Osiemnaście ofiar śmiertelnych największej afery z podrabianym alkoholem w historii Czech to chyba, niestety, dopiero początek. Dalsze ofiary zatrucia walczą o życie, a prokuratura zleciła ekshumację i sekcje zwłok dwustu osób, które w tym roku zmarły w niewyjaśnionych okolicznościach.
Wśród ofiar potężnej szajki fałszerzy alkoholu, których siedziba znajdowała się prawdopodobnie w Zlinie, słynącym dotąd z fabryki butów Baty, są zarówno mężczyźni, jak i kobiety, ludzie starzy i młodzi, bezdomni i dobrze sytuowani. Wielu z tych, którzy przeżyli, straciło wzrok.
Policja rozbija kolejne nielegalne gorzelnie. Rząd wprowadził częściową prohibicję, w tym zakaz sprzedaży wysokoprocentowego alkoholu w ulicznych i dworcowych kioskach, i budach z hot dogami. Czyli w tych miejscach, w których Czesi o przeciętnych dochodach stołują się najczęściej. O skali afery wymownie świadczy to, że co druga zbadana butelka popularnego, obrzydliwego skądinąd Rumu Tuzemskiego okazała się trefna. Główny inspektor sanitarny kraju nie zabiera jednak głosu w sprawie, bo od pół roku jest na urlopie bezpłatnym (w związku z podejrzeniami o korupcję).
Skala zagrożenia jest naprawdę ogromna. Również w Polsce, bo zatrute wódki i rumy policja znalazła m.in. na popularnym targowisku w pogranicznym Cieszynie, a większość ofiar to mieszkańcy Śląska i północnych Moraw. Do czasu wyjaśnienia afery koniecznie należy sobie darować takie czeskie specjały, jak Albánská Borovička, Merunka, Lašsky Tuzemák czy Tuzemák (nomen omen) Original. Dziennik „Lidové noviny” podaje, że policja znalazła w rozbitych melinach i nielegalnych rozlewniach dziesiątki tysięcy fałszywych etykiet tych właśnie alkoholi.
Osobiście od dawna mam problem z czeskim alkoholem. Jeżdżę do Czech prawie od ćwierć wieku, niedługo będę mógł powiedzieć, jak pewien tamtejszy poeta, że wypiłem już basen olimpijski piwa, ale z zasady nie biorę do ust tamtejszych mocnych alkoholi (oczywiście z wyjątkiem doskonałego fernetu, becherovki i absyntu, który można kupić zupełnie legalnie).
Nikt, komu nie jest obcy smak doskonałej polskiej czy rosyjskiej wódki, po prostu nie jest w stanie przełknąć choćby takiego obrzydlistwa, jak Ekstra Jemná Lunar Vodka (tak, ona też jest na celowniku śledczych). Ja wiem, że są rozmaite gusta, zresztą każdemu zdarzają się takie sytuacje, kiedy napiłby się nawet wody z Wisły. Ale są granice, których przekraczać nie wolno. Dlaczego więc Czesi masowo piją Rum Tuzemsky?
Z tych samych powodów, dla których zajadają się najgorszymi i najtańszymi produktami polskiego przemysłu spożywczego, o czym już we „Wprost” pisałem. Przeciętnego Czecha po prostu nie stać na to, żeby codziennie raczyć się pilznerem za 25 koron. Przeciętnego Czecha w ogóle nie stać na zbyt wiele. A napić się trzeba.
Wiele osób wyobraża sobie, że Czechy to kraj sielski, anielski, ale taki on jest tylko w filmie i w literaturze. Czy wiecie, że Czesi są pierwsi w Unii Europejskiej pod względem spożycia alkoholu? Wypijają 16,5 litra czystego spirytusu na głowę, ponad trzy litry więcej niż Polacy. Co tam Polacy – Czesi, przynajmniej według oficjalnych danych, piją nawet więcej niż Rosjanie! Wiadomo, w Rosji jest szara strefa. A w Czechach to nie? Przecież tych hektolitrów alkoholu metylowego nie wyprodukowały legalnie działające gorzelnie. I nie wprowadzili go do obrotu Żwirek i Muchomorek z Krecikiem na spółkę.
Powie ktoś, że przesadzam, Czechy to fajny kraj, ojczyzna Hrabala i Havla. Krótko mówiąc, „Gottland”. A jednak czymś całkiem normalnym jest tam widok mężczyzn i kobiet wychylających szklaneczkę podłego rumu przy budce z parówkami. Zrób sobie raj? Tak jest najprościej.
