Tygodnik "Time" za najciekawsze polskie miasto uznał nie Warszawę, Kraków czy Gdańsk, lecz leżącą z dala od głównych szlaków Łódź, odtwarzającą swe tradycje ośrodka wielu kultur
W nowojorskim Brooklynie i jerozolimskiej dzielnicy Mea Sharim najbardziej znane polskie miejscowości to Leżajsk, Bobowa, Przysucha, Lelów i Góra Kalwaria - siedziby sławnych cadyków, do dziś mających wiernych wyznawców wśród amerykańskich i izraelskich chasydów. Rozsiani po całej Europie Romowie mogą nie mieć pojęcia o Wrocławiu czy Poznaniu, na pewno jednak znają Tarnów, gdzie w Muzeum Okręgowym mieści się jedyna na kontynencie ekspozycja cygańskiej historii i kultury. Nazwa tego miasta zapada też w pamięć każdego, kto odwiedza waszyngtońskie Muzeum Holocaustu, gdzie eksponowana jest oryginalna brama tarnowskiego getta - jedyny zachowany taki obiekt. Również Płońsk - w którym według nieocenionego "Przewodnika po Polsce" wydawnictwa Sport i Turystyka godna uwagi jest głównie "nowoczesna chłodnia Hortex" oraz to, że "tutaj żył i pracował znany lekarz i astronom amator J.W. Jędrzejewicz" - znany jest w świecie ze względu na żydowską przeszłość, skrzętnie zatartą w czasach PRL.
Kiedy objąłem urząd, zorientowałem się, że uczniowie płońskich szkół nie mają pojęcia o Żydach, którzy przed wojną stanowili ponad połowę mieszkańców miasta. Nic im też nie mówiła postać Ben Guriona - wspomina Andrzej Pietrasik, burmistrz Płońska w latach 1991-1998, dziś radny powiatowy.
Miejsce urodzenia współtwórcy i pierwszego premiera państwa Izrael, który wyjechał z Płońska, kiedy miał 20 lat, stało się dużym atutem przy promocji miasta. Umiejętnie go rozgrywając, płońscy samorządowcy wygrali szlema. Niewykluczone, że gdyby nie międzynarodowa renoma Płońska, uzyskana dzięki kontaktom z izraelskimi miastami związanymi z Ben Gurionem i pielgrzymkom do jego miasta rodzinnego, koncern Forda wybrałby inną lokalizację polskiej montowni samochodów, która okazała się darem niebios. W ślad za Fordem zaczęły tu inwestować firmy francuskie (Maestria), włoskie (Braas) i skandynawskie (Elanders).
Wygrawszy tę partię, samorząd Płońska zaczął licytować pokazowego robra. Ogłosił, wraz z rządem USA i Fundacją Batorego, międzynarodowy Konkurs Pamięci Polsko-Żydowskiej o Nagrodę im. Ben Guriona na wspomnienia, pamiętniki, formy literackie i zbiory dokumentacyjne związane ze wspólną historią obydwu narodów. - Idea konkursu zrodziła się z przekonania o potrzebie przechowania dla przyszłych pokoleń wspomnień o związkach łączących Polaków i Żydów. Dążeniem organizatorów było, by w konkursie wzięli udział Polacy i Żydzi mieszkający w Polsce oraz za granicą, którzy byli w przeszłości bądź są teraz w jakikolwiek sposób związani z naszym krajem, szczególnie zaś z Mazowszem i Ziemią Płońską - wyjaśnia Mirosława Krysiak z sekretariatu konkursu.
Informacje o nim zamieściły media wszystkich kontynentów. Nadeszło 114 prac z piętnastu państw, tak bliskich jak Litwa, Czechy, Niemcy, Ukraina i tak odległych jak Barbados na Małych Antylach, skąd napisał Żyd urodzony w podlubelskich Trawnikach, od 1932 r. przebywający poza krajem. Jego pamięć przechowała - na przekór stereotypom - ogromną gościnność polskich sąsiadów i to, jak wielką szkołą tolerancji był wspólnie uprawiany sport.
