Zaskakuje mnie niemal powszechna aprobata tego, że Jarosław Kaczyński zajął się sprawami gospodarczymi i społecznymi. A zwłaszcza pomysł zebrania kilkudziesięciu profesorów ekonomii, którzy mają dyskutować nad jego pustymi i ogólnikowymi propozycjami.
Wolno mi tak pisać, bo też jestem profesorem, tyle że na szczęście nie ekonomii. Niemal wszyscy politycy i wielu publicystów wyraża opinie, że to właściwy kierunek, a nawet niezwykle chytre posunięcie Kaczyńskiego, bo stwarza nadzieję dla ludzi i stawia rząd, który musi mówić smutne prawdy, na trudnej pozycji.
Po pierwsze, „nadzieja matką głupich”, a ich nie brakuje. Po drugie, jeżeli ekonomia jako nauka ma sens, to przede wszystkim na poziomie obliczenia tego, co już jest (a nie przewidywania). Otóż nie powinno być poważniejszych sporów o to, ile – przytaczając dwie przykładowe propozycje Kaczyńskiego – państwo straci na rezygnacji z podatków od emerytów otrzymujących poniżej tysiąca złotych czy też ile będzie kosztowało obniżenie wieku emerytalnego. Może być spór o detale,ale sumy z grubsza można uzgodnić. Do tego nie potrzeba konferencji, a nawet – tego się nie da zrobić na konferencji.
Natomiast inne propozycje Kaczyńskiego mają tak luźny charakter, że żadnych cyfr nie da się przypisać, więc ekonomiści są zbędni, lepiej zatrudnić wróżki. Na przykład: obniżenie cen produktów rolnych – to jest w ogóle nie do pojęcia, albo większe nakłady na kulturę jako dziedzictwo narodowe. Kto będzie decydował o tym, co jest, a co nie jest dziedzictwem narodowym? Przypomina się Giertych i Gombrowicz.
Ponadto profesorowie ekonomiści na pewno dadzą sobie radę – ale, zwracam uwagę, że jak policzyć czas na jedną osobę, to się robi go tyle co w pyskówkach telewizyjnych nadawanych w niedzielę rano. Ja bym na ich miejscu poszedł, ale także opublikował w internecie obszerny tekst analizujący propozycje Kaczyńskiego. Ale to ich sprawa.
Ekscytacja pomysłem Kaczyńskiego jest tym bardziej przygnębiająca, że premier Tusk w czasie debaty sejmowej nad Amber Gold – co było oczywiście fatalnym momentem do podjęcia debaty – zaproponował ważną rzecz, a mianowicie dyskusję o pożądanej roli państwa. W okresie kryzysu jest to temat znacznie istotniejszy od rozważania problemów gospodarczo-społecznych bez dostatecznej porcji informacji. Obawiam się, że Donald Tusk nie podtrzyma tej idei ani jej nie pogłębi, ale gdyby to uczynił, miałby wielką zasługę. Przecież kryzys ma charakter – coraz więcej osób to przyznaje – przede wszystkim polityczny, a także intelektualny i tylko w drugim rzędzie gospodarczy. Zmiana dotychczasowego liberalno-nakazowego rozumienia roli państwa (jak to jest w Polsce) jest niezbędna, tyle że na całym zachodnim świecie nikt dobrze nie wie, w jakim kierunku, o czym świadczą programy kandydatów na prezydenta w USA. Pojawiło się tam tak rozbieżne właśnie pojmowanie roli państwa, jak to tylko w demokracji możliwe. A w zasadzie niedopuszczalne, gdyż bez w miarę spójnej idei państwa demokracja nie może dobrze funkcjonować. To nie jest dobrze, to jest źle, bo nie ma żadnej zgody na to, co i jak czynić dalej.
Przy pewnych sukcesach gospodarczych (jak na garbatego) Polska ma prawo i mogłaby starać się inicjować debatę na temat zakresu opiekuńczości, ingerencji w gospodarkę czy bezrobocia wśród ludzi młodych. Co tu państwo powinno lub nie powinno czynić?
Na razie nikt nigdzie tego nie wie i dlatego słowa Tuska uważam za poważne i chociaż ostatnio niewiele słyszeliśmy jego wypowiedzi nastawionych na dłuższą perspektywę, to ten kierunek jest istotny i warto go kontynuować. Natomiast propozycja Kaczyńskiego jest po prostu dziecinna, ale dziecinna świadomie i tu jest grzech obłudy. Nie wolno dopuścić, żeby ludzie dali się nabrać – i w tym przypadku rola ekspertów jest bardzo istotna, bo przecież o ile można było z elementarną roztropnością ocenić propozycję Amber Gold, o tyle propozycję Kaczyńskiego nie każdy potrafi na zimno zanalizować.