Niestety, trwająca już drugi tydzień czeska tragedia, wszyscy ci nieszczęśnicy, których stać było tylko na „czeski rum” i którzy chcieli tylko napić się po robocie, jak co dzień, więcej ma wspólnego z prawdziwymi Czechami niż mit kraju rozmarzonych piwoszy.
Policja rozbija kolejne nielegalne gorzelnie. Rząd wprowadził częściową prohibicję, w tym zakaz sprzedaży wysokoprocentowego alkoholu w ulicznych i dworcowych kioskach, i budach z hot dogami. Czyli w tych miejscach, w których Czesi o przeciętnych dochodach stołują się najczęściej. O skali afery wymownie świadczy to, że co druga zbadana butelka popularnego, obrzydliwego skądinąd Rumu Tuzemskiego okazała się trefna. Główny inspektor sanitarny kraju nie zabiera jednak głosu w sprawie, bo od pół roku jest na urlopie bezpłatnym (w związku z podejrzeniami o korupcję).
Skala zagrożenia jest naprawdę ogromna. Również w Polsce, bo zatrute wódki i rumy policja znalazła m.in. na popularnym targowisku w pogranicznym Cieszynie, a większość ofiar to mieszkańcy Śląska i północnych Moraw. Do czasu wyjaśnienia afery koniecznie należy sobie darować takie czeskie specjały, jak Albánská Borovička, Merunka, Lašsky Tuzemák czy Tuzemák (nomen omen) Original. Dziennik „Lidové noviny” podaje, że policja znalazła w rozbitych melinach i nielegalnych rozlewniach dziesiątki tysięcy fałszywych etykiet tych właśnie alkoholi.
Osobiście od dawna mam problem z czeskim alkoholem. Jeżdżę do Czech prawie od ćwierć wieku, niedługo będę mógł powiedzieć, jak pewien tamtejszy poeta, że wypiłem już basen olimpijski piwa, ale z zasady nie biorę do ust tamtejszych mocnych alkoholi (oczywiście z wyjątkiem doskonałego fernetu, becherovki i absyntu, który można kupić zupełnie legalnie).
Nikt, komu nie jest obcy smak doskonałej polskiej czy rosyjskiej wódki, po prostu nie jest w stanie przełknąć choćby takiego obrzydlistwa, jak Ekstra Jemná Lunar Vodka (tak, ona też jest na celowniku śledczych). Ja wiem, że są rozmaite gusta, zresztą każdemu zdarzają się takie sytuacje, kiedy napiłby się nawet wody z Wisły. Ale są granice, których przekraczać nie wolno. Dlaczego więc Czesi masowo piją Rum Tuzemsky?
Z tych samych powodów, dla których zajadają się najgorszymi i najtańszymi produktami polskiego przemysłu spożywczego, o czym już we „Wprost” pisałem. Przeciętnego Czecha po prostu nie stać na to, żeby codziennie raczyć się pilznerem za 25 koron. Przeciętnego Czecha w ogóle nie stać na zbyt wiele. A napić się trzeba.
Wiele osób wyobraża sobie, że Czechy to kraj sielski, anielski, ale taki on jest tylko w filmie i w literaturze. Czy wiecie, że Czesi są pierwsi w Unii Europejskiej pod względem spożycia alkoholu? Wypijają 16,5 litra czystego spirytusu na głowę, ponad trzy litry więcej niż Polacy. Co tam Polacy – Czesi, przynajmniej według oficjalnych danych, piją nawet więcej niż Rosjanie! Wiadomo, w Rosji jest szara strefa. A w Czechach to nie? Przecież tych hektolitrów alkoholu metylowego nie wyprodukowały legalnie działające gorzelnie. I nie wprowadzili go do obrotu Żwirek i Muchomorek z Krecikiem na spółkę.
Powie ktoś, że przesadzam, Czechy to fajny kraj, ojczyzna Hrabala i Havla. Krótko mówiąc, „Gottland”. A jednak czymś całkiem normalnym jest tam widok mężczyzn i kobiet wychylających szklaneczkę podłego rumu przy budce z parówkami. Zrób sobie raj? Tak jest najprościej.
Niestety, trwająca już drugi tydzień czeska tragedia, wszyscy ci nieszczęśnicy, których stać było tylko na „czeski rum” i którzy chcieli tylko napić się po robocie, jak co dzień, więcej ma wspólnego z prawdziwymi Czechami niż mit kraju rozmarzonych piwoszy.
Więcej możesz przeczytać w 38/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.