Powiało grozą, prezes znowu wyszarpnął swe serce z piersi, proszę – gołębie. I ani śladu krwi! Czy naród znowu się nabierze? Ale tajne służby Tuska, komórka do dezinformacji, sprowokowały dziennik "Rzeczpospolita” (użyto tajnego agenta Gmyza). Sypnięto trotylem jak zatrutym ziarnem. Miliony kur od razu rzuciły się dziobać. Z jednej strony prowokacja, a z drugiej – pewnie prawda szczera. Podsypano fałszywkę dla zmyłki, prawdziwy trotyl czeka w ukryciu. Jadzia Staniszkis – zawsze cudnie uwikłana w pajęczą sieć swojej inteligencji, a od czasów, gdy w nocy stanu wojennego wiozłem ją swym małym fiatem na konspiracyjne spotkanie, ileż jej tego przybyło – ona więc, co od razu podejrzewałem, podejrzewa prowokację. Nawet dwie partie opozycyjne ustami Millera i Palikota podejrzewają spisek. Tusk żywi się szaleństwem PiS, więc to musi być jego krecia robota. Co za nędza naszej opozycji? Nawet jak Tusk bardzo chciałby komuś oddać władzę, to nie ma komu.
Wśród niezwykłych zdarzeń, które objawiały się w świetle błyskawic, zmartwychwstał Antoni Macierewicz. Na odosobnieniu twarz mu się przetopiła w oblicze męczennika. A obok niego już tradycyjnie zakwita Anna Fotyga. Jako była i przyszła minister spraw zagranicznych woła: „Należało od razu powiadomić naszych zachodnich sojuszników o zamachu”. Więc, jak rozumiem, po kilku godzinach ów alarm trzeba by odwołać? Już za późno, myśliwce NATO są w powietrzu, lecą ku Rosji.
Ci ludzie żyją w nierzeczywistości. Czasami zaczyna się od cynizmu, a potem już wierzy się w jego płody. I co jakiś czas trzeba dołożyć do ognia, by utrzymać rozpalenie umysłów. Skoro zaś demokracja nie zapewnia prawdy, czas spróbować czegoś innego. To będzie rzecz jasna też "demokracja”, ale nasza, narodowa, nie jakaś zewnętrzna. Tusk – cytuję prezesa – "to brutalna dyktatura, w gruncie rzeczy zewnętrzna”.
Zanim wybuchła burza, powiało nudą z zachodu, wschodu i północy. Na południu było mi jednak ciekawie. Mam słabość do Czechów, do ich języka. Szczególnie lubię jedno słowo. Pytam więc podstępnie czeskie kelnerki o toaletę, wskazując na drzwi, chociaż wiem, a one chórem: "Ano!!!”. I o to mi chodziło. W tym czasie cała Polska żyła jeszcze dachem Stadionu Narodowego. W Czechach, tuż obok, nikogo ten dach nie obchodził. Kiedy dach w końcu został wyczerpany, urósł w Polsce dramat samotnej matki. Zamknięto ją za długi, dzieci do sierocińca. "To jest możliwe tylko w państwie Tuska” – oświadczył prezes. I też rozpoczął się dreszczowiec wyboru nowego szefa PZPN. Jakby cała Polska stała na piłce, sflaczałej co prawda, ale to i tak kiepski punkt oparcia dla narodu. I nagle nic. Tyranozaury mediów na wielkim głodzie.
Skąd mięso? Wtedy z nieba spadła manna trotylu. A może to wszystko nie zasługuje na kpinę? Może czas zastanowić się, jaki jest polski psychiczny stan rzeczy? Dlaczego nasze społeczeństwo tak podatne na czary i mary, na mary jakoś szczególnie? Co ma piękną stronę w czas zaduszny. "Narody niekochane przez historię są jak dzieci niekochane przez rodziców”. Tak pięknie pisał o dawnej Polsce francuski eseista. Upokorzenie jako klucz do naszej duszy. Nie ma co wyliczaćnieszczęść, każdy tu je zna i czuje w kościach. Upokorzenie po klęsce z Niemcami zgotowało Francji sprawę Dreyfusa, pękła na pół jeszcze głębiej niż dzisiaj Polska. Racjonalne argumenty dla wierzących w zdradę poszły w kąt i już z niego nie wyszły. U nas też nie pomogą żadne komisje, wiara nie potrzebuje komisji. Po 1989 r. udało się w Polsce wielu, ale dla licznych było już za późno albo nie potrafią. Za to historia nareszcie kocha Polskę jak jeszcze nigdy. Korzystamy więc z okazji, by brać się nawzajem za łby. Upokorzenie – to potem agresja i gniew, ale też nieufność. Wobec siebie nawzajem i każdej władzy. Zapalnikiem rewolucyjnych, ale też antydemokratycznych rewolt jest zawsze poczucie upokorzenia ogarniające duże zbiorowiska ludzkie. Większość z nas zachowuje jednak zdrowy rozsądek, ma poczucie własnej wartości. I tak trzymać.
