Z listy siedmiu lotników, którzy 10 kwietnia 2010 r. polecieli do Smoleńska, trzeba wykreślić kolejne nazwisko. Przy życiu pozostało już tylko dwóch. Jeden trafił pod skrzydła Antoniego Macierewicza. Drugi uczy się latać na rosyjskich myśliwcach.
Ta śmierć już na zawsze pozostanie tajemnicą. Chorąży Remigiusz Muś powiesił się w piwnicy swojego mieszkania w podwarszawskim Piasecznie. Sznur odcięła żona, która go znalazła. Osierocił dwoje dzieci.
Muś to postać w śledztwie smoleńskim niebywale istotna. Był pokładowym technikiem samolotu Jak-40, który tuż przed tupolewem wylądował w Smoleńsku. I jedynym świadkiem rozmów, które rosyjska wieża lotniskowa w Smoleńsku prowadziła z załogą prezydenckiego samolotu. Muś jako jedyny konsekwentnie od dnia katastrofy twierdził, że Rosjanie mówili Polakom coś innego, niż wskazuje na to nagranie z czarnych skrzynek.
Dlatego też dla tych, którzy wierzą w zamach i trotyl, Muś był prorokiem. Dziś stał się męczennikiem.
Muś to postać w śledztwie smoleńskim niebywale istotna. Był pokładowym technikiem samolotu Jak-40, który tuż przed tupolewem wylądował w Smoleńsku. I jedynym świadkiem rozmów, które rosyjska wieża lotniskowa w Smoleńsku prowadziła z załogą prezydenckiego samolotu. Muś jako jedyny konsekwentnie od dnia katastrofy twierdził, że Rosjanie mówili Polakom coś innego, niż wskazuje na to nagranie z czarnych skrzynek.
Dlatego też dla tych, którzy wierzą w zamach i trotyl, Muś był prorokiem. Dziś stał się męczennikiem.
Więcej możesz przeczytać w 45/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.