nam pogodzić te dwie perspektywy, ale zarazem wymaga codziennej analizy tego, co dotychczas było poza zakresem naszych zainteresowań.
5. To, co się dzieje w małej mieścinie, może mieć bezpośrednie konsekwencje dla życia obywateli globalnego sojuszu. W Brčku też są politycy, tęgie głowy, rozważający różne możliwości, wiedzący, jak wciągnąć wielkich tego świata w swoje może lokalne, ale jak najbardziej pełnoprawne interesy. O polskie interesy też trzeba zabiegać. Jeśli moglibyśmy wymagać tyle, na ile liczy się nasze wojsko, byłby to pchli udział, mniejszy nawet niż w Układzie Warszawskim. Na szczęście samo przystąpienie do NATO te proporcje zmienia. Lepiej mieć choćby jednego polskiego kaprala w NATO niż rosyjskiego generała przebranego za polskiego marszałka.
2. Do 12 marca zostało jeszcze kilka dni, miejmy nadzieję, że nic złego się nie przytrafi, mógłby poseł Łopuszański albo poseł Gadzinowski zauroczyć, dobrze, że nie 13 marca będą nas przyjmować do NATO w bibliotece Harry?ego Trumana. I słusznie, znienawidzonemu przez stalinowską propagandę Trumanowi zawdzięczamy, że Zachód przetrwał, wygrał, a teraz godzi się nas przyjąć do swojego grona. Po co się zżymać, że przecież cierpieliśmy zniewoleni pod rosyjskim butem. To prawda, ale prawdą jest też, że gdyby padł rozkaz, spełniłyby się słowa piosenki ze studenckich obozów wojskowych, że "ruskim tankiem się przejadę po Champs-Élysées", a później cóż, z elizejskich zrobiłyby się - jak zwykle - Dzikie Pola. Dlatego dla Zachodu przyjmowanie Polski do NATO jest przyjmowaniem dawnego czerwonego, zorganizowanego w Układzie Warszawskim. I dlatego prezydent Kwaśniewski jest właśnie najlepszym symbolem zmian, jakie się dokonały. Oto czerwony, który się nawrócił i pije whisky, jak kiedyś przed nim niemieccy generałowie po raz pierwszy pijący toast w sojuszu z USA i Wielką Brytanią. Cieszymy się, nareszcie trafiliśmy do silnego wujka, który nie chce nas zjeść jak wujek Stalin. Samodzielna niepodległość przez 20 lat międzywojennych nie sprawdziła się, podobnie jak nie sprawdził się system dwustronnych traktatów i gwarancji. Wejście do NATO to po paruset latach wyjście z rosyjskiej strefy wpływów.
3. Było, minęło jak zły sen, chciałoby się powiedzieć, ale poza reperacją Wojska Polskiego i psikusem spłatanym Rosjanom, są inne rzeczy wynikające z członkostwa w Pakcie Północnoatlantyckim. My staraliśmy się o wejście do NATO takiego, jakie było, a więc takiego, które nas obroni przed Rosją, a dostaliśmy się do NATO, które jeszcze nie wie, czym będzie w nowym stuleciu i przed kim ma się bronić. A może przed Chińczykami i wtedy udział Rosji będzie naprawdę potrzebny? Najważniejsze, że wtedy, gdy posłowie Gadzinowski i Łopuszański chcieliby się zamknąć w polskich opłotkach, dzieje się akurat odwrotnie, wchodzimy na nową, o wiele szerszą orbitę. Reorientacja atlantycka to przecież nawet więcej niż perspektywa europejska, to konieczność całkowicie nowego dla nas spojrzenia z perspektywy Zachodu jako całości, razem z greckimi, tureckimi, niemieckimi, angielskimi i amerykańskimi sojusznikami. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to, co dotychczas było przedmiotem intelektualnych ćwiczeń i popisów erudycji felietonistów od spraw międzynarodowych, od chwili wejścia do NATO będzie naszą codzienną rzeczywistością, w której trzeba żyć i umierać. I żeby nie być frajerem, trzeba wiedzieć, o co chodzi i mieć wyrobione zdanie we wszystkich sprawach sojuszu. Czy Kurd różni się od Turka? Czy racja jest za Wielką Albanią czy za Wielką Serbią? Dlaczego ginąć za Brčko? Pierwsze NATO było oczywiste, blok na blok. Dzisiejsze NATO to przymierze porządku, broniące się przed chaosem mogącym zaatakować porządek zbrojnie z zagranicy albo podstępem poprzez terroryzm i mafię jak piąta kolumna. Nam też to grozi. Zdezorganizowane otoczenie dezorganizuje porządek, coraz więcej rozmaitych rozproszonych zagrożeń i niejasnych priorytetów. Codziennie będziemy teraz zadawać pytanie: czy ginąć za Brčko? A takich pytań są setki.
4. Powie ktoś, że to problemy egzotyczne, gdyż interesy polityczne Polski kończą się na Moskwie. Rosja jest jednak wielka i nawet to, co dzieje się w Brčku, sprzyja albo nie sprzyja rosyjskim interesom. Tam, gdzie słabnie NATO, wygrywa Rosja. A to już jest sprzeczne z polskim interesem. Trzeba go jednak wyraźnie wysłowić w publicznej dyskusji. Na razie mówimy, że interesuje nas Rosja silna i demokratyczna, a jednocześnie cieszymy się, ilekroć słychać, że Rosja słabnie. Mamy prawo bać się Rosji i jej nie ufać, inaczej niż np. Finowie. To odwieczny agresor powinien udowodnić, że nie ma w stosunku do nas złych zamiarów. Historycznie uzasadniony lęk przed Rosją nie powinien jednak zakłócać zdrowego rozsądku. Polsce jest na rękę amerykańska przewaga globalna, gdyż jako bezpośredni sąsiad Rosji Polska zawsze traci na wszelkich koncepcjach równowagi mocarstw, automatycznie wpędzających Polskę w rosyjską strefę wpływów. Polsce nie jest jednak na rękę Rosja taka słaba, że grozi to powiększeniem się nieobliczalnych i nie kontrolowanych zagrożeń - bomby, choroby, przemyt uranu, terroryzm, walczące gangi, zatrucie środowiska i lokalne konflikty, które w każdej chwili mogą nas zmusić do inter- wencji jak Brčko. Przynależność do NATO pozwala nam pogodzić te dwie perspektywy, ale zarazem wymaga codziennej analizy tego, co dotychczas było poza zakresem naszych zainteresowań.
5. To, co się dzieje w małej mieścinie, może mieć bezpośrednie konsekwencje dla życia obywateli globalnego sojuszu. W Brčku też są politycy, tęgie głowy, rozważający różne możliwości, wiedzący, jak wciągnąć wielkich tego świata w swoje może lokalne, ale jak najbardziej pełnoprawne interesy. O polskie interesy też trzeba zabiegać. Jeśli moglibyśmy wymagać tyle, na ile liczy się nasze wojsko, byłby to pchli udział, mniejszy nawet niż w Układzie Warszawskim. Na szczęście samo przystąpienie do NATO te proporcje zmienia. Lepiej mieć choćby jednego polskiego kaprala w NATO niż rosyjskiego generała przebranego za polskiego marszałka.
Więcej możesz przeczytać w 10/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.