Wśród niezwykłych zdarzeń, które objawiały się w świetle błyskawic, zmartwychwstał Antoni Macierewicz. Na odosobnieniu twarz mu się przetopiła w oblicze męczennika. A obok niego już tradycyjnie zakwita Anna Fotyga. Jako była i przyszła minister spraw zagranicznych woła: „Należało od razu powiadomić naszych zachodnich sojuszników o zamachu”. Więc, jak rozumiem, po kilku godzinach ów alarm trzeba by odwołać? Już za późno, myśliwce NATO są w powietrzu, lecą ku Rosji.
Ci ludzie żyją w nierzeczywistości. Czasami zaczyna się od cynizmu, a potem już wierzy się w jego płody. I co jakiś czas trzeba dołożyć do ognia, by utrzymać rozpalenie umysłów. Skoro zaś demokracja nie zapewnia prawdy, czas spróbować czegoś innego. To będzie rzecz jasna też "demokracja”, ale nasza, narodowa, nie jakaś zewnętrzna. Tusk – cytuję prezesa – "to brutalna dyktatura, w gruncie rzeczy zewnętrzna”.
Zanim wybuchła burza, powiało nudą z zachodu, wschodu i północy. Na południu było mi jednak ciekawie. Mam słabość do Czechów, do ich języka. Szczególnie lubię jedno słowo. Pytam więc podstępnie czeskie kelnerki o toaletę, wskazując na drzwi, chociaż wiem, a one chórem: "Ano!!!”. I o to mi chodziło. W tym czasie cała Polska żyła jeszcze dachem Stadionu Narodowego. W Czechach, tuż obok, nikogo ten dach nie obchodził. Kiedy dach w końcu został wyczerpany, urósł w Polsce dramat samotnej matki. Zamknięto ją za długi, dzieci do sierocińca. "To jest możliwe tylko w państwie Tuska” – oświadczył prezes. I też rozpoczął się dreszczowiec wyboru nowego szefa PZPN. Jakby cała Polska stała na piłce, sflaczałej co prawda, ale to i tak kiepski punkt oparcia dla narodu. I nagle nic. Tyranozaury mediów na wielkim głodzie.
Skąd mięso? Wtedy z nieba spadła manna trotylu. A może to wszystko nie zasługuje na kpinę? Może czas zastanowić się, jaki jest polski psychiczny stan rzeczy? Dlaczego nasze społeczeństwo tak podatne na czary i mary, na mary jakoś szczególnie? Co ma piękną stronę w czas zaduszny. "Narody niekochane przez historię są jak dzieci niekochane przez rodziców”. Tak pięknie pisał o dawnej Polsce francuski eseista. Upokorzenie jako klucz do naszej duszy. Nie ma co wyliczaćnieszczęść, każdy tu je zna i czuje w kościach. Upokorzenie po klęsce z Niemcami zgotowało Francji sprawę Dreyfusa, pękła na pół jeszcze głębiej niż dzisiaj Polska. Racjonalne argumenty dla wierzących w zdradę poszły w kąt i już z niego nie wyszły. U nas też nie pomogą żadne komisje, wiara nie potrzebuje komisji. Po 1989 r. udało się w Polsce wielu, ale dla licznych było już za późno albo nie potrafią. Za to historia nareszcie kocha Polskę jak jeszcze nigdy. Korzystamy więc z okazji, by brać się nawzajem za łby. Upokorzenie – to potem agresja i gniew, ale też nieufność. Wobec siebie nawzajem i każdej władzy. Zapalnikiem rewolucyjnych, ale też antydemokratycznych rewolt jest zawsze poczucie upokorzenia ogarniające duże zbiorowiska ludzkie. Większość z nas zachowuje jednak zdrowy rozsądek, ma poczucie własnej wartości. I tak trzymać.
Więcej możesz przeczytać w 45/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.