Czego mogą się obawiać politycy AWS?
Obawa przed przegraniem wyborów wymusi konsolidację - przewiduje Ryszard Czarnecki, poseł AWS, przewodniczący Rady Naczelnej ZChN. Strach rodzi agresję - spadek poparcia dla rządu i koalicji rozhuśtał w AWS falę wzajemnych oskarżeń i konfliktów. Agresja rodzi strach - czym jeszcze, poza przegraniem wyborów, mogą się czuć zaniepokojeni liderzy Akcji Wyborczej Solidarność?
Marian Krzaklewski może się obawiać dezintegracji swego obozu i utraty przywództwa. Krzaklewski utworzył akcję niemal jak dyktator, a faktyczne jedynowładztwo, jakie sprawował, zaowocowało wyborczym triumfem. Dlaczego miałby zrezygnować po wyborach z pełnej władzy? I dlaczego ma rezygnować teraz? Dlatego, że żądają tego "partyjni baronowie" ze Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego czy Porozumienia Polskich Chrześcijańskich Demokratów? Krzaklewski uczestniczył w pracach konwentu św. Katarzyny, czyli partyjnego zgromadzenia, które w 1993 r. miało wyłonić kandydata prawicy na prezydenta, a zakończyło się politycznym blamażem. Było, minęło? Przywódcy partii współtworzących AWS deklarują, że wyciągnęli wnioski z lekcji historii, że po uzyskaniu większego wpływu na kierowanie akcją solidarnie wesprą Krzaklewskiego. Równocześnie publicznie powtarzają, że trzeba zmienić premiera, bo jest nieudolny, że przewodniczący AWS nie ma szans w wyborach prezydenckich, że sama AWS to twór przestarzały. Krzaklewski ma podstawy, aby sądzić, że prezesi partii, uzyskawszy większą możliwość zmieniania czy blokowania jego decyzji, zaczną się porozumiewać ponad jego głową, a potem - wzajemnie się skłóciwszy - sparaliżują kierownictwo całego ugrupowania. Może więc lepiej zachować system decydowania oparty na kupowaniu przychylności polityków i takim rozdzielaniu "parytetów" między partie, aby te - wzajemnie konkurując o stanowiska, rady nadzorcze, funda- cje - zabiegały o przychylność przewodniczącego? System ów można zmodyfikować w takim stopniu, by uśmierzyć niezadowolenie "baronów", a zarazem zapobiec groźbie "rozmycia" kierownictwa. Przecież można liczyć, że gdy reformy "zaskoczą", poprawi się koniunktura gospodarcza, a w dodatku pojawią się nowe, jakże ciekawe sprawy dotyczące historycznych zaszłości SLD, to karta się odwróci. I wtedy AWS, nawet w obecnej postaci, będzie zdolna do odniesienia kolejnego sukcesu. A jak dobrze pójdzie, to szansą na sukces będą również wybory prezydenckie. Aleksander Kwaśniewski ma teraz miażdżącą przewagę, jednak kto wie, co się wydarzy do wyborów? Otóż wie być może właśnie Marian Krzaklewski i kilku ludzi, których darzy on zaufaniem.
Przewodniczący musi się też liczyć z własnym zapleczem, czyli związkowcami. Byli działacze "Solidarności", a obecnie politycy wchodzącej w skład AWS par- tii - RS AWS - nie mają ochoty tracić posiadanej w akcji przewagi. Także działacze związkowego aparatu mogliby powiedzieć: "Marian, nie dość, że dołujemy w sondażach, to jeszcze teraz oddałeś władzę partyjnym, którzy tylko dzięki nam weszli do Sejmu. No to Marian, już ci dziękujemy". A wypowiadającym te słowa mógłby być na przykład Maciej Jankowski, wczoraj lider mazowieckiej "Solidarności", dziś krytykujący Krzaklewskiego i Buzka poseł akcji, a jutro? Kto ma fotel przewodniczącego związku, ten ma w zasięgu ręki władzę w państwie. Przynajmniej do tej pory tak było.