"Idziemy do wspólnoty europejskiej, a czymże była Łódź? Różne narody, różne religie
i wszyscy żyli w zgodzie" - mówi Jerzy Grohman
O ile w sześćsetletnich dziejach Płońska zaznaczyła się tylko mniejszość żydowska, która w samym mieście i okolicznych wioskach (Salomonce, Idzikowicach, Kucharach Żydowskich) była akurat większością, o tyle krótką historię Łodzi współtworzyły cztery nacje. Prócz Polaków i Żydów - Niemcy i Rosjanie, choć dawna Łódź nie byłaby sobą bez przybyszów ze Szwajcarii (Grohmanowie), Czech (Smolikowie), a nawet z Armenii (łódzki "król chałwy" Angielewicz). - Idziemy do wspólnoty europejskiej, a czymże była Łódź? Różne narody, różne religie i wszyscy żyli w zgodzie - zauważa Jerzy Grohman, potomek słynnego rodu przemysłowców.
W tym wielonarodowym tyglu wytopiła się postać przedsiębiorczego lodzermenscha, lokalnego patrioty, którego ojczyzną była przede wszystkim Łódź, ale nieobce mu też było umieranie za Polskę. Las katyński kryje co najmniej czterech oficerów z rodzin łódzkich przemysłowców niepolskiego pochodzenia: Karola Grohmana, Juliusza Heinzla, Leona Albrechta i Akima Schreyera. Lodzermensche budowali nie tylko pałace i grobowce - także szkoły, szpitale i kościoły. - Byli też nosicielami kultury. Dzięki nim Łódź miała jedną z najlepszych filharmonii w Europie, gdzie całe rzędy słuchaczy trzymały przed sobą partytury - zauważa Arnold Mostowicz, legendarny lekarz z łódzkiego getta, honorowy obywatel miasta.
Ducha tamtej Łodzi wskrzesiło pierwsze Światowe Spotkanie Łodzian, które odbyło się we wrześniu 1992 r. - rzecz bez precedensu i na razie bez naśladownictwa. Przyjazd 350 osób z siedemnastu krajów, w tym takich znakomitości, jak Karl Dedecius, czołowy tłumacz i wydawca literatury polskiej w Niemczech, czy Artur Brauner, słynny żydowski producent filmowy ("Europa, Europa", "Fotoamator"), zwrócił uwagę świata na podupadający "polski Manchester", doprowadzony do nędzy przez komunę. - Rok 1992 był chyba najtrudniejszy dla Łodzi. Wydawało się, że całe miasto ogłosi wówczas bankructwo. Później już jednak było znacznie lepiej - wspomina prof. Anna Fornalczyk, była prezes Urzędu Antymonopolowego.
Wielonarodowa przeszłość polskich miast staje się cennym towarem eksportowym
Łódź spuściła trap, po którym zaczęli wracać na jej pokład starzy lodzermensche i przybywać nowi. Po tragicznej śmierci pierwszego solidarnościowego prezydenta miasta, Grzegorza Palki, zabrakło wprawdzie siły napędowej lub woli politycznej do kolejnych spotkań, ale nawiązane wówczas kontakty dały efekt śnieżnej kuli. Sentymentalne wizyty Żydów z Hamburga, Wiednia, Berlina i Pragi, którzy w łódzkim getcie stracili swych przodków i krewnych, mają dalszy ciąg w całkiem konkretnych rozmowach handlowych. Podpisanie umowy partnerskiej z Tel Awiwem, gdzie mieszka prawie dwa tysiące łodzian, zachęciło do przyjazdu przedstawicieli izraelskich grup kapitałowych, takich jak Plaza Hotels, i umożliwiło powołanie wspólnej fundacji na rzecz ratowania zabytków kultury żydowskiej Monumentum Iudaicum Lodzense. Londyńska fundacja Karta z Dziejów dla Upamiętnienia Obecności Żydów w Polsce, założona przez lotnika RAF Jana Pomiana i rodzinę Radziwiłłów, ufundowała miastu Pomnik Dekalogu, a prof. Jan Karski przekazał mu swe archiwum. W kompleksie fabrycznym dawnych zakładów Poznańskiego ma szansę powstać gigantyczne centrum rozrywkowe, zaś łódzki kirkut - największy w Europie i chyba jedyny, gdzie macewy są w pięciu językach, jakimi posługiwali się na co dzień tutejsi Żydzi - oraz unikatowe osiedle robotnicze Księży Młyn czekają na wpis do rejestru światowego dziedzictwa UNESCO. Zagraniczne bedekery i biura podróży polecają turystom jako jedną z większych polskich atrakcji spacer ulicą Piotrkowską, z jej niezwykłym szlakiem pubów i dyskotek urządzonych w dawnych wnętrzach fabrycznych. Nawet stosując zasadę "jeden adres - jeden drink", nie da się przejść całego szlaku w jeden wieczór. "Łódź poradziła sobie z kryzysem i jest gotowa do nowego skoku ekonomicznego, podobnego do tego, jakiego dokonała w XIX wieku" - stwierdza raport tygodnika "Time".
