Czy 24 tys. zł rocznie, bo tyle ma kosztować polskiego podatnika utrzymanie serbskiego zbrodniarza wojennego Radislava Krsticia, to dużo?
Nie wiedzieć czemu, takie pytanie pojawia się niemal w każdej rozmowie poświęconej serbskiemu generałowi, który prawdopodobnie odsiedzi w Polsce część wyroku 35 lat więzienia za zbrodnie wojenne w byłej Jugosławii, zasądzonego w 2001 r. przez Międzynarodowy Trybunał ONZ w Hadze.
Nieczęsto, a prawdę mówiąc – wcale, spotykamy się z opinią, że ze względu na kryzys, spadające tempo wzrostu gospodarczego, rosnące bezrobocie czy inflację należałoby np. przeprowadzić powszechną amnestię i wypuścić z więzień przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy osób, w większości skazanych za przestępstwa nieporównywalnie mniejszej wagi niż zbrodnie Krsticia. Przecież utrzymanie tych wszystkich alimenciarzy, drobnych oszustów, kieszonkowców, damskich bokserów itd. kosztuje nas wszystkich grube miliony. A iluż to Polaków odsiaduje kary więzienia za granicą, choćby w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy we Francji; ilu z nich każdego roku jest przenoszonych do polskich więzień, choć swoje przestępstwa i zbrodnie popełnili za granicą? Fakt, Krstić nie jest Polakiem. Ale został skazany za udział w zbrodni ludobójstwa, a więc to, co zrobił, dotyczy również nas, Polaków. Akurat u nas, w Polsce, dla wszystkich powinno to być jasne.
Życie 64-letniego Krsticia, pomimo niezwykłej skali jego zbrodni, nie nadaje się na powieść ani film w rodzaju „Hannibala”. Masowa zbrodnia nie jest nawet w części tak malownicza jak postępki Hannibala Lectera. Urodził się w zabitej dechami wsi w Bośni, skąd młody, niewykształcony mężczyzna mógł się wyrwać dzięki karierze w wojsku. Służył w Sarajewie, a następnie w Kosowie. Po wybuchu wojny w Bośni w kwietniu 1992 r. dołączył do oddziałów bośniackich Serbów i wkrótce awansował do stopnia generała. Dowodzeni przez niego żołnierze przez trzy lata oblegali Sarajewo. W lipcu 1995 r., wraz ze swym bezpośrednim przełożonym, generałem Ratko Mladiciem, zdobył chronioną przez siły ONZ bośniacką enklawę w Srebrenicy, położoną tuż przy granicy z Serbią. W ciągu kilku dni podległe im oddziały wymordowały ponad 7 tys. osób. Rozstrzeliwanych grzebano w masowych mogiłach. Kiedy jednak wiadomości o masakrze przedostały się na Zachód, rozgrzebano je, by przenieść ciała do innych, ukrytych miejsc pochówku. Niektórych nie odnaleziono do teraz.
Srebrenica była bośniackim Katyniem. Krstić jest serbskim odpowiednikiem oficerów NKWD, którzy nadzorowali wykonanie rozkazu Stalina. Być może sam nikogo nie zabił, w końcu był generałem, drugim rangą po Mladiciu. Został jednak schwytany jako pierwszy, już w 1998 r., i skazany na 46 lat więzienia, następnie zamienione na 35 lat. Odsiadywał wyrok w Wielkiej Brytanii, gdzie przed dwoma laty trzej muzułmańscy współwięźniowie poderżnęli mu gardło. Cudem przeżył.
W trakcie procesu w Hadze próbował zwalić winę na Ratko Mladicia – wyglądał przy nim niepozornie, jak urzędnik raczej niż bóg wojny. Przedstawiono jednak nagranie rozmowy Krsticia z jego adiutantem Draganem Obrenoviciem.
Krstić: Działacie tam?
Obrenović: Jasne, działamy.
Krstić: Dobrze.
Obrenović: Udało się nam złapać jeszcze kilku, albo w zasięgu broni, albo na polach minowych.
Krstić: Zabić wszystkich, niech ich szlag!
Obrenović: Wszystko idzie zgodnie z planem.
Krstić: Żaden nie może przeżyć.
Obrenović: Wszystko idzie zgodnie z planem. Wszystko.
Krstić: Dobra robota, wodzu. Turcy pewnie nas podsłuchują. Niech słuchają, sukinsyny.
