Rozmowa z JANUSZEM STEINHOFFEM, ministrem gospodarki
"Wprost": - Musimy się nauczyć żyć z deficytem handlowym?
Janusz Steinhoff: - Myślę, że przede wszystkim powinniśmy się uczyć, jak z nim walczyć, a nie - jak z nim żyć. Deficyt obrotów bieżących powyżej 7,5 proc. jest poważnym ostrzeżeniem wynikającym z dużego importu zaopatrzeniowego oraz inwestycyjnego. Nasz deficyt w handlu z państwami UE wynosi niemal 11 mld USD, co oznacza, że 440 tys. miejsc pracy w unii jest utrzymywanych dzięki wymianie z Polską.
- Na pewno jest to pozytywne zjawisko dla unii, ale nie dla naszego kraju.
- Niestety, tak. Nasz import ciągle ma charakter inwestycyjny i zaopatrzeniowy, w mniejszej skali - konsumpcyjny. Liberalizacja w handlu artykułami przemysłowymi z UE jest niemal pełna, kraje piętnastki lokują na naszym rynku ponad połowę swoich nadwyżek eksportowych. Jesteśmy dla nich bardzo atrakcyjnym rynkiem. Polska gospodarka musi się stać bardziej konkurencyjna, a państwo lepiej wykorzystywać nowoczesne narzędzia wspierania eksportu.
- Dotychczas eksporterzy mówili, że dewaluacja złotego zwiększy naszą konkurencyjność.
- I dokonywali intelektualnego oszustwa. Jeśli ktoś uważa, że w gospodarce jednym podpisem można odmienić koniunkturę, bardzo się myli, a mówiąc to publicznie - dokonuje oszustwa. Konkurencyjność gospodarki jest pochodną jej innowacyjności. Polska gospodarka nie jest na razie przystosowana do rywalizacji z Unią Europejską, są już jednak dziedziny, w których coś zaczyna się zmieniać na lepsze. Przykład? Przemysł motoryzacyjny. Dwa lata temu deficyt w tej branży wynosił 2,5 mld USD, w tym roku nie powinien przekroczyć 2 mld USD. Wracając do narzędzi wspierania eksportu: w sprzedaży artykułów rolno-spożywczych w Europie i na świecie nie ma normalnego rynku. Bardzo duże subwencje do żywności prowadzą do nierównej konkurencji, także na rynkach trzecich. Sytuacja w handlu zagranicznym jest nie tylko efektem liberalizacji zasad wymiany z krajami UE, CEFTA, EFTA, ale także naszych umów o wolnym handlu z niektórymi państwami. Jesteśmy członkiem Światowej Organizacji Handlu i obowiązują nas też jej reguły. Nie chronimy naszego rynku przed towarami z innych krajów, ale będziemy częściej i konsekwentniej korzystać ze środków ochronnych, jakie dopuszcza polskie prawo.
- To ograniczy import, lecz polskiej gospodarce potrzebny jest przede wszystkim wzrost eksportu
. - Nie działamy na rzecz ograniczenia importu, ale na rzecz budowy racjonalnej konkurencji, a to jest różnica. Stosujemy środki ochronne tylko w tych wypadkach, gdy nadmierny import szkodzi polskim producentom i korzystamy z reguł obowiązujących we wszystkich krajach. Zgadzam się natomiast, że musimy wszystkimi narzędziami wspierać polski eksport.
- Jakie to narzędzia?
- Przede wszystkim ubezpieczenie kredytów eksportowych. To nasza słabość. Mam nadzieję, że Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych będzie odgrywała coraz większą rolę w ubezpieczeniach, że zwiększy się zakres ubezpieczeń kredytowych z udziałem skarbu państwa, że wykorzystamy ogromną siłę tego instrumentu. Dziś polscy eksporterzy są w gorszej sytuacji niż przedsiębiorcy z krajów Unii Europejskiej - tam producenci niemal automatycznie mogą uzyskać kredyt na produkcję eksportową. I tu pojawia się nasz problem: ograniczenia związanie z możliwościami budżetu państwa. Gdybyśmy mogli udzielać kredytów eksportowych producentom, mielibyśmy szansę zwiększenia wymiany handlowej.