Po pierwsze, „nadzieja matką głupich”, a ich nie brakuje. Po drugie, jeżeli ekonomia jako nauka ma sens, to przede wszystkim na poziomie obliczenia tego, co już jest (a nie przewidywania). Otóż nie powinno być poważniejszych sporów o to, ile – przytaczając dwie przykładowe propozycje Kaczyńskiego – państwo straci na rezygnacji z podatków od emerytów otrzymujących poniżej tysiąca złotych czy też ile będzie kosztowało obniżenie wieku emerytalnego. Może być spór o detale,ale sumy z grubsza można uzgodnić. Do tego nie potrzeba konferencji, a nawet – tego się nie da zrobić na konferencji.
Natomiast inne propozycje Kaczyńskiego mają tak luźny charakter, że żadnych cyfr nie da się przypisać, więc ekonomiści są zbędni, lepiej zatrudnić wróżki. Na przykład: obniżenie cen produktów rolnych – to jest w ogóle nie do pojęcia, albo większe nakłady na kulturę jako dziedzictwo narodowe. Kto będzie decydował o tym, co jest, a co nie jest dziedzictwem narodowym? Przypomina się Giertych i Gombrowicz.
Ponadto profesorowie ekonomiści na pewno dadzą sobie radę – ale, zwracam uwagę, że jak policzyć czas na jedną osobę, to się robi go tyle co w pyskówkach telewizyjnych nadawanych w niedzielę rano. Ja bym na ich miejscu poszedł, ale także opublikował w internecie obszerny tekst analizujący propozycje Kaczyńskiego. Ale to ich sprawa.
Ekscytacja pomysłem Kaczyńskiego jest tym bardziej przygnębiająca, że premier Tusk w czasie debaty sejmowej nad Amber Gold – co było oczywiście fatalnym momentem do podjęcia debaty – zaproponował ważną rzecz, a mianowicie dyskusję o pożądanej roli państwa. W okresie kryzysu jest to temat znacznie istotniejszy od rozważania problemów gospodarczo-społecznych bez dostatecznej porcji informacji. Obawiam się, że Donald Tusk nie podtrzyma tej idei ani jej nie pogłębi, ale gdyby to uczynił, miałby wielką zasługę. Przecież kryzys ma charakter – coraz więcej osób to przyznaje – przede wszystkim polityczny, a także intelektualny i tylko w drugim rzędzie gospodarczy. Zmiana dotychczasowego liberalno-nakazowego rozumienia roli państwa (jak to jest w Polsce) jest niezbędna, tyle że na całym zachodnim świecie nikt dobrze nie wie, w jakim kierunku, o czym świadczą programy kandydatów na prezydenta w USA. Pojawiło się tam tak rozbieżne właśnie pojmowanie roli państwa, jak to tylko w demokracji możliwe. A w zasadzie niedopuszczalne, gdyż bez w miarę spójnej idei państwa demokracja nie może dobrze funkcjonować. To nie jest dobrze, to jest źle, bo nie ma żadnej zgody na to, co i jak czynić dalej.
Przy pewnych sukcesach gospodarczych (jak na garbatego) Polska ma prawo i mogłaby starać się inicjować debatę na temat zakresu opiekuńczości, ingerencji w gospodarkę czy bezrobocia wśród ludzi młodych. Co tu państwo powinno lub nie powinno czynić?
Na razie nikt nigdzie tego nie wie i dlatego słowa Tuska uważam za poważne i chociaż ostatnio niewiele słyszeliśmy jego wypowiedzi nastawionych na dłuższą perspektywę, to ten kierunek jest istotny i warto go kontynuować. Natomiast propozycja Kaczyńskiego jest po prostu dziecinna, ale dziecinna świadomie i tu jest grzech obłudy. Nie wolno dopuścić, żeby ludzie dali się nabrać – i w tym przypadku rola ekspertów jest bardzo istotna, bo przecież o ile można było z elementarną roztropnością ocenić propozycję Amber Gold, o tyle propozycję Kaczyńskiego nie każdy potrafi na zimno zanalizować.
Więcej możesz przeczytać w 38/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.