Pokłosie
Na film o tym, co wydarzyło się w czasie II wojny światowej w polskiej wsi Jedwabne, czekaliśmy od dawna, a dokładniej od czasu opublikowania przez Jana Tomasza Grossa książki pt. „Sąsiedzi: historia zagłady żydowskiego miasteczka”, która stała się narodową traumą. Polacy jako mordercy Żydów? Czy to może być prawda?
Temat okazał się dla polskich filmowców gorącym kartoflem: nikt go nie chciał chwycić w rękę. W trudnej chwili zabrakło nam Olivera Stone’a. Tym większa więc chwała Władysławowi Pasikowskiemu, że inspirując się wydarzeniami z Jedwabnego, napisał ciekawy scenariusz „Pokłosia”. Jednak szkoda, że wyreżyserował film, którego stylistykę postanowił włożyć w kleszcze, a nie ramy gatunku. Skorzystał z reguł thrillera, dorzucił parę cech westernu i taką mieszankę podsunął pod nos wychowanym na hipokryzji rodakom.
Zadymiło! Emocje zakręciły w nosie i natychmiast utopiły się w gatunkowych chwytach. Jakby do pieprzniczki ktoś dolał krwi, licząc, że powstanie z tego mocne wino. Mimo przejmujących epizodów Danuty Szaflarskiej i Jerzego Radziwiłowicza film nie chwyta za gardło i nie przewietrza głowy. Książeczka z obrazkami z lekcji historii zapełnia się mocnymi barwami, ale biorą się one raczej z konwencji niż z siły naszego przeżycia. Chcielibyśmy, żeby grany przez Macieja Stuhra główny bohater odkrył w naszym imieniu całą prawdę, ale pragniemy też, aby na końcu móc się pocieszyć: to tylko film, to się nie stało naprawdę. I Pasikowski na to pozwala!
Na film o tym, co wydarzyło się w czasie II wojny światowej w polskiej wsi Jedwabne, czekaliśmy od dawna, a dokładniej od czasu opublikowania przez Jana Tomasza Grossa książki pt. „Sąsiedzi: historia zagłady żydowskiego miasteczka”, która stała się narodową traumą. Polacy jako mordercy Żydów? Czy to może być prawda?
Temat okazał się dla polskich filmowców gorącym kartoflem: nikt go nie chciał chwycić w rękę. W trudnej chwili zabrakło nam Olivera Stone’a. Tym większa więc chwała Władysławowi Pasikowskiemu, że inspirując się wydarzeniami z Jedwabnego, napisał ciekawy scenariusz „Pokłosia”. Jednak szkoda, że wyreżyserował film, którego stylistykę postanowił włożyć w kleszcze, a nie ramy gatunku. Skorzystał z reguł thrillera, dorzucił parę cech westernu i taką mieszankę podsunął pod nos wychowanym na hipokryzji rodakom.
Zadymiło! Emocje zakręciły w nosie i natychmiast utopiły się w gatunkowych chwytach. Jakby do pieprzniczki ktoś dolał krwi, licząc, że powstanie z tego mocne wino. Mimo przejmujących epizodów Danuty Szaflarskiej i Jerzego Radziwiłowicza film nie chwyta za gardło i nie przewietrza głowy. Książeczka z obrazkami z lekcji historii zapełnia się mocnymi barwami, ale biorą się one raczej z konwencji niż z siły naszego przeżycia. Chcielibyśmy, żeby grany przez Macieja Stuhra główny bohater odkrył w naszym imieniu całą prawdę, ale pragniemy też, aby na końcu móc się pocieszyć: to tylko film, to się nie stało naprawdę. I Pasikowski na to pozwala!
Więcej możesz przeczytać w 46/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.