Mówiąc wprost, leżącego kopać się nie powinno. Ale jednak trzeba to powiedzieć dobitnie: każda godzina pozostawania prezesa gdańskiego sądu okręgowego na swoim stanowisku to wstyd dla państwa polskiego.
Pan sędzia Milewski, głośny już ze swojej przeszłości zawodowej, tym razem zachował się w sposób karykaturalny. Będąc potulnym jak baranek, gdy zadzwonili „towarzysze z centrali”, przyniósł wstyd nie tylko swojemu zawodowi, lecz także całej grupie urzędników państwowych. Najgorsze jest to, że sam najwyraźniej nic z całej sprawy nie zrozumiał. W kolejnych wywiadach tłumaczył z miną niewiniątka, że stał się kozłem ofiarnym, że mu coś wyrwano z kontekstu. I że cała sprawa to spisek wrażych (antypolskich?) sił. Z tych wszystkich wypowiedzi wynika, że pan sędzia nie powinien być także w przyszłości przymierzany do żadnych ważnych stanowisk. Bo już tak ma, że staje na baczność przed każdą „wadzą”. Na jego obronę, Wysoki Sądzie, przemawia to, że w aparacie państwowym pracują zastępy urzędników podobnie odklejonych mentalnie. Którzy aż się proszą o to, by jakiś medialny prowokator zarzucił na nich haczyk i skończył ich męki na urzędzie. Trochę to postzaborowe, trochę postpeerelowskie, a trochę ponadczasowe – taka prymitywna czołobitność wobec każdego, kto ma wizytówkę i jakieś, choćby tylko domniemane, koneksje.
Po wybuchu afery Amber Gold pojawiły się opinie, że nasze państwo nie działa. O, jakże błędny to wniosek! Państwo, jak chce, to potrafi. W „sprawie gdańskiej” prokuratorzy z Poznania wzięli się dziarsko do roboty – ustalają tożsamość prowokatorów. Efekty na pewno będą, winni się znajdą. Cytując klasyka Cyrankiewicza – każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciwko władzy ludowej, niechaj będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie. Właśnie odrąbuje się ręce twórcy portalu Antykomor.pl.
Tak jak kiedyś bezdomny Hubert H. był ścigany za obrazę majestatu Lecha Kaczyńskiego, tak dziś sądy sankcjonują nietykalność Bronisława Komorowskiego. Chyba powinniśmy się cieszyć z wyroku w pierwszej instancji – bo suwerenny (sic!) sąd zamienił wnioskowane więzienie w zawiasach na rok z okładem prac społecznych. Ale mówiąc poważnie, to jest wyrok z gatunku trudno komentowalnych. Nie tylko dlatego, że człowiek widzi, jak łatwo można w Polsce trafić za słowo (wolność słowa) pod sąd. Przede wszystkim dlatego, że coraz częściej trzeba się szczypać, by sprawdzić, czy nie śnimy. Urzędnikom i służbom wydaje się chyba, że każdy osobnik krytyczny wobec władzy, staje się z definicji elementem potencjalnie niebezpiecznym. Należy mu się przyglądać i jeśli tylko przejdzie przez ulicę na czerwonym, odizolować. Nie przesadzam. Podobne poczucie było ostatnio, gdy rządził PiS. Partia Kaczyńskiego była konsekwentna: mówiła, że będzie wrogów puszczać w skarpetkach, i to robiła. PO nie mówi – po prostu robi.
Widzę coraz bardziej zmęczoną twarz Donalda Tuska i widzę, jak powoli traci wiarę w lepszą przyszłość. Lato miał fatalne, początek jesieni jeszcze gorszy. Sondaże niby się trzymają, ale rośnie grupa wycofanych, wstrzymujących się z wyborem. Kolejne kwiatki, jak casus Milewskiego, dodają amunicji promotorom ambergoldowej komisji śledczej. A trzeba przecież jeszcze Polakom wytłumaczyć, że nadciąga kryzys, cięcia, oszczędności. Nie zazdroszczę. Ale życie toczy się dalej. W tym „Wprost” przedstawiamy wyniki badania opinii publicznej– sondowaliśmy, kogo Polacy widzieliby na miejscu Tuska. Wskazanie na Aleksandra Kwaśniewskiego pokazuje jego silną pozycję – to nie dziwi. Ale też ogromne rozczarowanie i niechęć wobec właściwie wszystkich zawodników, którzy coś znaczą na scenie politycznej. Się Polakom politycy przejedli.