Marian Krzaklewski może wreszcie obawiać się zmiany premiera. "Wojna na górze" wybuchła dlatego, że w obozie "Solidarności" powstały dwa ośrodki władzy: jeden skupiony wokół Lecha Wałęsy, drugi związany z osobą premiera Tadeusza Mazowieckiego. Przewodniczący akcji ma prawo sądzić, że gdyby sam przejął tekę premiera, to nikt już nie powstrzyma rozpadu akcji. Natomiast namaszczenie na następcę Buzka na przykład Macieja Płażyńskiego, obecnego marszałka Sejmu, mogłoby oznaczać oddanie głównych nici władzy w ręce nowego premiera, gdyby ten zyskał poparcie większości niechętnych Krzaklewskiemu "partyjnych". Poza tym nowy premier to nowy rząd. Fakt, że obecny gabinet działa tak długo, jest - wedle Krzaklewskiego - zarówno sukcesem, jak i porażką. "W czasie jednej kadencji należy zmienić rząd co najmniej kilka razy. Tylko wtedy pozyskuje się nowy elektorat i utrzymuje dotychczasowy" - mówił w "Tygodniku Solidarność". Daremne żale, próżny trud. Gabinet Jerzego Buzka przewodniczący AWS układał głównie z Leszkiem Balcerowiczem. Teraz musiałby pertraktować równolegle z przywódcami SKL, ZChN, PPChD, "partią głosujących inaczej"... Każda z tych grup mogłaby szantażować go opuszczeniem AWS i koalicji czy też udzieleniem poparcia poprzedniemu prezydentowi III RP.
- Lech Wałęsa pożre Krzaklewskiego na surowo - prorokuje z przekonaniem jeden z liderów koalicji. Już teraz część polityków akcji coraz poważniej rozważa, czy nie opłacałoby się przyłączyć do byłego prezydenta. Ma on małe szanse na urząd głowy państwa, za to dzięki kampanii prezydenckiej może stworzyć trampolinę do przyszłych wyborów parlamentarnych. - Lech Wałęsa czuwa i jest gotów - deklaruje Lech Wałęsa. I słusznie, że czuwa, bo może się obawiać, że jeżeli nie wykorzysta pojawiającej się szansy powrotu do gry, zostanie tylko żywym pomnikiem. Krzaklewski przystaje więc na zmiany, ale chce je tak przeprowadzić, aby zasadniczo nie uszczupliły jego stanu posiadania. W przeciwnym razie stałby się figurantem firmującym decyzje innych polityków. W takiej sytuacji przywódcy wchodzących w skład AWS partii mogą się obawiać bezruchu. - Zamierzam wystąpić do przewodniczącego Mariana Krzaklewskiego, aby przedstawił swój program naprawczy. Rozdział stanowisk i parytetów politycznych czy też komputerowy autorytet Krzaklewskiego już nie wystarczą - ocenia Paweł Łączkowski, poseł AWS, lider PPChD. Gdy deputowani AWS i partyjni kandydaci na takowych zaczęli dostrzegać, że akcja przestaje być łodzią gwarantującą bezpieczne dotarcie do kolejnego parlamentu, zaczęli pytać swych partyjnych przywódców, co robią, aby Krzaklewski nie kierował łodzi na mieliznę. Dlaczego o najważniejszych sprawach decyduje małe, nieformalne grono? No i po co Krzaklewski straszy wyrzuceniem z klubu czy pominięciem na listach wyborczych, skoro i tak nie wyrzuca, a lista wyborcza traci na atrakcyjności? A tak w ogóle, czy liderzy mają głowy na karkach? A może mają je zbyt długo?
