Państwowiec

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Zakrzewski (1941-2000)
Jeszcze dwa dni przed śmiercią minister kultury i dziedzictwa narodowego Andrzej Zakrzewski prowadził spotkanie z dziennikarzami w Radziejowicach. Zmarł niemal na posterunku. Nie był typem polityka - raczej obywatelem zainteresowanym biegiem spraw publicznych i przejmującym za nie odpowiedzialność. Pod koniec lat 70. zaangażował się w działalność Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość, co pozwoliło mu poznać stan państwa, mimo że ekipa Gierkowska ostentacyjnie, ku własnej zgubie, lekceważyła ekspertyzy poczynione przez najwybitniejsze umysły ówczesnej Polski. Na pytanie, czy pracując w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, nie wdał się zanadto w politykę, odpowiadał: "Byłem urzędnikiem prezydenta mojego państwa". Współpracownicy z tamtej epoki przypominają jego tonizujący wpływ na głowę państwa. Sam Andrzej Zakrzewski żartował, iż jego rolą było dosypywanie relanium do prezydenckiej kawy. Urząd ministra kultury sprawował po gospodarsku. Nie ufał informacjom z drugiej ręki: nawet w zaawansowanym stadium choroby rwał się do wyjazdów w teren i osobistych spotkał z petentami, którzy z przyzwyczajenia traktowali go niekiedy jak państwowego funkcjonariusza, rozdawcę publicznych pieniędzy. Postawa wyciągniętej ręki budziła w nim niesmak i zażenowanie. A przecież za jeden ze swoich priorytetów uznał zwiększenie w budżecie funduszy przeznaczonych na kulturę. W prywatnych rozmowach (nawet bardzo rzeczowe dyskusje dotyczące resortu umiał prowadzić w sposób serdeczny i ujmujący) podkreślał, że obawia się urzędniczego "dworu", który mógłby go separować od rzeczywistych problemów. "Marzy mi się takie ministerstwo kultury, które zamiast dzielić równo, będzie wspierało wszystkich przyczyniających się do rozwoju kultury" - pisał w tygodniku "Wprost". "Resort dbający zarówno o interesy twórców, jak i odbiorców. Nie taki, który 'podnosi poziom kultury', bo tego robić nie jest w stanie, ale sprzyja temu procesowi. Czy Adam Mickiewicz napisałby 'Pana Tadeusza' lepiej, gdyby miał ministerialne stypendium?" Wobec dziedzictwa narodowego miał duże oczekiwania. Podkreślał, że nasze obywatelstwo w unii będzie przede wszystkim obywatelstwem kultury. "Możemy mieć obawy, że po otwarciu granic do Polski wejdzie kultura brytyjska, belgijska czy holenderska. Ale to właśnie my musimy wejść do nich z naszą. I wierzę, że wejdziemy. Nawet szybciej niż na przykład z traktorami czy śmietanką" - mówił w wywiadzie. Kierowany przez siebie resort widział w roli operatywnego menedżera, który nie tyle dystrybuuje środki, ile raczej inspiruje i wspiera. Poruszał się na styku nauki i polityki, co pozwoliło mu zrozumieć mechanizmy słabo czytelne dla uczonych gabinetowych. Uczestnictwo w posiedzeniach rządu umożliwiało mu właściwą ocenę satyry politycznej II Rzeczypospolitej, którą zajmował się jako naukowiec. Powtarzał, że pierwszym krokiem ludzi polityki do utraty poparcia społecznego jest zanik poczucia humoru.

Więcej możesz przeczytać w 8/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.