Mozaikowa przeszłość polskich miast staje się cennym towarem eksportowym. Tarnów dyskontuje międzynarodową renomę swej placówki muzealnej, organizując światowe forum prasy polonijnej. Bo gdzie jest powiedziane, że musi to się odbywać w Warszawie? Wystawa fotograficzna "Syjoniści do Syjamu" ze zbiorów marcowego emigranta Jerzego Bergmana też miała swą premierę w tarnowskim muzeum i dopiero teraz, w kolejną rocznicę Marca, ekspozycja pojedzie do Krakowa. Andrzej Pietrasik zamierza urządzić w Płońsku muzeum Ben Guriona - w domu, gdzie polityk mieszkał, na którym od trzech lat wisi dwujęzyczna tablica. Zaczątkiem ekspozycji będą dwie złote pięciorublówki, które Ben Gurion pożyczył od kogoś, wyjeżdżając z Płońska w 1906 r. Jego ostatnią wolą było oddanie ich rodzinnemu miastu. Również na Piotrkowskiej w Łodzi trwa pomysłobranie. Henryk Ciski, twórca i redaktor naczelny "TVSat Magazynu", pierwszego w Polsce pisma poświęconego telewizji satelitarnej (kiedy w 1989 r. wychodził pierwszy numer, było niespełna tysiąc anten należących do indywidualnych odbiorców), od paru lat organizuje w Łodzi Międzynarodowe Forum Satelitarne, na którym nie brak nikogo, kto liczy się w telewizyjnej Europie. Mieczysław Gumola, jeden z organizatorów Światowego Spotkania Łodzian, myśli o międzynarodowym zjeździe absolwentów łódzkich szkół średnich, takim na osiem i pół tysiąca ludzi - bo tylu pomieści hala sportowa. Zaś Arnold Mostowicz zgłosił propozycję, by wystawić pomnik lodzermenscha. - Oni, lodzermensche, stworzyli tę Łódź. Byłby to więc de facto pomnik miasta - uzasadnia. Wśród miejscowych elit na razie trwa spór, jak przedstawić ową postać: w jarmułce czy w meloniku.
Kiedy objąłem urząd, zorientowałem się, że uczniowie płońskich szkół nie mają pojęcia o Żydach, którzy przed wojną stanowili ponad połowę mieszkańców miasta. Nic im też nie mówiła postać Ben Guriona - wspomina Andrzej Pietrasik, burmistrz Płońska w latach 1991-1998, dziś radny powiatowy.
Miejsce urodzenia współtwórcy i pierwszego premiera państwa Izrael, który wyjechał z Płońska, kiedy miał 20 lat, stało się dużym atutem przy promocji miasta. Umiejętnie go rozgrywając, płońscy samorządowcy wygrali szlema. Niewykluczone, że gdyby nie międzynarodowa renoma Płońska, uzyskana dzięki kontaktom z izraelskimi miastami związanymi z Ben Gurionem i pielgrzymkom do jego miasta rodzinnego, koncern Forda wybrałby inną lokalizację polskiej montowni samochodów, która okazała się darem niebios. W ślad za Fordem zaczęły tu inwestować firmy francuskie (Maestria), włoskie (Braas) i skandynawskie (Elanders).
