Odrażające jest to, że ministrowie państw Unii zgłaszają projekty bojkotu Austriaków, którzy być może mogliby naruszyć prawa człowieka, lecz ściskają ręce ludzi odpowiedzialnych za masowe mordy
Dość trudno się zachwycać Jörgiem Haiderem, jeśli się ma odrobinę oleju w głowie i nie cierpi się na przymus zakochiwania się w każdym napotkanym opalonym playboyu. Równocześnie trudno się jednak powstrzymać od śmiechu, kiedy obserwuje się ekspedycję karną zorganizowaną z jego powodu przeciwko Austrii w Unii Europejskiej. Proszę wybaczyć, że nie będę się silić na subtelne analizy polityczne sytuacji. Niech będzie, prymityw jestem niedouczony, błazen i prostaczek, ale co ja poradzę, że w sytuacji tej chwilowo dostrzegam wyłącznie aspekty komiczne. No, niech tam, powiedzmy, tragikomiczne. Austriaccy konserwatyści zawarli koalicję ze skrajnie prawicowymi populistami Haidera, otwierając im tym samym drogę do rządu. Nie każdy lubi być rządzony przez takich przyjemniaczków (na przykład ja bym sobie tego nie życzył), ale część Austriaków akurat lubi, czego z kolei nie lubią rządy pozostałych czternastu państw UE i dały temu energicznie wyraz. Usłyszeliśmy zatem zapowiedzi, że jeśli ludzie Haidera znajdą się u władzy, na Wiedeń spadnie grad sankcji politycznych - od zamrożenia kontaktów oficjalnych po odmowę popierania austriackich kandydatów na stanowiska w organizacjach międzynarodowych. Brzmiało to nie tylko stanowczo, ale i szlachetnie. Sprawa zaczęła się jednak komplikować, kiedy tę stanowczość i szlachetność trzeba było przekuć w czyn, bo ludzie Hai- dera zrobili Europie przykrość i rzeczywiście znaleźli się w rządzie. Kiedy wsłuchiwaliśmy się w wiadomości o konsultacjach i jednakowych stanowiskach zajmowanych przez unijną czternastkę, wydawało nam się oczywiście, że chodzi o decyzje kolektywne i dotyczące postępowania Unii Europejskiej, w której imieniu oświadczano, że wyznaje ona pewne wartości i nie może znieść myśli o tym, iż we władzach któregoś z państw członkowskich mógłby się pojawić ktoś, kto budziłby choć cień obaw, że w pewnych okolicznościach nabrałby ochoty do ich naruszania. Myliliśmy się jednak i jesteśmy, rzecz jasna, sami sobie winni, bo nie wsłuchiwaliśmy się we wspomniane wiadomości z należytą uwagą. Wyszło to na jaw już przy pierwszej decyzji, którą trzeba było podjąć. Jeśli zamrażamy kontakty oficjalne i sprowadzamy je na najniższy poziom, to czy zapraszać austriackich ministrów na posiedzenia instancji kierowniczych w UE, czy nie? I wtedy okazało się, że odpowiedź brzmi: "Zapraszać!". Gdybyśmy od początku słuchali uważnie, wiedzielibyśmy to wcześniej. A tak obudziliśmy się dopiero, gdy rzecznik stałego przedstawicielstwa Portugalii przy UE oświadczył, że groźne sankcje rozjuszonych obrońców praw człowieka są stosowane w dziedzinie stosunków dwustronnych czternastu pojedynczych państw członkowskich z Austrią, co nie jest wiążące dla unii jako takiej. Proste, jasne i jakże zabawne! Ministrowie europejscy potwierdzili słuszność naszego rosnącego podziwu dla ich poczucia humoru, kiedy następnie zaczęli gromadnie zapewniać, że ich koledzy z Austrii, owszem, będą zapraszani na posiedzenia, ale wszyscy będą tam udawać, że ich nie ma. Nie będzie się ich witać ani pozdrawiać, nie będzie się do nich mówić ani nie będzie się ich słuchać - nie wspominając już o braniu pod uwagę ich zdania. Zapewnienia te formułowano z wyraźną intencją uspokojenia nas, że stanowczości i szlachetności stanie się jednak zadość. Otóż muszę powiedzieć, że mnie to nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie - wzbudziło to we mnie silny niepokój, czy nie pomyliłem sali i nie znalazłem się przypadkiem w kabarecie albo przedszkolu. To znaczy jak to teraz będzie? Piętnastu ministrów będzie przyjeżdżać na obrady instancji z mocy prawa wielostronnych po to, żeby czternastu demonstrowało swoje dwustronne fochy wobec piętnastego? Czternastu ministrów będzie się zachowywać maksymalnie niegrzecznie wobec piętnastego - tak samo zaproszonego jak oni - by w końcu wzbudzić w publiczności przekonanie, że austriacka skrajna prawica jest jedyną w Europie siłą, która wie, jak się zachować w towarzystwie? Świetny pomysł! Najbardziej odrażające zaś jest to, że wszystkie te zgłaszane na wyprzódki projekty polityczno-towarzyskiego bojkotu ludzi, którzy być może teoretycznie mogliby naruszyć prawa człowieka, pojawiają się dokładnie w tym samym czasie, kiedy kolejni ministrowie państw UE ściskają ręce i publicznie prawią komplementy ludziom odpowiedzialnym za masowe mordy i gwałcenie praw człowieka w skali całego narodu (i nikt jakoś nie mówi o wykluczeniu Rosji z Rady Europy lub OBWE albo chociaż o nieodzywaniu się do jej przedstawicieli bądź niebraniu pod uwagę ich zdania). Można by próbować nadal się zachowywać w ten sposób, ale po całej tej historii z Austrią już żadną miarą nie uchodzi. W przeciwnym razie kampania przeciwko Wiedniowi przyniesie jedynie bezpowrotne ośmieszenie najważniejszych europejskich ideałów i wartości. Kabaret to czy przedszkole?
Więcej możesz przeczytać w 8/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.