Wytwarzany przez poselskie i partyjne doły nastrój tężejącej nerwowości udzielał się przywódcom, zwłaszcza ZChN i SKL, gdyż tworzył kolejkę potencjalnych prezesów, gotowych do przejęcia ciężaru odpowiedzialności za losy partii. Zbliżają się partyjne konwentykle - już w marcu nowego prezesa objawi wyborcom SKL, w maju obywatele zaczną się radować nowym prezesem ZChN. Mirosław Styczeń, prezes SKL, i Marian Piłka, prezes ZChN, będą wiosną musieli ostro grać, aby utrzymać swe stanowiska, po które otwarcie sięgną ich partyjni koledzy. Konkurowanie o prezesurę polega na określaniu się wobec zachowawczej postawy Mariana Krzaklewskiego, przy czym jedni pretendenci lubują się w lepieniu gipsowych modeli, wskazujących na konieczność dokonania istnej rewolucji w AWS, inni uwzględniają zaś, że barwy ich partii nie mają dla wyborców przesadnie dużego czaru i że próba przetrwania poza AWS może przypominać próbę oddychania pod wodą. Napinający wojowniczo swe muskuły politycy SKL czy ZChN zdają się nie dostrzegać innego niebezpieczeństwa. Według jeszcze nieoficjalnej wykładni Trybunału Konstytucyjnego, w przyszłych wyborach będą mogły wziąć udział wyłącznie partie jednolite, co oznacza, że AWS powinna się już teraz przekształcać z partyjnej konfederacji w jedną partię. A co będzie, jeżeli działacze partii Buzka i Krzaklewskiego - RS AWS - dojdą do wniosku, że jest to nierealne? Wtedy mogą sprowokować ZChN, SKL i PPChD do opuszczenia akcji i w ten sposób przejąć na czas wyborów nadal stosunkowo atrakcyjny "znak firmowy" AWS. W ten sposób politycy RS AWS unikną konieczności dzielenia się mandatami w przyszłym, zapewne już mniejszym klubie parlamentarnym.
Braku odpowiedzi na pytanie, jak rządzić, musi się obawiać premier. Najtrudniejsza praca wykonana, nadzieja na poprawę koniunktury realna, więc dlaczego niby wracać w niesławie do roli prostego posła? Wszyscy wokół oskarżają premiera o miękkość, niezdecydowanie i brak samodzielności, lecz gigantyczne, odważne reformy zostały uruchomione bez teatralnego walenia pięścią w stół, za to m.in. dzięki ścisłej współpracy z Krzaklewskim. Osłabienie Krzaklewskiego może oznaczać utratę głównej podpory, a bezkarność niezdyscyplinowanych posłów AWS może spowodować przekształcenie koalicji składającej się z dwóch ugrupowań w koalicję wielopartyjną. A wtedy mit zjednoczonej prawicy legnie ostatecznie w gruzach.
Wszyscy politycy AWS muszą się obawiać, że żywione wobec siebie nawzajem obawy okażą się silniejsze niż obawa przed przegraniem wyborów. - Najważniejsza jest nie tyle obawa przed przegraną, ile wola zwycięstwa, przekonanie, że jesteśmy lepsi - mówi poseł Piotr Żak, rzecznik Klu- bu Parlamentarnego AWS. - Taka mobilizacja jak przed wyborami w 1997 r. jest możliwa. Niepokoi jednak przeświadczenie polityków AWS o nieuchronności przegranej, co może być samosprawdzającą się przepowiednią - uważa poseł Mirosław Czech, sekretarz generalny Unii Wolności. - Nie sądzę, żeby następowała mobilizacja. Przed nami okres względnej stabilizacji, przerywanej od czasu do czasu konfliktami - prognozuje z kolei Jan Maria Rokita, poseł AWS, polityk SKL. Albo w zapowiadanej na najbliższy weekend "męskiej rozmowie" politycy AWS pokonają swe wzajemne obawy i podejrzenia, po czym uśmierzą obawy i rozczarowanie swoich zwolenników, albo mogą się obawiać wyborczej porażki. A w rzeczywistości czegoś więcej. - W obecnej sytuacji powinniśmy się obawiać nie tyle przegrania wyborów, ile odejścia w nicość - przestrzega poseł Żak.