Wygrawszy tę partię, samorząd Płońska zaczął licytować pokazowego robra. Ogłosił, wraz z rządem USA i Fundacją Batorego, międzynarodowy Konkurs Pamięci Polsko-Żydowskiej o Nagrodę im. Ben Guriona na wspomnienia, pamiętniki, formy literackie i zbiory dokumentacyjne związane ze wspólną historią obydwu narodów. - Idea konkursu zrodziła się z przekonania o potrzebie przechowania dla przyszłych pokoleń wspomnień o związkach łączących Polaków i Żydów. Dążeniem organizatorów było, by w konkursie wzięli udział Polacy i Żydzi mieszkający w Polsce oraz za granicą, którzy byli w przeszłości bądź są teraz w jakikolwiek sposób związani z naszym krajem, szczególnie zaś z Mazowszem i Ziemią Płońską - wyjaśnia Mirosława Krysiak z sekretariatu konkursu.
Informacje o nim zamieściły media wszystkich kontynentów. Nadeszło 114 prac z piętnastu państw, tak bliskich jak Litwa, Czechy, Niemcy, Ukraina i tak odległych jak Barbados na Małych Antylach, skąd napisał Żyd urodzony w podlubelskich Trawnikach, od 1932 r. przebywający poza krajem. Jego pamięć przechowała - na przekór stereotypom - ogromną gościnność polskich sąsiadów i to, jak wielką szkołą tolerancji był wspólnie uprawiany sport.
"Idziemy do wspólnoty europejskiej, a czymże była Łódź? Różne narody, różne religie
i wszyscy żyli w zgodzie" - mówi Jerzy Grohman
O ile w sześćsetletnich dziejach Płońska zaznaczyła się tylko mniejszość żydowska, która w samym mieście i okolicznych wioskach (Salomonce, Idzikowicach, Kucharach Żydowskich) była akurat większością, o tyle krótką historię Łodzi współtworzyły cztery nacje. Prócz Polaków i Żydów - Niemcy i Rosjanie, choć dawna Łódź nie byłaby sobą bez przybyszów ze Szwajcarii (Grohmanowie), Czech (Smolikowie), a nawet z Armenii (łódzki "król chałwy" Angielewicz). - Idziemy do wspólnoty europejskiej, a czymże była Łódź? Różne narody, różne religie i wszyscy żyli w zgodzie - zauważa Jerzy Grohman, potomek słynnego rodu przemysłowców.
W tym wielonarodowym tyglu wytopiła się postać przedsiębiorczego lodzermenscha, lokalnego patrioty, którego ojczyzną była przede wszystkim Łódź, ale nieobce mu też było umieranie za Polskę. Las katyński kryje co najmniej czterech oficerów z rodzin łódzkich przemysłowców niepolskiego pochodzenia: Karola Grohmana, Juliusza Heinzla, Leona Albrechta i Akima Schreyera. Lodzermensche budowali nie tylko pałace i grobowce - także szkoły, szpitale i kościoły. - Byli też nosicielami kultury. Dzięki nim Łódź miała jedną z najlepszych filharmonii w Europie, gdzie całe rzędy słuchaczy trzymały przed sobą partytury - zauważa Arnold Mostowicz, legendarny lekarz z łódzkiego getta, honorowy obywatel miasta.
Ducha tamtej Łodzi wskrzesiło pierwsze Światowe Spotkanie Łodzian, które odbyło się we wrześniu 1992 r. - rzecz bez precedensu i na razie bez naśladownictwa. Przyjazd 350 osób z siedemnastu krajów, w tym takich znakomitości, jak Karl Dedecius, czołowy tłumacz i wydawca literatury polskiej w Niemczech, czy Artur Brauner, słynny żydowski producent filmowy ("Europa, Europa", "Fotoamator"), zwrócił uwagę świata na podupadający "polski Manchester", doprowadzony do nędzy przez komunę. - Rok 1992 był chyba najtrudniejszy dla Łodzi. Wydawało się, że całe miasto ogłosi wówczas bankructwo. Później już jednak było znacznie lepiej - wspomina prof. Anna Fornalczyk, była prezes Urzędu Antymonopolowego.
