Polska poza unią nie będzie bezpieczna. Polska zamknięta, drżąca przed przybyszami, nie da polskim ambicjom żadnych szans
Bitwę o BIG Bank Gdański powinni rozstrzygnąć sąd i zysk. Polityka powinna natomiast stać z bronią u nogi; koalicyjna, opozycyjna, a także prezydencka. Pracując dla premiera, nie zamierzam w tej bitwie uczestniczyć. Ale jako komentator nie mogę ominąć wydarzenia głośnego i ciekawego jako przyczynek do dyskusji o losie banków w Polsce. U orędowników zachowania polskiej własności banków dominują emocje i oskarżenia. Pozornie merytoryczny jest jeden argument - że oto w radzie nadzorczej jakiegoś zagranicznego banku, który kupi jakiś bank polski, będzie zasiadał przedstawiciel jakiejś firmy zagranicznej będącej konkurentem dla jakiejś firmy polskiej, która do tego banku akurat zwróci się o kredyt. I wskutek tego firma rodzima kredytu nie dostanie. Poseł Pęk pytany w telewizji, czy zna taki przypadek, odpowiedział, że nie dyskutuje o przypadkach, lecz o sprawach ogólnych. Jeżeli jednak nie ma przypadków, nie ma sprawy ogólnej. Gdzie nie ma narkomanów, nie ma narkomanii. Dziwaczny przypadek, o którym mówią obrońcy polskiej własności banków, może się zdarzyć, bo niewiele tylko na tym padole może się nie zdarzyć. Jego prawdopodobieństwo jest może trochę większe niż to, że komuś spadnie doniczka na głowę. I oczywiście nie chroni przed tym polska własność bankowa. Rodzima firma może dostać od rodzimego banku gest Kozakiewicza zamiast kredytu wskutek knowań przedstawiciela rodzimej konkurencji, zasiadającego w radzie nadzorczej banku.
Choć argumentacja tych, którzy chcą zębami i pazurami trzymać banki w polskich rękach, wisi na fikcji, nie odmawiam im racji. I oczekiwałbym tego samego w zamian. Każdy żyjący nad Wisłą intuicyjnie wolałby, żeby i banki, i firmy w Polsce miały polskie nazwy, zarządy i sprzedawały pod polskimi markami. Ta intuicja to odruch ambicji narodowej i sygnał instynktu samozachowawczego. Trzeba się ich trzymać - mówią jedni, trzeba na nie spojrzeć inaczej - odpowiadają drudzy. Polskie i samodzielne - to wielka rzecz. Polskie i pod trwałą kroplówką - to szkodnictwo. Ambicja i bezpieczeństwo mają różne aspekty, mniej i bardziej ważne. Sprawą nadrzędną jest znalezienie się w Unii Europejskiej, bo to najlepiej będzie służyło i realizowaniu ambicji narodowych, i zapewnieniu Polsce bezpieczeństwa. Polska poza unią nie będzie bezpieczna. Polska zamknięta, drżąca przed przybyszami w poczuciu słabości, nie da polskim ambicjom żadnych szans. Wybierając unię, musimy uznać konsekwencje tego wyboru także dla banków. Banki muszą być sprawne i stabilne. Nie będą sprawne, jeśli pozostaną państwowe. Minister Kornasiewicz, zapytana o optymalny udział państwa w bankach prywatnych, odpowiedziała: "Zero procent". I miała rację.
