"Like a Rolling Stone" - Marek Kempski, fan zespołu The Rolling Stones, jest jak toczący się kamień, nie porasta mchem - mówią o wojewodzie śląskim jego przyjaciele
W maju 1995 r. jako szef śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" organizował burzliwe demonstracje związkowe. Razem z górnikami okupował budynki ministerialne, był w tłumie rzucającym koktajle Mołotowa w kierunku warszawskiej siedziby SdRP. Po latach stwierdzi, że przekroczył wówczas "pewną granicę". Radykalny działacz związkowy błyskawicznie przekształcił się w urzędnika o rozbudzonym instynkcie państwowym. Walczy nie tylko z przestępczością, ale także wszelkimi przejawami łamania prawa.
Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi Marek Kempski - w 1981 r. należący zarówno do "Solidarności", jak i KPN - opowiadał się za bliską współpracą z Ruchem Odbudowy Polski. Po wyborach był jednym z pierwszych działaczy AWS, którzy zadeklarowali chęć stworzenia koalicji z Unią Wolności. W latach 70. nosił włosy do ramion, dzisiaj - krótkiego jeżyka. Będąc związkowcem, chodził w wytartych dżinsach i bejsbolówce, obecnie nosi modne garnitury. Kempski - mimo upływu lat - pozostaje wierny sportowi oraz ostrej muzyce rockowej. The Doors, Led Zeppelin, Deep Purple, Bruce Springsteen, Metallica, Guns and Roses - należą do jego ulubieńców. Podkreśla jednak, że "miłością numer jeden pozostają Rolling Stonesi". Dlatego też wolał jechać na ich koncert do Pragi niż siedzieć na ważnym posiedzeniu Komisji Krajowej "Solidarności". Teraz nie musi się ograniczać do słuchania "Start Me up" z płyty - jako wojewoda sprawił, że kapela Micke?a Jaggera zagrała w sierpniu ubiegłego roku na stadionie Śląskim w Chorzowie. Na pamiątkę tego wydarzenia zrobił sobie zresztą zdjęcia z Keithem Richardsem oraz Ronnie Woodem.
Gdy w październiku 1993 r. w tragicznym wypadku samochodowym zginął Grzegorz Kolosa, ówczesny przewodniczący zarządu regionu "Solidarności", Marek Kempski, wtedy członek zarządu regionu, został jego następcą. Stanął na czele najliczniejszej organizacji regionalnej, liczącej 206 tys. członków. - Umiał przekonywać, a jeśli nie przekonał, działał metodą faktów dokonanych. Gdy na Śląsku wybuchł strajk, Komisja Krajowa "S" musiała się sprawą zająć. Potrafił być lisem. Szybko się uczył. Był szefem największego regionu, z którego wybiera się najwięcej delegatów na zjazdy, mającego największą reprezentację w Komisji Krajowej "S", dysponującego najwyższą sumą związkowych składek. Kiedy wychodził ze swoimi ludźmi z posiedzenia "krajówki", co mu się czasami zdarzało, nie mieliśmy o czym dyskuto- wać - mówi Jacek Smagowicz, członek KK NSZZ "Solidarność".
Siłę swojego regionu Kempski potrafił zademonstrować na ulicach Warsza- wy - 26 maja 1995 r. przywiózł do stolicy 10 tys. górników i hutników. Manifestacja pod Urzędem Rady Ministrów i siedzibą SdRP przerodziła się w starcia z policją. Rannych zostało 16 funkcjonariuszy i 35 działaczy "S", 9 osób trafiło do szpitala. Radykalna taktyka przyniosła jednak suk- ces - 6 czerwca 1995 r. przewodniczący śląsko-dąbrowskiej "S" został jednym z sygnatariuszy "Kontraktu regionalnego dla województwa katowickiego".
Po zwycięskich dla AWS wyborach parlamentarnych w 1997 r. Marek Kempski był nawet kandydatem na premiera. Mówiło się też, że może kierować MSWiA, objąć stanowisko koordynatora służb specjalnych bądź szefa Urzędu Ochrony Państwa. Miał poparcie Mariana Krzaklewskiego oraz Jerzego Buzka, których poznał jeszcze w latach 80., podczas kolportowania podziemnego pisma "Wokół nas". W rządowej karierze przeszkodziła mu prawdopodobnie afera finansowa w śląsko-dąbrowskiej "Solidarności". Czterem pracownikom zarządu regionu postawiono wówczas zarzut zagarnięcia kilkuset tysięcy złotych ze związkowej kasy. Sprawa wyszła na jaw podczas wewnętrznej kontroli w lutym 1997 r. Kempski, szef regionu, poinformował o niej prokuratora cztery miesiące później.