PS Naszym czytelnikom należy się informacja, że wciąż czekamy na przedsądowe pismo od mec. Romana Giertycha, który reprezentuje Michała Tuska. Mecenas milczy – nie, nie stawia nam zarzutów ani nie przeprosił za obrzucenie błotkiem. Nie milczą jednak komentatorzy, którzy wspomagają mecenasa w jego trudnej roli. Dominika Wielowieyska poświęciła „Wprost” komentarz w „Gazecie Wyborczej”, piętnując nasz rzekomy brak etyki i rzetelności dziennikarskiej – czyli ową słynną „nagonkę” na syna premiera. Dziękujemy za troskę o nasz warsztat, choć wynika ona raczej z braku wiedzy i nieznajomości „sprawy Michała Tuska”. Chciałoby się rzec – lekarze, uleczcie się sami. Albo zmilczcie.
Po wybuchu afery Amber Gold pojawiły się opinie, że nasze państwo nie działa. O, jakże błędny to wniosek! Państwo, jak chce, to potrafi. W „sprawie gdańskiej” prokuratorzy z Poznania wzięli się dziarsko do roboty – ustalają tożsamość prowokatorów. Efekty na pewno będą, winni się znajdą. Cytując klasyka Cyrankiewicza – każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciwko władzy ludowej, niechaj będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie. Właśnie odrąbuje się ręce twórcy portalu Antykomor.pl.
Tak jak kiedyś bezdomny Hubert H. był ścigany za obrazę majestatu Lecha Kaczyńskiego, tak dziś sądy sankcjonują nietykalność Bronisława Komorowskiego. Chyba powinniśmy się cieszyć z wyroku w pierwszej instancji – bo suwerenny (sic!) sąd zamienił wnioskowane więzienie w zawiasach na rok z okładem prac społecznych. Ale mówiąc poważnie, to jest wyrok z gatunku trudno komentowalnych. Nie tylko dlatego, że człowiek widzi, jak łatwo można w Polsce trafić za słowo (wolność słowa) pod sąd. Przede wszystkim dlatego, że coraz częściej trzeba się szczypać, by sprawdzić, czy nie śnimy. Urzędnikom i służbom wydaje się chyba, że każdy osobnik krytyczny wobec władzy, staje się z definicji elementem potencjalnie niebezpiecznym. Należy mu się przyglądać i jeśli tylko przejdzie przez ulicę na czerwonym, odizolować. Nie przesadzam. Podobne poczucie było ostatnio, gdy rządził PiS. Partia Kaczyńskiego była konsekwentna: mówiła, że będzie wrogów puszczać w skarpetkach, i to robiła. PO nie mówi – po prostu robi.
Widzę coraz bardziej zmęczoną twarz Donalda Tuska i widzę, jak powoli traci wiarę w lepszą przyszłość. Lato miał fatalne, początek jesieni jeszcze gorszy. Sondaże niby się trzymają, ale rośnie grupa wycofanych, wstrzymujących się z wyborem. Kolejne kwiatki, jak casus Milewskiego, dodają amunicji promotorom ambergoldowej komisji śledczej. A trzeba przecież jeszcze Polakom wytłumaczyć, że nadciąga kryzys, cięcia, oszczędności. Nie zazdroszczę. Ale życie toczy się dalej. W tym „Wprost” przedstawiamy wyniki badania opinii publicznej– sondowaliśmy, kogo Polacy widzieliby na miejscu Tuska. Wskazanie na Aleksandra Kwaśniewskiego pokazuje jego silną pozycję – to nie dziwi. Ale też ogromne rozczarowanie i niechęć wobec właściwie wszystkich zawodników, którzy coś znaczą na scenie politycznej. Się Polakom politycy przejedli.
PS Naszym czytelnikom należy się informacja, że wciąż czekamy na przedsądowe pismo od mec. Romana Giertycha, który reprezentuje Michała Tuska. Mecenas milczy – nie, nie stawia nam zarzutów ani nie przeprosił za obrzucenie błotkiem. Nie milczą jednak komentatorzy, którzy wspomagają mecenasa w jego trudnej roli. Dominika Wielowieyska poświęciła „Wprost” komentarz w „Gazecie Wyborczej”, piętnując nasz rzekomy brak etyki i rzetelności dziennikarskiej – czyli ową słynną „nagonkę” na syna premiera. Dziękujemy za troskę o nasz warsztat, choć wynika ona raczej z braku wiedzy i nieznajomości „sprawy Michała Tuska”. Chciałoby się rzec – lekarze, uleczcie się sami. Albo zmilczcie.
Więcej możesz przeczytać w 38/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.