- Czy nie uciekamy od konkurencji z unijną gospodarką, mówiąc o konieczności odbudowania rynku rosyjskiego?
- Rynek rosyjski nie ma dziś takiego znaczenia jak przed piętnastoma laty. Nie możemy go jednak lekceważyć. Rosja, Ukraina i inne kraje WNP są dla nas bardzo atrakcyjnymi partnerami handlowymi. Dynamika wzrostu eksportu do Rosji przed kryzysem sięgała 20 proc. rocznie. W najlepszym 1997 r. nasze obroty przekraczały 4 mld USD, a deficyt - 0,5 mld USD. W handlu z Ukrainą nadwyżka eksportu nad importem wynosiła 700 mln USD. Paradoksalnie: kryzys rosyjski może mieć pozytywne znaczenie dla inwestycji w Polsce. Inwestorzy zagraniczni, postrzegając Rosję jako kraj o większym stopniu ryzyka, mogą śmielej inwestować w Polsce, gdzie rozwój gospodarczy jest przewidywalny. Bądźmy jednak szczerzy: i dla nich, i dla nas wschodnie rynki zbytu są i będą bardzo atrakcyjne.
- Czy eksport na Wschód nie działa usypiająco na polskich eksporterów, którzy uważają, że wymagania jakościowe są niższe niż na Zachodzie?
- Jest w tym dużo racji. Orientacja jedynie na Rosję uśpiłaby naszą gospodarkę. Przyzwyczajeni do mniejszych wymagań rynku rosyjskiego nie dostrzegalibyśmy konieczności poprawy konkurencyjności. Proszę jednak zauważyć, że Rosja również się zmienia. Także tam konkurencja staje się coraz większa, trudno jest wszystko sprzedać.
- Jak przekonać wszystkich żyjących z budżetu, na przykład górników i hutników, że lepiej zainwestować w promocję polskiej gospodarki niż w odprawy dla nich?
- A kto tak przekonuje? Rząd nie stawia sprawy w ten sposób. Potrzebna jest i promocja, i odprawy tam, gdzie trzeba. Trwa trudny proces restrukturyzacji górnictwa i hutnictwa. Nikt w Europie nie wykonał tak wielkiej operacji. Przypomnę państwu, że w czasach, kiedy inni likwidowali górnictwo, my je rozwijaliśmy ponad realne potrzeby. To był absurd i dziś płacimy wielką jego cenę. W ostatnich dwóch latach, w warunkach dialogu z partnerami społecznymi, wykorzystując środki z budżetu państwa, zredukowaliśmy zatrudnienie o 70 tys. osób i zamknęliśmy część nierentownych kopalń. Z budżetu wydajemy pieniądze nie na utrzymanie istniejącego stanu, ale na jego poprawę. Z punktu widzenia finansów publicznych tańsze jest wypłacenie odprawy niż utrzymywanie niepotrzebnego ekonomicznie stanowiska pracy. Rzecz jasna - ideałem byłoby, gdyby pieniądze z odpraw pracownicy traktowali jako kapitał inwestycyjny, szukając dla siebie szansy w działalności gospodarczej.
- Dużo się mówi o konieczności wspierania eksportu i promocji. Jakie są efekty tych działań?
- Polska gospodarka rozwija się bardzo szybko. Jesteśmy w awangardzie państw przechodzących proces transformacji. Wzrost PKB o 4 proc. plasuje nas w czołówce. Ale Polska zawsze mało eksportowała, to nie jest bolączka ostatnich lat. Eksport liczony na osobę ledwie przekracza 700 USD. W krajach Europy Środkowej jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc. To się będzie zmieniać, przewiduję, że za trzy, cztery lata Polska będzie eksportowała 500-600 tys. samochodów. Z całą pewnością zmieni to nasz wizerunek nie tylko w Europie, ale i na świecie. Z importera staniemy się powoli ich eksporterem. Aby nasze samochody mogły być eksportowane do UE bez cła, muszą uzyskać tzw. świadectwo pochodzenia, które potwierdzi, że 60 proc. części pochodzi z polskich fabryk. Trzeba też promować małe i średnie przedsiębiorstwa. Część z nich to firmy rodzinne, zatrudniające cztery osoby. Takich podmiotów jest już 2,7 mln. Wymagają one pomocy publicznej związanej z dostosowaniem produkcji do standardów i prawa UE, wsparcia eksportowego. Te firmy - mocno w to wierzę - powinny być motorem rozwoju gospodarczego w następnych latach.
