Eduardo Mendoza, jak bohaterowie jego książek, dobrze się czuje w roli emigranta – w „Walce kotów” z takiego punktu widzenia opisuje Madryt. Jest też doskonałym przewodnikiem.
Spacer z Mendozą po Madrycie nie może być spokojny. Co chwila mówi: „Zobacz, to najciekawsze miejsce w mieście”, wskazując a to na plac Cibeles, a to na muzeum Prado albo na uliczkę, przy której urodził się i zmarł Cervantes.
Kiedy pytam, gdzie konkretnie, zastanawia się chwilę nad numerem kamienicy, ale ostatecznie stwierdza: „Daj spokój Cervantesowi, mamy ciepły madrycki wieczór, trzeba raczej iść na piwo”. Ma więcej luzu, niż moglibyście spodziewać się po lekturze jego wydanej właśnie w Polsce „Walki kotów”. W wersji hiszpańskiej powieść ma podtytuł – „Madryt 1936”. W czasy wojny domowej Mendoza rzuca Anglika, historyka sztuki Anthony’ego Whitelandsa. Bohater przyjeżdża do Madrytu, żeby ocenić wartość kolekcji obrazów zamożnego Hiszpana.
Kiedy pytam, gdzie konkretnie, zastanawia się chwilę nad numerem kamienicy, ale ostatecznie stwierdza: „Daj spokój Cervantesowi, mamy ciepły madrycki wieczór, trzeba raczej iść na piwo”. Ma więcej luzu, niż moglibyście spodziewać się po lekturze jego wydanej właśnie w Polsce „Walki kotów”. W wersji hiszpańskiej powieść ma podtytuł – „Madryt 1936”. W czasy wojny domowej Mendoza rzuca Anglika, historyka sztuki Anthony’ego Whitelandsa. Bohater przyjeżdża do Madrytu, żeby ocenić wartość kolekcji obrazów zamożnego Hiszpana.
Więcej możesz przeczytać w 41/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.