Marian Krzaklewski może się obawiać dezintegracji swego obozu i utraty przywództwa. Krzaklewski utworzył akcję niemal jak dyktator, a faktyczne jedynowładztwo, jakie sprawował, zaowocowało wyborczym triumfem. Dlaczego miałby zrezygnować po wyborach z pełnej władzy? I dlaczego ma rezygnować teraz? Dlatego, że żądają tego "partyjni baronowie" ze Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego czy Porozumienia Polskich Chrześcijańskich Demokratów? Krzaklewski uczestniczył w pracach konwentu św. Katarzyny, czyli partyjnego zgromadzenia, które w 1993 r. miało wyłonić kandydata prawicy na prezydenta, a zakończyło się politycznym blamażem. Było, minęło? Przywódcy partii współtworzących AWS deklarują, że wyciągnęli wnioski z lekcji historii, że po uzyskaniu większego wpływu na kierowanie akcją solidarnie wesprą Krzaklewskiego. Równocześnie publicznie powtarzają, że trzeba zmienić premiera, bo jest nieudolny, że przewodniczący AWS nie ma szans w wyborach prezydenckich, że sama AWS to twór przestarzały. Krzaklewski ma podstawy, aby sądzić, że prezesi partii, uzyskawszy większą możliwość zmieniania czy blokowania jego decyzji, zaczną się porozumiewać ponad jego głową, a potem - wzajemnie się skłóciwszy - sparaliżują kierownictwo całego ugrupowania. Może więc lepiej zachować system decydowania oparty na kupowaniu przychylności polityków i takim rozdzielaniu "parytetów" między partie, aby te - wzajemnie konkurując o stanowiska, rady nadzorcze, funda- cje - zabiegały o przychylność przewodniczącego? System ów można zmodyfikować w takim stopniu, by uśmierzyć niezadowolenie "baronów", a zarazem zapobiec groźbie "rozmycia" kierownictwa. Przecież można liczyć, że gdy reformy "zaskoczą", poprawi się koniunktura gospodarcza, a w dodatku pojawią się nowe, jakże ciekawe sprawy dotyczące historycznych zaszłości SLD, to karta się odwróci. I wtedy AWS, nawet w obecnej postaci, będzie zdolna do odniesienia kolejnego sukcesu. A jak dobrze pójdzie, to szansą na sukces będą również wybory prezydenckie. Aleksander Kwaśniewski ma teraz miażdżącą przewagę, jednak kto wie, co się wydarzy do wyborów? Otóż wie być może właśnie Marian Krzaklewski i kilku ludzi, których darzy on zaufaniem.
Przewodniczący musi się też liczyć z własnym zapleczem, czyli związkowcami. Byli działacze "Solidarności", a obecnie politycy wchodzącej w skład AWS par- tii - RS AWS - nie mają ochoty tracić posiadanej w akcji przewagi. Także działacze związkowego aparatu mogliby powiedzieć: "Marian, nie dość, że dołujemy w sondażach, to jeszcze teraz oddałeś władzę partyjnym, którzy tylko dzięki nam weszli do Sejmu. No to Marian, już ci dziękujemy". A wypowiadającym te słowa mógłby być na przykład Maciej Jankowski, wczoraj lider mazowieckiej "Solidarności", dziś krytykujący Krzaklewskiego i Buzka poseł akcji, a jutro? Kto ma fotel przewodniczącego związku, ten ma w zasięgu ręki władzę w państwie. Przynajmniej do tej pory tak było.
