Pan premier w swoim dniu medialnym (15.10) powiedział, że chce, by Polska nie była ani czarna, ani tęczowa. Czyli jaka ma być? Jak czerń przemieszać z tęczą, to wyjdzie bury (Brunatny? Boże, broń!). Czy to jest ulubiona barwa pana premiera? Rozumiem, że można nie lubić czarnego, ale nie rozumiem, jak komuś mogą nie odpowiadać kolory tęczy. Przecież – w przeciwieństwie do czerni, która jest jednolita, przytłaczająca, nieprzejrzysta – z tęczy można wybierać te barwy, które się lubi. I to zawsze będą barwy jasne, radosne i harmonijne. Widać jednak, że kolor bury bardziej odpowiada słusznej i przepełnionej „zdrowym rozsądkiem” wizji Polski, o której realizację będzie teraz zabiegał pan premier, a która i tak jest naszą codziennością.
Polska bura to kraj, gdzie co prawda kobiety nie są jeszcze zmuszone do rodzenia martwych lub niepełnosprawnych dzieci, jak chce tego narodowa czerń, ale to kraj, gdzie zawodowi aktywiści czerni będą robili polityczne kariery na hasłach potępiających „morderczynie niepełnosprawnych”. Polska oparta na „historycznym kompromisie” nie jest w żaden sposób krajem tęczowym, gdzie kobiety mogą decydować o własnym macierzyństwie, bo kto o tym słyszał?! Stanowczo najlepsza jest Polska bura, gdzie kwitnie podziemie aborcyjne, ale politycy – jak Piłat – mają czyste ręce; ginekolodzy – spore, nieopodatkowane dochody (aborcja w podziemiu kosztuje ok. 3 tys. zł), kobiety – ogródki i lasy, gdzie mogą zakopywać niechciane dzieci, jeśli nie stać ich na aborcję, a Kościół cieszy się wszechwładzą moralną i polityczną, spokojnie zamiatając własne grzechy pod makatkę z napisem „troska o poczęte”. Rozsądne to niewątpliwie, bo ani czarne, ani tęczowe.
W tym burym krajobrazie dzieją się inne, równie rozsądne wydarzenia. Oto w czasie ulewnego deszczu nie zasunięto dachu nad stadionem i… stała się rzecz straszna; gorsza niż aborcja, gorsza nawet niż zamrażanie zarodków! Nie odbył się mecz!!! Dla ojców narodu i opiekunek kobiet taki mecz- -nie-mecz to Wielki Wstyd. Trzeba karać, ale kogo? Przecież nie chłopaków z PZPN, bo oni z powodu poważnego deficytu intelektualnego nie są zdolni do ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności. Gdyby Polska była tęczowa, to ktoś albo rozwiązałby tę organizację, albo wprowadził tam parytety, ale ponieważ żyjemy w kraju burym, trzeba więc ukarać jakąś kobietę. Padło na ministrę Muchę. Wskazał ją rzecznik SLD, niejaki D. Joński, twierdząc, że powinna zająć się swoją (domniemaną) ciążą, a nie sportem. Wypowiedź rzecznika partii, zwanej – z powodu lenistwa i rutyny – lewicową, obnażyła po raz kolejny jej seksistowski charakter. Joński mówił głosem swojego szefa, medialnego oldboya Millera. Według panów z SLD kobiety dzielą się na „piękne”, a więc te, które adoruje Miller, wiedząc, jak z nimi zacząć i jak skończyć (dobrym przykładem jest tu Piekarska), oraz „w ciąży”, o których losie przesądza Joński, twierdząc, że powinny zniknąć ze sfery publicznej.
Zasługi SLD wobec kobiet w naszym burym kraju są jednak niczym w porównaniu z zasługami Kościoła. Jeden z jego hierarchów, abp Henryk Hoser, powiedział niedawno, że „żadna instytucja na świecie nie zrobiła tyle dla promocji kobiet, ile Kościół katolicki”. Rzeczywiście! Wyłączając bowiem bardzo krótki okres wczesnych wspólnot chrześcijańskich, Kościół ustami swoich ojców tudzież doktorów nieustannie „wyróżniał” kobiety, podkreślając ich usługowy, podrzędny charakter. Święty Tomasz – intelektualny patron wielu papieży, w tym obecnego Benedykta XVI – twierdził, że kobieta z racji budowy ciała, praw naturalnych i boskiego przeznaczenia stanowi ułomną wersję mężczyzny: ma słabą wolę, jest z natury grzeszna, nieczysta i nadaje się wyłącznie do dyscyplinowania i posługi. Nie słyszałam, by którykolwiek z hierarchów polemizował z tą opinią. I jeśli abp Hoser mówi o promocji kobiet, to nie rozumie albo słowa „promocja”, albo „kobieta”, albo jednego i drugiego. Deficyt wiedzy w Kościele osiągnął już dawno poziom PZPN.