Przytaczam ten cytat za wstrząsającą książką „Oni nie skrzywdziliby nawet muchy. Zbrodniarze wojenni przed trybunałem w Hadze” (W.A.B. 2006). Jej autorka, światowej sławy reporterka Slavenka Drakulić, wyjaśnia, że „Turcy” to obraźliwa nazwa Muzułmanów z Bośni. Wszyscy jesteśmy „Turkami”.
Nieczęsto, a prawdę mówiąc – wcale, spotykamy się z opinią, że ze względu na kryzys, spadające tempo wzrostu gospodarczego, rosnące bezrobocie czy inflację należałoby np. przeprowadzić powszechną amnestię i wypuścić z więzień przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy osób, w większości skazanych za przestępstwa nieporównywalnie mniejszej wagi niż zbrodnie Krsticia. Przecież utrzymanie tych wszystkich alimenciarzy, drobnych oszustów, kieszonkowców, damskich bokserów itd. kosztuje nas wszystkich grube miliony. A iluż to Polaków odsiaduje kary więzienia za granicą, choćby w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy we Francji; ilu z nich każdego roku jest przenoszonych do polskich więzień, choć swoje przestępstwa i zbrodnie popełnili za granicą? Fakt, Krstić nie jest Polakiem. Ale został skazany za udział w zbrodni ludobójstwa, a więc to, co zrobił, dotyczy również nas, Polaków. Akurat u nas, w Polsce, dla wszystkich powinno to być jasne.
Życie 64-letniego Krsticia, pomimo niezwykłej skali jego zbrodni, nie nadaje się na powieść ani film w rodzaju „Hannibala”. Masowa zbrodnia nie jest nawet w części tak malownicza jak postępki Hannibala Lectera. Urodził się w zabitej dechami wsi w Bośni, skąd młody, niewykształcony mężczyzna mógł się wyrwać dzięki karierze w wojsku. Służył w Sarajewie, a następnie w Kosowie. Po wybuchu wojny w Bośni w kwietniu 1992 r. dołączył do oddziałów bośniackich Serbów i wkrótce awansował do stopnia generała. Dowodzeni przez niego żołnierze przez trzy lata oblegali Sarajewo. W lipcu 1995 r., wraz ze swym bezpośrednim przełożonym, generałem Ratko Mladiciem, zdobył chronioną przez siły ONZ bośniacką enklawę w Srebrenicy, położoną tuż przy granicy z Serbią. W ciągu kilku dni podległe im oddziały wymordowały ponad 7 tys. osób. Rozstrzeliwanych grzebano w masowych mogiłach. Kiedy jednak wiadomości o masakrze przedostały się na Zachód, rozgrzebano je, by przenieść ciała do innych, ukrytych miejsc pochówku. Niektórych nie odnaleziono do teraz.
Srebrenica była bośniackim Katyniem. Krstić jest serbskim odpowiednikiem oficerów NKWD, którzy nadzorowali wykonanie rozkazu Stalina. Być może sam nikogo nie zabił, w końcu był generałem, drugim rangą po Mladiciu. Został jednak schwytany jako pierwszy, już w 1998 r., i skazany na 46 lat więzienia, następnie zamienione na 35 lat. Odsiadywał wyrok w Wielkiej Brytanii, gdzie przed dwoma laty trzej muzułmańscy współwięźniowie poderżnęli mu gardło. Cudem przeżył.
W trakcie procesu w Hadze próbował zwalić winę na Ratko Mladicia – wyglądał przy nim niepozornie, jak urzędnik raczej niż bóg wojny. Przedstawiono jednak nagranie rozmowy Krsticia z jego adiutantem Draganem Obrenoviciem.
Krstić: Działacie tam?
Obrenović: Jasne, działamy.
Krstić: Dobrze.
Obrenović: Udało się nam złapać jeszcze kilku, albo w zasięgu broni, albo na polach minowych.
Krstić: Zabić wszystkich, niech ich szlag!
Obrenović: Wszystko idzie zgodnie z planem.
Krstić: Żaden nie może przeżyć.
Obrenović: Wszystko idzie zgodnie z planem. Wszystko.
Krstić: Dobra robota, wodzu. Turcy pewnie nas podsłuchują. Niech słuchają, sukinsyny.
Przytaczam ten cytat za wstrząsającą książką „Oni nie skrzywdziliby nawet muchy. Zbrodniarze wojenni przed trybunałem w Hadze” (W.A.B. 2006). Jej autorka, światowej sławy reporterka Slavenka Drakulić, wyjaśnia, że „Turcy” to obraźliwa nazwa Muzułmanów z Bośni. Wszyscy jesteśmy „Turkami”.
Więcej możesz przeczytać w 39/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.