Marian Krzaklewski może wreszcie obawiać się zmiany premiera. "Wojna na górze" wybuchła dlatego, że w obozie "Solidarności" powstały dwa ośrodki władzy: jeden skupiony wokół Lecha Wałęsy, drugi związany z osobą premiera Tadeusza Mazowieckiego. Przewodniczący akcji ma prawo sądzić, że gdyby sam przejął tekę premiera, to nikt już nie powstrzyma rozpadu akcji. Natomiast namaszczenie na następcę Buzka na przykład Macieja Płażyńskiego, obecnego marszałka Sejmu, mogłoby oznaczać oddanie głównych nici władzy w ręce nowego premiera, gdyby ten zyskał poparcie większości niechętnych Krzaklewskiemu "partyjnych". Poza tym nowy premier to nowy rząd. Fakt, że obecny gabinet działa tak długo, jest - wedle Krzaklewskiego - zarówno sukcesem, jak i porażką. "W czasie jednej kadencji należy zmienić rząd co najmniej kilka razy. Tylko wtedy pozyskuje się nowy elektorat i utrzymuje dotychczasowy" - mówił w "Tygodniku Solidarność". Daremne żale, próżny trud. Gabinet Jerzego Buzka przewodniczący AWS układał głównie z Leszkiem Balcerowiczem. Teraz musiałby pertraktować równolegle z przywódcami SKL, ZChN, PPChD, "partią głosujących inaczej"... Każda z tych grup mogłaby szantażować go opuszczeniem AWS i koalicji czy też udzieleniem poparcia poprzedniemu prezydentowi III RP.
- Lech Wałęsa pożre Krzaklewskiego na surowo - prorokuje z przekonaniem jeden z liderów koalicji. Już teraz część polityków akcji coraz poważniej rozważa, czy nie opłacałoby się przyłączyć do byłego prezydenta. Ma on małe szanse na urząd głowy państwa, za to dzięki kampanii prezydenckiej może stworzyć trampolinę do przyszłych wyborów parlamentarnych. - Lech Wałęsa czuwa i jest gotów - deklaruje Lech Wałęsa. I słusznie, że czuwa, bo może się obawiać, że jeżeli nie wykorzysta pojawiającej się szansy powrotu do gry, zostanie tylko żywym pomnikiem. Krzaklewski przystaje więc na zmiany, ale chce je tak przeprowadzić, aby zasadniczo nie uszczupliły jego stanu posiadania. W przeciwnym razie stałby się figurantem firmującym decyzje innych polityków. W takiej sytuacji przywódcy wchodzących w skład AWS partii mogą się obawiać bezruchu. - Zamierzam wystąpić do przewodniczącego Mariana Krzaklewskiego, aby przedstawił swój program naprawczy. Rozdział stanowisk i parytetów politycznych czy też komputerowy autorytet Krzaklewskiego już nie wystarczą - ocenia Paweł Łączkowski, poseł AWS, lider PPChD. Gdy deputowani AWS i partyjni kandydaci na takowych zaczęli dostrzegać, że akcja przestaje być łodzią gwarantującą bezpieczne dotarcie do kolejnego parlamentu, zaczęli pytać swych partyjnych przywódców, co robią, aby Krzaklewski nie kierował łodzi na mieliznę. Dlaczego o najważniejszych sprawach decyduje małe, nieformalne grono? No i po co Krzaklewski straszy wyrzuceniem z klubu czy pominięciem na listach wyborczych, skoro i tak nie wyrzuca, a lista wyborcza traci na atrakcyjności? A tak w ogóle, czy liderzy mają głowy na karkach? A może mają je zbyt długo?