- Jakie inne branże będą w najbliższym czasie największym źródłem dewiz dla Polski?
- Najszybciej rozwija się motoryzacja, ale równie prężnym działem gospodarki jest telekomunikacja i przemysł elektroniczny. W ramach międzynarodowej kooperacji Polska jest liczącym się producentem maszyn, na znaczącym poziomie ustabilizował się eksport mebli. Coraz większe są inwestycje w przetwórstwie żywności, które umożliwią nam eksport nie tylko na Wschód, ale i do unii.
- Dlaczego łatwiej sprzedać w krajach unii wyprodukowany w Polsce samochód niż polską szynkę?
- Nie jesteśmy krajem, w którym wielkość pomocy publicznej dla rolnictwa dorównuje pomocy udzielanej w krajach unii. Przy pełnej liberalizacji, zastosowaniu nowoczesnych narzędzi marketingowych, zwiększeniu nakładów na promocję polskich produktów, polscy producenci żywności daliby sobie radę z europejską konkurencją. Dadzą sobie radę. Ja w to wierzę.
- Kiedy deficyt w handlu zagranicznym przestanie rosnąć?
- Dynamika wzrostu eksportu już nabiera większego impetu w stosunku do dynamiki wzrostu importu. Nie widać tego jeszcze w liczbach bezwzględnych, ale - mam nadzieję - że to tylko kwestia czasu. Ten proeksportowy dynamizm jest polskiej gospodarce bardzo potrzebny.
Janusz Steinhoff: - Myślę, że przede wszystkim powinniśmy się uczyć, jak z nim walczyć, a nie - jak z nim żyć. Deficyt obrotów bieżących powyżej 7,5 proc. jest poważnym ostrzeżeniem wynikającym z dużego importu zaopatrzeniowego oraz inwestycyjnego. Nasz deficyt w handlu z państwami UE wynosi niemal 11 mld USD, co oznacza, że 440 tys. miejsc pracy w unii jest utrzymywanych dzięki wymianie z Polską.
- Na pewno jest to pozytywne zjawisko dla unii, ale nie dla naszego kraju.
- Niestety, tak. Nasz import ciągle ma charakter inwestycyjny i zaopatrzeniowy, w mniejszej skali - konsumpcyjny. Liberalizacja w handlu artykułami przemysłowymi z UE jest niemal pełna, kraje piętnastki lokują na naszym rynku ponad połowę swoich nadwyżek eksportowych. Jesteśmy dla nich bardzo atrakcyjnym rynkiem. Polska gospodarka musi się stać bardziej konkurencyjna, a państwo lepiej wykorzystywać nowoczesne narzędzia wspierania eksportu.
- Dotychczas eksporterzy mówili, że dewaluacja złotego zwiększy naszą konkurencyjność.
