"Strój na śmierć" Donny Leon
Gdzie te czasy, gdy Dostojewski, pisząc "Zbrodnię i karę", traktował swojego młodego Raskolnikowa jako półszaleńca, który zabił starą lichwiarkę, aby zdobyć pieniądze na chleb i studia! Jego bohater skazany przez sąd na katorgę był również skazany przez własne sumienie - nie dawało mu bowiem spokoju. Dzisiaj zbrodnia często obchodzi się bez kary, a zabójca, któremu udało się od niej wymigać, czuje się sprytnym szczęściarzem. Notoryczni przestępcy mniejszego kalibru - na przykład oszuści finansowi - tak się rozplenili, że już raczej nudzą, niż dziwią i oburzają. Tak właśnie jest w kryminale Donny Leon "Strój na śmierć" (Noir Sur Blanc).
Amerykańska pisarka wykładająca we Włoszech literaturę angielską jest autorką cyklu powieści kryminalnych, w których występuje komisarz Guido Brunetti i Wenecja, wstrętna i piękna. Pierwszy z wydanych u nas tomów ("Śmierć w La Fenice") omawiałam w ubiegłym roku. Najsłynniejszy dyrygent świata, otruty w swej garderobie między drugim a trzecim aktem "Traviaty", okazuje się podławym człowiekiem o niezbyt moralnym życiorysie. Kryminał jest również przenikliwą powieścią psychologiczną.
"Strój na śmierć" przypomina powieść Balzakowską: odsłania różnego stopnia afery finansowe, w które wplątani są zarówno mali przestępcy, jak i grube ryby. Rządzi nimi namiętne pragnienie zdobycia pieniędzy wszelkimi możliwymi sposobami, nawet za pomocą zbrodni. Po dwudziestu latach pracy w policji powolny, lecz skuteczny w działaniu komisarz Brunetti doskonale zdaje sobie sprawę, że "wzniosłe ideały i przekonania polityczne rzadko kiedy motywują ludzi z taką siłą jak chęć wzbogacenia się". Namiętności miłosne, zdrady, skandale rodzinne, obyczajowe, seksualne schodzą na drugi plan w zestawieniu z machinacjami finansowymi. Patta, zwierzchnik Brunettiego, przeżywa dramat: jego ukochana żona uciekła z domu do znanego producenta filmów pornograficznych i zamieszkała z nim w Mediolanie. Zgroza?
Raczej sensacja i to krótkotrwała: "Minął tydzień i Maria Lucrezia Patta już nie znajdowała się w centrum zainteresowania pracowników weneckiej komendy. W czasie weekendu dwóch kolejnych ministrów podało się do dymisji; obaj głośno zarzekali się, że ich decyzja nie jest w żaden sposób związana z posądzeniami o udział w ostatnich aferach dotyczących łapówkarstwa i korupcji. Policjanci, podobnie jak reszta Włochów, zazwyczaj ziewali, czytając o takich wydarzeniach, i szybko przerzucali strony gazet, by zajrzeć do działu sportowego".
Powszechny "obłęd korupcji" spowszedniał, Donna Leon potrafiła jednak uwikłać go w konteksty i sytuacje, które są w stanie zjeżyć włos na głowie, wzbudzić zdumienie, odrazę, rozpacz. Pokazała dosłownie, z najdrobniejszymi szczegółami, co to znaczy iść po trupach do celu. Ludzie czerpiący znaczne dochody z nielegalnego przydzielania mieszkań wybieranym przez siebie osobom (w znanej z superwysokich czynszów Wenecji!) zdolni są do wszystkiego. Popełniają kolejne oszustwa, a dla ich ukrycia - kolejne zbrodnie. Początkowo wydaje się, że w te sprawy zamieszane są osoby z półświatka, obyczajowi i seksualni "odmieńcy" oraz mali urzędnicy. Dość długo akcja książki toczy się tymi tropami i czytelnik mógłby się zniechęcić do banalnych bohaterów, gdyby nie to, że komisarz Brunetti jest typem, z którym nudzić się nie można.
Wszystko, co robi z ociężałym od dzikiego upału uporem, jest przez autorkę ukazane z niebywałą, zmysłową sugestywnością. Wenecja w środku lata, raj dla turystów przemykających gondolami i mieszkających w klimatyzowanych hotelach, jest udręką dla mieszkańców. Bezskutecznie czekają na ministra środowiska, który nie zdobył się na przybycie w sierpniu, "gdy miasto śmierdzi wodorostami (...), gdy połowę plaż na wybrzeżu Adriatyku zamknięto dla kąpiących się, bo poziom zanieczyszczeń jest zbyt wysoki, gdy mieszkańców niedawno poinformowano, że ryby, które stanowią podstawę ich pożywienia, zawierają niebezpiecznie wysokie ilości rtęci i innych metali ciężkich". Czujemy ten koszmar weneckiego lata, dni bez powiewu wiatru i noce z tnącymi komarami, jedzenie bez apetytu i smak wina jako jedyną pociechę.