Wytwarzany przez poselskie i partyjne doły nastrój tężejącej nerwowości udzielał się przywódcom, zwłaszcza ZChN i SKL, gdyż tworzył kolejkę potencjalnych prezesów, gotowych do przejęcia ciężaru odpowiedzialności za losy partii. Zbliżają się partyjne konwentykle - już w marcu nowego prezesa objawi wyborcom SKL, w maju obywatele zaczną się radować nowym prezesem ZChN. Mirosław Styczeń, prezes SKL, i Marian Piłka, prezes ZChN, będą wiosną musieli ostro grać, aby utrzymać swe stanowiska, po które otwarcie sięgną ich partyjni koledzy. Konkurowanie o prezesurę polega na określaniu się wobec zachowawczej postawy Mariana Krzaklewskiego, przy czym jedni pretendenci lubują się w lepieniu gipsowych modeli, wskazujących na konieczność dokonania istnej rewolucji w AWS, inni uwzględniają zaś, że barwy ich partii nie mają dla wyborców przesadnie dużego czaru i że próba przetrwania poza AWS może przypominać próbę oddychania pod wodą. Napinający wojowniczo swe muskuły politycy SKL czy ZChN zdają się nie dostrzegać innego niebezpieczeństwa. Według jeszcze nieoficjalnej wykładni Trybunału Konstytucyjnego, w przyszłych wyborach będą mogły wziąć udział wyłącznie partie jednolite, co oznacza, że AWS powinna się już teraz przekształcać z partyjnej konfederacji w jedną partię. A co będzie, jeżeli działacze partii Buzka i Krzaklewskiego - RS AWS - dojdą do wniosku, że jest to nierealne? Wtedy mogą sprowokować ZChN, SKL i PPChD do opuszczenia akcji i w ten sposób przejąć na czas wyborów nadal stosunkowo atrakcyjny "znak firmowy" AWS. W ten sposób politycy RS AWS unikną konieczności dzielenia się mandatami w przyszłym, zapewne już mniejszym klubie parlamentarnym.
Braku odpowiedzi na pytanie, jak rządzić, musi się obawiać premier. Najtrudniejsza praca wykonana, nadzieja na poprawę koniunktury realna, więc dlaczego niby wracać w niesławie do roli prostego posła? Wszyscy wokół oskarżają premiera o miękkość, niezdecydowanie i brak samodzielności, lecz gigantyczne, odważne reformy zostały uruchomione bez teatralnego walenia pięścią w stół, za to m.in. dzięki ścisłej współpracy z Krzaklewskim. Osłabienie Krzaklewskiego może oznaczać utratę głównej podpory, a bezkarność niezdyscyplinowanych posłów AWS może spowodować przekształcenie koalicji składającej się z dwóch ugrupowań w koalicję wielopartyjną. A wtedy mit zjednoczonej prawicy legnie ostatecznie w gruzach.
Wszyscy politycy AWS muszą się obawiać, że żywione wobec siebie nawzajem obawy okażą się silniejsze niż obawa przed przegraniem wyborów. - Najważniejsza jest nie tyle obawa przed przegraną, ile wola zwycięstwa, przekonanie, że jesteśmy lepsi - mówi poseł Piotr Żak, rzecznik Klu- bu Parlamentarnego AWS. - Taka mobilizacja jak przed wyborami w 1997 r. jest możliwa. Niepokoi jednak przeświadczenie polityków AWS o nieuchronności przegranej, co może być samosprawdzającą się przepowiednią - uważa poseł Mirosław Czech, sekretarz generalny Unii Wolności. - Nie sądzę, żeby następowała mobilizacja. Przed nami okres względnej stabilizacji, przerywanej od czasu do czasu konfliktami - prognozuje z kolei Jan Maria Rokita, poseł AWS, polityk SKL. Albo w zapowiadanej na najbliższy weekend "męskiej rozmowie" politycy AWS pokonają swe wzajemne obawy i podejrzenia, po czym uśmierzą obawy i rozczarowanie swoich zwolenników, albo mogą się obawiać wyborczej porażki. A w rzeczywistości czegoś więcej. - W obecnej sytuacji powinniśmy się obawiać nie tyle przegrania wyborów, ile odejścia w nicość - przestrzega poseł Żak.
Więcej możesz przeczytać w 8/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.