No i tak się plecie. Raz buro, raz czarno, czyli tak, jak chce premier – bardzo rozsądnie.
Polska bura to kraj, gdzie co prawda kobiety nie są jeszcze zmuszone do rodzenia martwych lub niepełnosprawnych dzieci, jak chce tego narodowa czerń, ale to kraj, gdzie zawodowi aktywiści czerni będą robili polityczne kariery na hasłach potępiających „morderczynie niepełnosprawnych”. Polska oparta na „historycznym kompromisie” nie jest w żaden sposób krajem tęczowym, gdzie kobiety mogą decydować o własnym macierzyństwie, bo kto o tym słyszał?! Stanowczo najlepsza jest Polska bura, gdzie kwitnie podziemie aborcyjne, ale politycy – jak Piłat – mają czyste ręce; ginekolodzy – spore, nieopodatkowane dochody (aborcja w podziemiu kosztuje ok. 3 tys. zł), kobiety – ogródki i lasy, gdzie mogą zakopywać niechciane dzieci, jeśli nie stać ich na aborcję, a Kościół cieszy się wszechwładzą moralną i polityczną, spokojnie zamiatając własne grzechy pod makatkę z napisem „troska o poczęte”. Rozsądne to niewątpliwie, bo ani czarne, ani tęczowe.
W tym burym krajobrazie dzieją się inne, równie rozsądne wydarzenia. Oto w czasie ulewnego deszczu nie zasunięto dachu nad stadionem i… stała się rzecz straszna; gorsza niż aborcja, gorsza nawet niż zamrażanie zarodków! Nie odbył się mecz!!! Dla ojców narodu i opiekunek kobiet taki mecz- -nie-mecz to Wielki Wstyd. Trzeba karać, ale kogo? Przecież nie chłopaków z PZPN, bo oni z powodu poważnego deficytu intelektualnego nie są zdolni do ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności. Gdyby Polska była tęczowa, to ktoś albo rozwiązałby tę organizację, albo wprowadził tam parytety, ale ponieważ żyjemy w kraju burym, trzeba więc ukarać jakąś kobietę. Padło na ministrę Muchę. Wskazał ją rzecznik SLD, niejaki D. Joński, twierdząc, że powinna zająć się swoją (domniemaną) ciążą, a nie sportem. Wypowiedź rzecznika partii, zwanej – z powodu lenistwa i rutyny – lewicową, obnażyła po raz kolejny jej seksistowski charakter. Joński mówił głosem swojego szefa, medialnego oldboya Millera. Według panów z SLD kobiety dzielą się na „piękne”, a więc te, które adoruje Miller, wiedząc, jak z nimi zacząć i jak skończyć (dobrym przykładem jest tu Piekarska), oraz „w ciąży”, o których losie przesądza Joński, twierdząc, że powinny zniknąć ze sfery publicznej.
Zasługi SLD wobec kobiet w naszym burym kraju są jednak niczym w porównaniu z zasługami Kościoła. Jeden z jego hierarchów, abp Henryk Hoser, powiedział niedawno, że „żadna instytucja na świecie nie zrobiła tyle dla promocji kobiet, ile Kościół katolicki”. Rzeczywiście! Wyłączając bowiem bardzo krótki okres wczesnych wspólnot chrześcijańskich, Kościół ustami swoich ojców tudzież doktorów nieustannie „wyróżniał” kobiety, podkreślając ich usługowy, podrzędny charakter. Święty Tomasz – intelektualny patron wielu papieży, w tym obecnego Benedykta XVI – twierdził, że kobieta z racji budowy ciała, praw naturalnych i boskiego przeznaczenia stanowi ułomną wersję mężczyzny: ma słabą wolę, jest z natury grzeszna, nieczysta i nadaje się wyłącznie do dyscyplinowania i posługi. Nie słyszałam, by którykolwiek z hierarchów polemizował z tą opinią. I jeśli abp Hoser mówi o promocji kobiet, to nie rozumie albo słowa „promocja”, albo „kobieta”, albo jednego i drugiego. Deficyt wiedzy w Kościele osiągnął już dawno poziom PZPN.
No i tak się plecie. Raz buro, raz czarno, czyli tak, jak chce premier – bardzo rozsądnie.
Więcej możesz przeczytać w 43/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.