Wyzywającą niezwykłością tego kryminału jest połączenie fasadowego dobra z rzeczywistym złem. Ludzie z tzw. marginesu okazują się tylko pionkami w grze o duże pieniądze, którą prowadzą osoby wykształcone, znane, na wysokich stanowiskach. Pionki te w zależności od potrzeby są bez skrupułów wykorzystywane. Całą akcją kieruje stowarzyszenie Lega della Moralitá, uznane za instytucję charytatywną i szczycącą się najbardziej wzniosłymi zasadami etycznymi. W statucie napisano, że jest to organizacja, która dąży do "poprawy warunków materialnych ludzi doświadczonych przez los, aby ulżyć ich powszednim troskom i dzięki temu skierować ich myśli i pragnienia w stronę wartości duchowych". Subsydia udzielane przy wynajmowaniu domów i mieszkań miały zapewnić im warunki do godziwego życia. Brunetti zdobył wykaz 162 lokali administrowanych przez stowarzyszenie i dowiedział się, kto w nich mieszka, ile i komu płaci. Utajony zysk przekraczał 70 mln lirów miesięcznie, niemal miliard rocznie. Oficjalne sumy ze skarbca Lega della Moralitá były wypłacane za pośrednictwem Banku Werony na zapomogi dla fikcyjnych wdów i wymyślonych sierot.
Komisarz Brunetti nie był naiwnym człowiekiem i nie dziwił się łatwo. Powolne odkrywanie tych faktów wprawiało go jednak w osłupienie. Najgorsze było poczucie bezradności. Najbardziej wpływowego człowieka sterującego wszystkim nie mógł oskarżyć, bo nikt by nie uwierzył albo nie chciał uwierzyć zgromadzonym przez komisarza dowodom. "Brunetti nagle poczuł ogromne zmęczenie. (...) Udając, że wpadła odrobina kurzu do oka, spuścił na chwilę powieki i potarł palcami".
Doświadczony, mądry policjant nagle zachowuje się jak mała Nel z "W pustyni i w puszczy", która mówi do Stasia: "Ja nie płaczę, tylko mi się oczy pocą". Trzeba przyznać, że Donna Leon pisze bardzo niekonwencjonalne kryminały.
Amerykańska pisarka wykładająca we Włoszech literaturę angielską jest autorką cyklu powieści kryminalnych, w których występuje komisarz Guido Brunetti i Wenecja, wstrętna i piękna. Pierwszy z wydanych u nas tomów ("Śmierć w La Fenice") omawiałam w ubiegłym roku. Najsłynniejszy dyrygent świata, otruty w swej garderobie między drugim a trzecim aktem "Traviaty", okazuje się podławym człowiekiem o niezbyt moralnym życiorysie. Kryminał jest również przenikliwą powieścią psychologiczną.
"Strój na śmierć" przypomina powieść Balzakowską: odsłania różnego stopnia afery finansowe, w które wplątani są zarówno mali przestępcy, jak i grube ryby. Rządzi nimi namiętne pragnienie zdobycia pieniędzy wszelkimi możliwymi sposobami, nawet za pomocą zbrodni. Po dwudziestu latach pracy w policji powolny, lecz skuteczny w działaniu komisarz Brunetti doskonale zdaje sobie sprawę, że "wzniosłe ideały i przekonania polityczne rzadko kiedy motywują ludzi z taką siłą jak chęć wzbogacenia się". Namiętności miłosne, zdrady, skandale rodzinne, obyczajowe, seksualne schodzą na drugi plan w zestawieniu z machinacjami finansowymi. Patta, zwierzchnik Brunettiego, przeżywa dramat: jego ukochana żona uciekła z domu do znanego producenta filmów pornograficznych i zamieszkała z nim w Mediolanie. Zgroza?
Raczej sensacja i to krótkotrwała: "Minął tydzień i Maria Lucrezia Patta już nie znajdowała się w centrum zainteresowania pracowników weneckiej komendy. W czasie weekendu dwóch kolejnych ministrów podało się do dymisji; obaj głośno zarzekali się, że ich decyzja nie jest w żaden sposób związana z posądzeniami o udział w ostatnich aferach dotyczących łapówkarstwa i korupcji. Policjanci, podobnie jak reszta Włochów, zazwyczaj ziewali, czytając o takich wydarzeniach, i szybko przerzucali strony gazet, by zajrzeć do działu sportowego".
