W polskiej branży taksówkowej robi się coraz goręcej. Kilka muśnięć opuszkami palców po ekranie smartfona może wywrócić ją do góry nogami.
Jeszcze do wiosny wszystko działo się po bożemu. Pasażer dzwonił do dyspozytora w korporacji taksówkowej, ten przekazywał zlecenie kierowcy, który podjeżdżał (punktualnie lub z opóźnieniem) pod wskazany adres. Korporacje organizujące pracę taksówkarzy pobierały za to od kierowców opłaty, sięgające średnio 1,5 tys. zł miesięcznie.
Ale wystarczyło parę miesięcy, by zrobił się niezły zamęt. Bo okazało się, że w czasach internetowej komunikacji każdą korporację taksówkową może z powodzeniem zastąpić smartfon wyposażony w odpowiednią aplikację.
– Nie wyważamy otwartych drzwi – mówił Łukasz Felsztukier, szef firmy iTaxi, od której wszystko się zaczęło. – Wywalamy wielką dziurę w murze.
Ale wystarczyło parę miesięcy, by zrobił się niezły zamęt. Bo okazało się, że w czasach internetowej komunikacji każdą korporację taksówkową może z powodzeniem zastąpić smartfon wyposażony w odpowiednią aplikację.
– Nie wyważamy otwartych drzwi – mówił Łukasz Felsztukier, szef firmy iTaxi, od której wszystko się zaczęło. – Wywalamy wielką dziurę w murze.
Więcej możesz przeczytać w 40/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.