Mechanizm nienowy – gdy mowa o czymś (kimś) dobrym, ludzie zaczynają ziewać, gdy mowa o złu, przebierają nogami i chcą więcej. Nienowe jest też to, że nie brakuje tych, co na tej fali płyną. Już setki lat temu raportowano o jegomościach, co przebierając się za Lucyferów, przyprawiają o herzklekoty nadobne dziewice, i o kapłanach, którzy zorientowali się, że gdy straszą szatanem, kościoły mają pełniejsze niż wtedy, gdy mówią o Bogu. Kto by na przykład wiedział o dokonaniach artystycznych Nergala, gdyby nie jechał on na wehikule dyżurnego pseudobelzebuba kraju? Piszę „pseudo”, bo ten „marketing złem” ma tyle wspólnego z prawdziwym satanizmem co karabin z patyka z bombą atomową. Czyli co, nic się nie dzieje? Dzieje. Pacholę bawiące się w wojnę źle się bawi – ćwiczy gest wymierzania broni w drugiego człowieka. Dlaczego jednak w ogóle to robi?
Moja teoria – to, co leży u podstaw debilnych Nergalowych tekstów, to bunt przeciw schematom. Idzie on drogą, którą przed nim szło wielu, twierdząc, że afirmacja człowieka wymaga zanegowania Boga. By się uwolnić od Jego wpływu, nie wystarczy miękki agnostycyzm, trzeba wyraźnie krzyknąć: zabieraj się stąd. Nergal (jego poglądy) to – moim zdaniem – człowiek z epoki przed Chrystusem, przed objawieniem się Boga, który sam daje wszystko, ale nie żąda niczego dla siebie. Pytanie tylko, czy ktoś to Nergalowi rzeczowo ogłosił? Czy on dziś piekli się na Ewangelię, czy na naszą polską, katolicką „średnią krajową”? Tego pejzażu diabelskiego fragment drugi to egzorcyści, którzy idą do mediów, by przekonywać świat, że zło w nim realnie jest i działa. Motywacje mają słuszne: chcą ratować tragicznie śmiesznych niby-racjonalistów, głoszących: „czego nie widać, tego nie ma”, po czym lecących do wróżki. Nieumiejących zabić w sobie głodu nadprzyrodzoności, zaspokojających go jednak na ślepo, aby tylko nie u tych wrednych księży. Egzorcyści mają sporo roboty, ale kiedy jej nie mieli? Problem istniał zawsze, zło umiało dostosować swą perfidię i do czasów króla Ćwieczka, i do ery komputerów. Dziś ludzie są po prostu bardziej wrażliwi, dzięki nagłaśnianiu umieją szukać pomocy. A mimo to ja wolałem czasy, gdy z egzorcystą niepodobna było umówić się na wywiad. Bo na jednego poinformowanego przypadnie stu znieczulonych, którzy nie będą umieli wejść w temat głębiej, więc uznają, że cała ta sprawa to absurd lub „kościelne horrory”.
Jak więc mówić o złu? Moja teza – do ludzi nigdy nie dotrze, co to zło, dopóki nie dotkną prawdziwego dobra. Tylko ten, kto posmakował życia, może zrozumieć dramat śmierci. Dlatego też nie piszę książek o szatanie, ale o Bogu. Nie muszę, bo wiem, że każdy, kto do tegoż Boga choć trochę się zbliży, sam doświadczy, że Zły to nie kulturowy topos czy zabawka buntowników, ale ktoś, kto życzy MI śmierci. Wystarczy, by trzymać się od niego z daleka.
Moja teoria – to, co leży u podstaw debilnych Nergalowych tekstów, to bunt przeciw schematom. Idzie on drogą, którą przed nim szło wielu, twierdząc, że afirmacja człowieka wymaga zanegowania Boga. By się uwolnić od Jego wpływu, nie wystarczy miękki agnostycyzm, trzeba wyraźnie krzyknąć: zabieraj się stąd. Nergal (jego poglądy) to – moim zdaniem – człowiek z epoki przed Chrystusem, przed objawieniem się Boga, który sam daje wszystko, ale nie żąda niczego dla siebie. Pytanie tylko, czy ktoś to Nergalowi rzeczowo ogłosił? Czy on dziś piekli się na Ewangelię, czy na naszą polską, katolicką „średnią krajową”? Tego pejzażu diabelskiego fragment drugi to egzorcyści, którzy idą do mediów, by przekonywać świat, że zło w nim realnie jest i działa. Motywacje mają słuszne: chcą ratować tragicznie śmiesznych niby-racjonalistów, głoszących: „czego nie widać, tego nie ma”, po czym lecących do wróżki. Nieumiejących zabić w sobie głodu nadprzyrodzoności, zaspokojających go jednak na ślepo, aby tylko nie u tych wrednych księży. Egzorcyści mają sporo roboty, ale kiedy jej nie mieli? Problem istniał zawsze, zło umiało dostosować swą perfidię i do czasów króla Ćwieczka, i do ery komputerów. Dziś ludzie są po prostu bardziej wrażliwi, dzięki nagłaśnianiu umieją szukać pomocy. A mimo to ja wolałem czasy, gdy z egzorcystą niepodobna było umówić się na wywiad. Bo na jednego poinformowanego przypadnie stu znieczulonych, którzy nie będą umieli wejść w temat głębiej, więc uznają, że cała ta sprawa to absurd lub „kościelne horrory”.
Jak więc mówić o złu? Moja teza – do ludzi nigdy nie dotrze, co to zło, dopóki nie dotkną prawdziwego dobra. Tylko ten, kto posmakował życia, może zrozumieć dramat śmierci. Dlatego też nie piszę książek o szatanie, ale o Bogu. Nie muszę, bo wiem, że każdy, kto do tegoż Boga choć trochę się zbliży, sam doświadczy, że Zły to nie kulturowy topos czy zabawka buntowników, ale ktoś, kto życzy MI śmierci. Wystarczy, by trzymać się od niego z daleka.
Więcej możesz przeczytać w 42/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.