- I dokonywali intelektualnego oszustwa. Jeśli ktoś uważa, że w gospodarce jednym podpisem można odmienić koniunkturę, bardzo się myli, a mówiąc to publicznie - dokonuje oszustwa. Konkurencyjność gospodarki jest pochodną jej innowacyjności. Polska gospodarka nie jest na razie przystosowana do rywalizacji z Unią Europejską, są już jednak dziedziny, w których coś zaczyna się zmieniać na lepsze. Przykład? Przemysł motoryzacyjny. Dwa lata temu deficyt w tej branży wynosił 2,5 mld USD, w tym roku nie powinien przekroczyć 2 mld USD. Wracając do narzędzi wspierania eksportu: w sprzedaży artykułów rolno-spożywczych w Europie i na świecie nie ma normalnego rynku. Bardzo duże subwencje do żywności prowadzą do nierównej konkurencji, także na rynkach trzecich. Sytuacja w handlu zagranicznym jest nie tylko efektem liberalizacji zasad wymiany z krajami UE, CEFTA, EFTA, ale także naszych umów o wolnym handlu z niektórymi państwami. Jesteśmy członkiem Światowej Organizacji Handlu i obowiązują nas też jej reguły. Nie chronimy naszego rynku przed towarami z innych krajów, ale będziemy częściej i konsekwentniej korzystać ze środków ochronnych, jakie dopuszcza polskie prawo.
- To ograniczy import, lecz polskiej gospodarce potrzebny jest przede wszystkim wzrost eksportu
. - Nie działamy na rzecz ograniczenia importu, ale na rzecz budowy racjonalnej konkurencji, a to jest różnica. Stosujemy środki ochronne tylko w tych wypadkach, gdy nadmierny import szkodzi polskim producentom i korzystamy z reguł obowiązujących we wszystkich krajach. Zgadzam się natomiast, że musimy wszystkimi narzędziami wspierać polski eksport.
- Jakie to narzędzia?
- Przede wszystkim ubezpieczenie kredytów eksportowych. To nasza słabość. Mam nadzieję, że Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych będzie odgrywała coraz większą rolę w ubezpieczeniach, że zwiększy się zakres ubezpieczeń kredytowych z udziałem skarbu państwa, że wykorzystamy ogromną siłę tego instrumentu. Dziś polscy eksporterzy są w gorszej sytuacji niż przedsiębiorcy z krajów Unii Europejskiej - tam producenci niemal automatycznie mogą uzyskać kredyt na produkcję eksportową. I tu pojawia się nasz problem: ograniczenia związanie z możliwościami budżetu państwa. Gdybyśmy mogli udzielać kredytów eksportowych producentom, mielibyśmy szansę zwiększenia wymiany handlowej.
- Czy nie uciekamy od konkurencji z unijną gospodarką, mówiąc o konieczności odbudowania rynku rosyjskiego?
- Rynek rosyjski nie ma dziś takiego znaczenia jak przed piętnastoma laty. Nie możemy go jednak lekceważyć. Rosja, Ukraina i inne kraje WNP są dla nas bardzo atrakcyjnymi partnerami handlowymi. Dynamika wzrostu eksportu do Rosji przed kryzysem sięgała 20 proc. rocznie. W najlepszym 1997 r. nasze obroty przekraczały 4 mld USD, a deficyt - 0,5 mld USD. W handlu z Ukrainą nadwyżka eksportu nad importem wynosiła 700 mln USD. Paradoksalnie: kryzys rosyjski może mieć pozytywne znaczenie dla inwestycji w Polsce. Inwestorzy zagraniczni, postrzegając Rosję jako kraj o większym stopniu ryzyka, mogą śmielej inwestować w Polsce, gdzie rozwój gospodarczy jest przewidywalny. Bądźmy jednak szczerzy: i dla nich, i dla nas wschodnie rynki zbytu są i będą bardzo atrakcyjne.
- Czy eksport na Wschód nie działa usypiająco na polskich eksporterów, którzy uważają, że wymagania jakościowe są niższe niż na Zachodzie?
- Jest w tym dużo racji. Orientacja jedynie na Rosję uśpiłaby naszą gospodarkę. Przyzwyczajeni do mniejszych wymagań rynku rosyjskiego nie dostrzegalibyśmy konieczności poprawy konkurencyjności. Proszę jednak zauważyć, że Rosja również się zmienia. Także tam konkurencja staje się coraz większa, trudno jest wszystko sprzedać.
- Jak przekonać wszystkich żyjących z budżetu, na przykład górników i hutników, że lepiej zainwestować w promocję polskiej gospodarki niż w odprawy dla nich?
