Powstańcy już wybiegli z domów, ale kul im zabrakło – tak widzi Dzień Trotylu profesor Paweł Śpiewak. A od premiera domaga się prawdy o… negocjacjach na temat przyszłości UE.
PIOTR NAJSZTUB: To był falstart wojny domowej?
PAWEŁ ŚPIEWAK: Wojna domowa trwa już tyle lat...
To może falstart głównego uderzenia wojny domowej? Dla mnie znakiem tego był Bronisław Wildstein, który po ukazaniu się artykułu "Rzeczpospolitej”, a przed konferencją prokuratury wojskowej zaapelował publicznie, że w zaistniałej sytuacji lud musi wyjść na ulicę i obalić rząd Tuska. W tym już nie brzmiał jak dziennikarz.
Prawicowy dyskurs publiczny jest od jakiegoś czasu w bardzo wysokim tonie, jest tam mowa o tym, że polska kultura czy duch polski jest w tej chwili niszczony, że Polska traci pozycję międzynarodową, że jesteśmy zagrożeni wręcz wynarodowieniem. Na to nakłada się religia smoleńska, religia złych bóstw, które pożerają nasze dzieci. Ten apokaliptyczny ton został wprowadzony do dyskursu publicznego, to "albo – albo” – wyraz rewolucyjnej mentalności. I ten rewolucyjny duch czeka na moment spełnienia, realizacji. Mieliśmy do czynienia ewidentnie z falstartem, ale nie sądzę, żeby ci ludzie, którzy się pospieszyli, mieli poczucie zażenowania. Raczej powiedzieli sobie: schowajmy jeszcze broń w naszych arsenałach, czekajmy na lepszy moment.
PAWEŁ ŚPIEWAK: Wojna domowa trwa już tyle lat...
To może falstart głównego uderzenia wojny domowej? Dla mnie znakiem tego był Bronisław Wildstein, który po ukazaniu się artykułu "Rzeczpospolitej”, a przed konferencją prokuratury wojskowej zaapelował publicznie, że w zaistniałej sytuacji lud musi wyjść na ulicę i obalić rząd Tuska. W tym już nie brzmiał jak dziennikarz.
Prawicowy dyskurs publiczny jest od jakiegoś czasu w bardzo wysokim tonie, jest tam mowa o tym, że polska kultura czy duch polski jest w tej chwili niszczony, że Polska traci pozycję międzynarodową, że jesteśmy zagrożeni wręcz wynarodowieniem. Na to nakłada się religia smoleńska, religia złych bóstw, które pożerają nasze dzieci. Ten apokaliptyczny ton został wprowadzony do dyskursu publicznego, to "albo – albo” – wyraz rewolucyjnej mentalności. I ten rewolucyjny duch czeka na moment spełnienia, realizacji. Mieliśmy do czynienia ewidentnie z falstartem, ale nie sądzę, żeby ci ludzie, którzy się pospieszyli, mieli poczucie zażenowania. Raczej powiedzieli sobie: schowajmy jeszcze broń w naszych arsenałach, czekajmy na lepszy moment.
Więcej możesz przeczytać w 45/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.