Kilka lat temu miałem na Śląsku z okazji Dnia Nauczyciela koncert dla pewnego zespołu szkół. Kilkanaście minut przed rozpoczęciem przyszła do garderoby pani dyrektor i powiedziała: – Panie Krzysztofie, mamy do pana prośbę, żeby podczas występu zszedł pan trochę ze swojego poziomu.
– Dlaczego?!
– Ponieważ na sali nie będą sami pedagodzy, ale i pracownicy z obsługi, i chcemy, żeby się wszyscy dobrze bawili.
Zagrałem swoje, nie zmieniając ani jednego zdania, i najzabawniejsze zdarzenie miało miejsce po. Przyszły właśnie te panie „drugiego sortu” podziękować za to, że świetnie się bawiły i że nareszcie ktoś je potraktował poważnie. To jest przykład w mikroskali dowodzący tego, jak można nie mieć zaufania do rozumu tych, którzy gotują i sprzątają. Gorzej, gdy taka ocena przenosi się na media.
Piszę ten tekst w obronie mojego dyrektora Grzegorza Miecugowa, który tak naprawdę moim dyrektorem nie jest, jest bardzo dobrym kumplem, z którym bym się zaprzyjaźnił i chodził na mecze i piwo, gdyby nie to, że on całymi dniami przesiaduje w TVN 24, a ja jestem w nieustających rozjazdach.
Telewizje, obojętne, czy to publiczne, że zażartuję, czy komercyjne, żeby zdobyć widza, idą w dół. Kto zaczął ten marsz, nie wiadomo, i nie ma to większego znaczenia, ale siła przyzwyczajenia do bylejakości jest taka, że każdy ambitniejszy program jest natychmiast kasowany pilotem. Czego domaga się przeciętny Kowalski? Albo rozrywki, albo krwi. I to miał na myśli mój dyrektor, mówiąc, że obecne produkcje wymusza presja oglądalności, czyli widzowie.
W czasach, kiedy sam robiłem programy w telewizji, po kolejnym sezonie, gdy mieliśmy podpisać umowę na następny, jeden z redaktorów powiedział do mnie:
– Ale zanim podpiszemy, mamy do pana, panie Krzysiu, taką prośbę, żeby ten obecny był bardziej ludyczny.
– Co to znaczy bardziej ludyczny? – zapytałem, rżnąc głąba. – Mamy coraz prostszą widownię, to i żarty powinny być dostosowane do jej poziomu.
– Do prostych żartów poszukajcie prostych artystów – odpowiedziałem i następnego dnia byłem już człowiekiem wolnym.
A dla pana odwagi szacun, panie dyrektorze.
PS Czy jest wyjście z tej sytuacji? Jest. Wszystkie telewizje, tego samego dnia o tej samej porze zaczynają nadawać programy wyłącznie ambitne, wtedy widz albo wyłączy wszystkie kanały i pójdzie na piwo, albo zacznie myśleć.
– Dlaczego?!
– Ponieważ na sali nie będą sami pedagodzy, ale i pracownicy z obsługi, i chcemy, żeby się wszyscy dobrze bawili.
Zagrałem swoje, nie zmieniając ani jednego zdania, i najzabawniejsze zdarzenie miało miejsce po. Przyszły właśnie te panie „drugiego sortu” podziękować za to, że świetnie się bawiły i że nareszcie ktoś je potraktował poważnie. To jest przykład w mikroskali dowodzący tego, jak można nie mieć zaufania do rozumu tych, którzy gotują i sprzątają. Gorzej, gdy taka ocena przenosi się na media.
Piszę ten tekst w obronie mojego dyrektora Grzegorza Miecugowa, który tak naprawdę moim dyrektorem nie jest, jest bardzo dobrym kumplem, z którym bym się zaprzyjaźnił i chodził na mecze i piwo, gdyby nie to, że on całymi dniami przesiaduje w TVN 24, a ja jestem w nieustających rozjazdach.
Telewizje, obojętne, czy to publiczne, że zażartuję, czy komercyjne, żeby zdobyć widza, idą w dół. Kto zaczął ten marsz, nie wiadomo, i nie ma to większego znaczenia, ale siła przyzwyczajenia do bylejakości jest taka, że każdy ambitniejszy program jest natychmiast kasowany pilotem. Czego domaga się przeciętny Kowalski? Albo rozrywki, albo krwi. I to miał na myśli mój dyrektor, mówiąc, że obecne produkcje wymusza presja oglądalności, czyli widzowie.
W czasach, kiedy sam robiłem programy w telewizji, po kolejnym sezonie, gdy mieliśmy podpisać umowę na następny, jeden z redaktorów powiedział do mnie:
– Ale zanim podpiszemy, mamy do pana, panie Krzysiu, taką prośbę, żeby ten obecny był bardziej ludyczny.
– Co to znaczy bardziej ludyczny? – zapytałem, rżnąc głąba. – Mamy coraz prostszą widownię, to i żarty powinny być dostosowane do jej poziomu.
– Do prostych żartów poszukajcie prostych artystów – odpowiedziałem i następnego dnia byłem już człowiekiem wolnym.
A dla pana odwagi szacun, panie dyrektorze.
PS Czy jest wyjście z tej sytuacji? Jest. Wszystkie telewizje, tego samego dnia o tej samej porze zaczynają nadawać programy wyłącznie ambitne, wtedy widz albo wyłączy wszystkie kanały i pójdzie na piwo, albo zacznie myśleć.
Więcej możesz przeczytać w 40/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.