Wielonarodowa przeszłość polskich miast staje się cennym towarem eksportowym
Łódź spuściła trap, po którym zaczęli wracać na jej pokład starzy lodzermensche i przybywać nowi. Po tragicznej śmierci pierwszego solidarnościowego prezydenta miasta, Grzegorza Palki, zabrakło wprawdzie siły napędowej lub woli politycznej do kolejnych spotkań, ale nawiązane wówczas kontakty dały efekt śnieżnej kuli. Sentymentalne wizyty Żydów z Hamburga, Wiednia, Berlina i Pragi, którzy w łódzkim getcie stracili swych przodków i krewnych, mają dalszy ciąg w całkiem konkretnych rozmowach handlowych. Podpisanie umowy partnerskiej z Tel Awiwem, gdzie mieszka prawie dwa tysiące łodzian, zachęciło do przyjazdu przedstawicieli izraelskich grup kapitałowych, takich jak Plaza Hotels, i umożliwiło powołanie wspólnej fundacji na rzecz ratowania zabytków kultury żydowskiej Monumentum Iudaicum Lodzense. Londyńska fundacja Karta z Dziejów dla Upamiętnienia Obecności Żydów w Polsce, założona przez lotnika RAF Jana Pomiana i rodzinę Radziwiłłów, ufundowała miastu Pomnik Dekalogu, a prof. Jan Karski przekazał mu swe archiwum. W kompleksie fabrycznym dawnych zakładów Poznańskiego ma szansę powstać gigantyczne centrum rozrywkowe, zaś łódzki kirkut - największy w Europie i chyba jedyny, gdzie macewy są w pięciu językach, jakimi posługiwali się na co dzień tutejsi Żydzi - oraz unikatowe osiedle robotnicze Księży Młyn czekają na wpis do rejestru światowego dziedzictwa UNESCO. Zagraniczne bedekery i biura podróży polecają turystom jako jedną z większych polskich atrakcji spacer ulicą Piotrkowską, z jej niezwykłym szlakiem pubów i dyskotek urządzonych w dawnych wnętrzach fabrycznych. Nawet stosując zasadę "jeden adres - jeden drink", nie da się przejść całego szlaku w jeden wieczór. "Łódź poradziła sobie z kryzysem i jest gotowa do nowego skoku ekonomicznego, podobnego do tego, jakiego dokonała w XIX wieku" - stwierdza raport tygodnika "Time".
Mozaikowa przeszłość polskich miast staje się cennym towarem eksportowym. Tarnów dyskontuje międzynarodową renomę swej placówki muzealnej, organizując światowe forum prasy polonijnej. Bo gdzie jest powiedziane, że musi to się odbywać w Warszawie? Wystawa fotograficzna "Syjoniści do Syjamu" ze zbiorów marcowego emigranta Jerzego Bergmana też miała swą premierę w tarnowskim muzeum i dopiero teraz, w kolejną rocznicę Marca, ekspozycja pojedzie do Krakowa. Andrzej Pietrasik zamierza urządzić w Płońsku muzeum Ben Guriona - w domu, gdzie polityk mieszkał, na którym od trzech lat wisi dwujęzyczna tablica. Zaczątkiem ekspozycji będą dwie złote pięciorublówki, które Ben Gurion pożyczył od kogoś, wyjeżdżając z Płońska w 1906 r. Jego ostatnią wolą było oddanie ich rodzinnemu miastu. Również na Piotrkowskiej w Łodzi trwa pomysłobranie. Henryk Ciski, twórca i redaktor naczelny "TVSat Magazynu", pierwszego w Polsce pisma poświęconego telewizji satelitarnej (kiedy w 1989 r. wychodził pierwszy numer, było niespełna tysiąc anten należących do indywidualnych odbiorców), od paru lat organizuje w Łodzi Międzynarodowe Forum Satelitarne, na którym nie brak nikogo, kto liczy się w telewizyjnej Europie. Mieczysław Gumola, jeden z organizatorów Światowego Spotkania Łodzian, myśli o międzynarodowym zjeździe absolwentów łódzkich szkół średnich, takim na osiem i pół tysiąca ludzi - bo tylu pomieści hala sportowa. Zaś Arnold Mostowicz zgłosił propozycję, by wystawić pomnik lodzermenscha. - Oni, lodzermensche, stworzyli tę Łódź. Byłby to więc de facto pomnik miasta - uzasadnia. Wśród miejscowych elit na razie trwa spór, jak przedstawić ową postać: w jarmułce czy w meloniku.
Więcej możesz przeczytać w 12/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.