- A kto tak przekonuje? Rząd nie stawia sprawy w ten sposób. Potrzebna jest i promocja, i odprawy tam, gdzie trzeba. Trwa trudny proces restrukturyzacji górnictwa i hutnictwa. Nikt w Europie nie wykonał tak wielkiej operacji. Przypomnę państwu, że w czasach, kiedy inni likwidowali górnictwo, my je rozwijaliśmy ponad realne potrzeby. To był absurd i dziś płacimy wielką jego cenę. W ostatnich dwóch latach, w warunkach dialogu z partnerami społecznymi, wykorzystując środki z budżetu państwa, zredukowaliśmy zatrudnienie o 70 tys. osób i zamknęliśmy część nierentownych kopalń. Z budżetu wydajemy pieniądze nie na utrzymanie istniejącego stanu, ale na jego poprawę. Z punktu widzenia finansów publicznych tańsze jest wypłacenie odprawy niż utrzymywanie niepotrzebnego ekonomicznie stanowiska pracy. Rzecz jasna - ideałem byłoby, gdyby pieniądze z odpraw pracownicy traktowali jako kapitał inwestycyjny, szukając dla siebie szansy w działalności gospodarczej.
- Dużo się mówi o konieczności wspierania eksportu i promocji. Jakie są efekty tych działań?
- Polska gospodarka rozwija się bardzo szybko. Jesteśmy w awangardzie państw przechodzących proces transformacji. Wzrost PKB o 4 proc. plasuje nas w czołówce. Ale Polska zawsze mało eksportowała, to nie jest bolączka ostatnich lat. Eksport liczony na osobę ledwie przekracza 700 USD. W krajach Europy Środkowej jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc. To się będzie zmieniać, przewiduję, że za trzy, cztery lata Polska będzie eksportowała 500-600 tys. samochodów. Z całą pewnością zmieni to nasz wizerunek nie tylko w Europie, ale i na świecie. Z importera staniemy się powoli ich eksporterem. Aby nasze samochody mogły być eksportowane do UE bez cła, muszą uzyskać tzw. świadectwo pochodzenia, które potwierdzi, że 60 proc. części pochodzi z polskich fabryk. Trzeba też promować małe i średnie przedsiębiorstwa. Część z nich to firmy rodzinne, zatrudniające cztery osoby. Takich podmiotów jest już 2,7 mln. Wymagają one pomocy publicznej związanej z dostosowaniem produkcji do standardów i prawa UE, wsparcia eksportowego. Te firmy - mocno w to wierzę - powinny być motorem rozwoju gospodarczego w następnych latach.
- Jakie inne branże będą w najbliższym czasie największym źródłem dewiz dla Polski?
- Najszybciej rozwija się motoryzacja, ale równie prężnym działem gospodarki jest telekomunikacja i przemysł elektroniczny. W ramach międzynarodowej kooperacji Polska jest liczącym się producentem maszyn, na znaczącym poziomie ustabilizował się eksport mebli. Coraz większe są inwestycje w przetwórstwie żywności, które umożliwią nam eksport nie tylko na Wschód, ale i do unii.
- Dlaczego łatwiej sprzedać w krajach unii wyprodukowany w Polsce samochód niż polską szynkę?
- Nie jesteśmy krajem, w którym wielkość pomocy publicznej dla rolnictwa dorównuje pomocy udzielanej w krajach unii. Przy pełnej liberalizacji, zastosowaniu nowoczesnych narzędzi marketingowych, zwiększeniu nakładów na promocję polskich produktów, polscy producenci żywności daliby sobie radę z europejską konkurencją. Dadzą sobie radę. Ja w to wierzę.
- Kiedy deficyt w handlu zagranicznym przestanie rosnąć?
- Dynamika wzrostu eksportu już nabiera większego impetu w stosunku do dynamiki wzrostu importu. Nie widać tego jeszcze w liczbach bezwzględnych, ale - mam nadzieję - że to tylko kwestia czasu. Ten proeksportowy dynamizm jest polskiej gospodarce bardzo potrzebny.
Więcej możesz przeczytać w 8/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.