Banki muszą być prywatne i z tej racji nie może przeważać w nich polski kapitał prywatny, bo go tyle nie ma. Można oczywiście - i to jest przypadek BIG i Banku Handlowego - sprzedać udziały wielu udziałowcom zagranicznym, by nie było udziałowca decydującego. Wtedy bankiem rządzi większościowa koalicja - dopóty, dopóki nie nastąpi jej zamiana, jak to się stało w BIG. Ale to też nie jest droga do trwałego utrzymania dominacji, już nie własności, lecz zarządzania, w rękach polskich zarządów. Rozproszoną strukturę kapitałową państwo może wprowadzić przy prywatyzacji banku, natomiast nie ma możliwości, by administracyjnie ją utrzymać. Bank o rozproszonej strukturze kapitałowej jest niestabilny, szczególnie wtedy, kiedy jest dobry. Przypomina pochyłe drzewo, na które czyhają "kozy", to znaczy inne banki, by go przejąć. I jest to znacznie łatwiejsze niż wtedy, gdy bank ma udziałowca dominującego. Nie ma więc innej możliwości stworzenia w Polsce sprawnego i stabilnego systemu bankowego, który potrafi zachęcać do oszczędzania i dobrze zadba o nasze oszczędności, jak przyjąć regulacje Unii Europejskiej i konsekwencje z tego wynikające. Wejście polskich banków w struktury banków europejskich, międzynarodowych, ma też tę wielką zaletę, że otwiera dla naszej bankowej młodzieży szansę wspinania się na bardzo wysokie szczeble karier i rozciągnięcie narodowych ambicji daleko poza granice Polski. Tylko ktoś, kto nie wierzy w dynamizm i prężność Polaków, może się takiej perspektywy obawiać.
Choć argumentacja tych, którzy chcą zębami i pazurami trzymać banki w polskich rękach, wisi na fikcji, nie odmawiam im racji. I oczekiwałbym tego samego w zamian. Każdy żyjący nad Wisłą intuicyjnie wolałby, żeby i banki, i firmy w Polsce miały polskie nazwy, zarządy i sprzedawały pod polskimi markami. Ta intuicja to odruch ambicji narodowej i sygnał instynktu samozachowawczego. Trzeba się ich trzymać - mówią jedni, trzeba na nie spojrzeć inaczej - odpowiadają drudzy. Polskie i samodzielne - to wielka rzecz. Polskie i pod trwałą kroplówką - to szkodnictwo. Ambicja i bezpieczeństwo mają różne aspekty, mniej i bardziej ważne. Sprawą nadrzędną jest znalezienie się w Unii Europejskiej, bo to najlepiej będzie służyło i realizowaniu ambicji narodowych, i zapewnieniu Polsce bezpieczeństwa. Polska poza unią nie będzie bezpieczna. Polska zamknięta, drżąca przed przybyszami w poczuciu słabości, nie da polskim ambicjom żadnych szans. Wybierając unię, musimy uznać konsekwencje tego wyboru także dla banków. Banki muszą być sprawne i stabilne. Nie będą sprawne, jeśli pozostaną państwowe. Minister Kornasiewicz, zapytana o optymalny udział państwa w bankach prywatnych, odpowiedziała: "Zero procent". I miała rację.
Banki muszą być prywatne i z tej racji nie może przeważać w nich polski kapitał prywatny, bo go tyle nie ma. Można oczywiście - i to jest przypadek BIG i Banku Handlowego - sprzedać udziały wielu udziałowcom zagranicznym, by nie było udziałowca decydującego. Wtedy bankiem rządzi większościowa koalicja - dopóty, dopóki nie nastąpi jej zamiana, jak to się stało w BIG. Ale to też nie jest droga do trwałego utrzymania dominacji, już nie własności, lecz zarządzania, w rękach polskich zarządów. Rozproszoną strukturę kapitałową państwo może wprowadzić przy prywatyzacji banku, natomiast nie ma możliwości, by administracyjnie ją utrzymać. Bank o rozproszonej strukturze kapitałowej jest niestabilny, szczególnie wtedy, kiedy jest dobry. Przypomina pochyłe drzewo, na które czyhają "kozy", to znaczy inne banki, by go przejąć. I jest to znacznie łatwiejsze niż wtedy, gdy bank ma udziałowca dominującego. Nie ma więc innej możliwości stworzenia w Polsce sprawnego i stabilnego systemu bankowego, który potrafi zachęcać do oszczędzania i dobrze zadba o nasze oszczędności, jak przyjąć regulacje Unii Europejskiej i konsekwencje z tego wynikające. Wejście polskich banków w struktury banków europejskich, międzynarodowych, ma też tę wielką zaletę, że otwiera dla naszej bankowej młodzieży szansę wspinania się na bardzo wysokie szczeble karier i rozciągnięcie narodowych ambicji daleko poza granice Polski. Tylko ktoś, kto nie wierzy w dynamizm i prężność Polaków, może się takiej perspektywy obawiać.
Więcej możesz przeczytać w 8/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.