Powszechny "obłęd korupcji" spowszedniał, Donna Leon potrafiła jednak uwikłać go w konteksty i sytuacje, które są w stanie zjeżyć włos na głowie, wzbudzić zdumienie, odrazę, rozpacz. Pokazała dosłownie, z najdrobniejszymi szczegółami, co to znaczy iść po trupach do celu. Ludzie czerpiący znaczne dochody z nielegalnego przydzielania mieszkań wybieranym przez siebie osobom (w znanej z superwysokich czynszów Wenecji!) zdolni są do wszystkiego. Popełniają kolejne oszustwa, a dla ich ukrycia - kolejne zbrodnie. Początkowo wydaje się, że w te sprawy zamieszane są osoby z półświatka, obyczajowi i seksualni "odmieńcy" oraz mali urzędnicy. Dość długo akcja książki toczy się tymi tropami i czytelnik mógłby się zniechęcić do banalnych bohaterów, gdyby nie to, że komisarz Brunetti jest typem, z którym nudzić się nie można.
Wszystko, co robi z ociężałym od dzikiego upału uporem, jest przez autorkę ukazane z niebywałą, zmysłową sugestywnością. Wenecja w środku lata, raj dla turystów przemykających gondolami i mieszkających w klimatyzowanych hotelach, jest udręką dla mieszkańców. Bezskutecznie czekają na ministra środowiska, który nie zdobył się na przybycie w sierpniu, "gdy miasto śmierdzi wodorostami (...), gdy połowę plaż na wybrzeżu Adriatyku zamknięto dla kąpiących się, bo poziom zanieczyszczeń jest zbyt wysoki, gdy mieszkańców niedawno poinformowano, że ryby, które stanowią podstawę ich pożywienia, zawierają niebezpiecznie wysokie ilości rtęci i innych metali ciężkich". Czujemy ten koszmar weneckiego lata, dni bez powiewu wiatru i noce z tnącymi komarami, jedzenie bez apetytu i smak wina jako jedyną pociechę.
Wyzywającą niezwykłością tego kryminału jest połączenie fasadowego dobra z rzeczywistym złem. Ludzie z tzw. marginesu okazują się tylko pionkami w grze o duże pieniądze, którą prowadzą osoby wykształcone, znane, na wysokich stanowiskach. Pionki te w zależności od potrzeby są bez skrupułów wykorzystywane. Całą akcją kieruje stowarzyszenie Lega della Moralitá, uznane za instytucję charytatywną i szczycącą się najbardziej wzniosłymi zasadami etycznymi. W statucie napisano, że jest to organizacja, która dąży do "poprawy warunków materialnych ludzi doświadczonych przez los, aby ulżyć ich powszednim troskom i dzięki temu skierować ich myśli i pragnienia w stronę wartości duchowych". Subsydia udzielane przy wynajmowaniu domów i mieszkań miały zapewnić im warunki do godziwego życia. Brunetti zdobył wykaz 162 lokali administrowanych przez stowarzyszenie i dowiedział się, kto w nich mieszka, ile i komu płaci. Utajony zysk przekraczał 70 mln lirów miesięcznie, niemal miliard rocznie. Oficjalne sumy ze skarbca Lega della Moralitá były wypłacane za pośrednictwem Banku Werony na zapomogi dla fikcyjnych wdów i wymyślonych sierot.
Komisarz Brunetti nie był naiwnym człowiekiem i nie dziwił się łatwo. Powolne odkrywanie tych faktów wprawiało go jednak w osłupienie. Najgorsze było poczucie bezradności. Najbardziej wpływowego człowieka sterującego wszystkim nie mógł oskarżyć, bo nikt by nie uwierzył albo nie chciał uwierzyć zgromadzonym przez komisarza dowodom. "Brunetti nagle poczuł ogromne zmęczenie. (...) Udając, że wpadła odrobina kurzu do oka, spuścił na chwilę powieki i potarł palcami".
Doświadczony, mądry policjant nagle zachowuje się jak mała Nel z "W pustyni i w puszczy", która mówi do Stasia: "Ja nie płaczę, tylko mi się oczy pocą". Trzeba przyznać, że Donna Leon pisze bardzo niekonwencjonalne kryminały.
Więcej możesz przeczytać w 12/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.