- Afera finansowa ujawniona w zarządzie regionu wykończyłaby każdego w naszym środowisku, ale nie jego - mówi Jacek Smagowicz. Choć Marek Kempski nie został ministrem w rządzie Jerzego Buzka, objął urząd wojewody katowickiego, zaś po reformie terytorialnej - wojewody śląskiego. Jak to się stało, że członek KPN o anarchistycznych zapatrywaniach, działacz "Solidarności", który w grudniu 1981 r. zalał czarną farbą tablicę komitetu zakładowego PZPR na kolei, a czternaście lat później szturmował siedzibę SdRP przy ulicy Rozbrat w Warszawie, został "państwowcem"?
- To były akcje przeciwko rządowi, a nie społeczeństwu. Nigdy nie chciałem dokonać zamachu na konstytucję czy demokratyczne prawa. Dlaczego byłem pod siedzibą SdRP? Przecież tam poszła część demonstrantów, a wśród nich ludzie z mojego regionu. Nie mogłem się odwrócić, wsiąść do pociągu i pojechać do Katowic - tłumaczy Marek Kempski. - Byłem tam również dlatego, żeby uspokajać radykalne nastroje. Zaraz po zdarzeniu opowiedziałem się przeciwko rzucaniu butelkami z benzyną. Bo przecież następnym razem obiektem takiego ataku mógł być każdy budynek - niezależnie od tego, kto by w nim przebywał. Kij ma dwa końce i każdy może nim oberwać.
Nowy gospodarz regionu zaczął urzędowanie od wprowadzenia przyspieszonego trybu karania nietrzeźwych kierowców. Liczba wypadków na śląskich drogach stale rosła, więc w opinii większości mieszkańców nie było to złe rozwiązanie. Gorzej przyjęto pomysł usuwania narkomanów z katowickiego śródmieścia. Policja miała wyłapywać ich na ulicach, a pogotowie odwozić do szpitali. Szybko okazało się, że brakuje karetek, a placówki medyczne nie są do takich akcji przygotowane. Tymczasem prawnicy zakwestionowali legalność "łapanek". Rozporządzenie wojewody - naruszające trzy ustawy - zostało odwołane. - Posunięcie było prowokacyjne, przyznaję. Ale między wrześniem a listopadem ubiegłego roku, kiedy rozporządzenie obowiązywało, wykryliśmy tyle przestępstw związanych z narkotykami, ile w ciągu całego 1997 r. - opowiada wojewoda Kempski. Krytykę wzbudziła również przygotowana przez niego instrukcja "Jak postępować z terrorystami?", określająca zachowanie na wypadek odebrania telefonu zawiadamiającego o podłożeniu bomby lub zatruciu żywności. Lokalni dziennikarze twierdzili, że instrukcja stanowiła wręcz zachętę do podejmowania takich działań. - Za tę instrukcję dostaliśmy podziękowania od minister sprawiedliwości Hanny Suchockiej - replikuje wojewoda.
Dla Kempskiego - podobnie jak dla burmistrza Nowego Jorku Giulianiego - najważniejsze jest zwalczanie przestępczości
Marek Kempski, jak bohater "Satisfaction" (I Can?t Get No), nie potrafi spocząć na laurach. Po pijanych kierowcach, narkomanach, terrorystach i rozwydrzonych pseudokibicach, do których kazał policji strzelać kauczukowymi kulami, przyszła kolej na sex shopy oraz agencje towarzyskie. Miały zostać usunięte z centrum Katowic. Marek Kempski uważa, że agencje są zapleczem przestępczości i powinny zniknąć ze śródmieścia. Przyznaje jednak, że zgłaszając ten pomysł, kierował się także motywami osobistymi: podpalono bowiem drzwi mieszkania jego rodziców, a powodem mogło być to, że agencja towarzyska znajdowała się w mieszkaniu obok. - Jak to jest, że na ósmym piętrze w dziesięciopiętrowym bloku mieści się taka instytucja? - pyta Marek Kempski. Ostatnim pomysłem - sprowokowanym przez rytualny mord satanistów w Rudzie Śląskiej - była kampania wymierzona w sekty. Funkcjonariusze - jego zdaniem - powinni otrzymać większe uprawnienia, pozwalające im na inwigilację nieformalnych struktur, w tym sekt. "Sympathy for The Devil" Stonesów nie należy więc chyba do ulubionych utworów Kempskiego.
- Działa na efekt. Może dlatego, że sam wyrósł z subkultury młodzieżowej - mówi senator Kazimierz Kutz. Nie ulega wątpliwości, że dla Marka Kempskiego najważniejsze są sprawy bezpieczeństwa. O sobie mówi, że jest pierwszym politykiem w Polsce, który w walce z przestępczością wzoruje się na radykalnych działaniach burmistrza Nowego Jorku, Rudolpha Giulianiego. W październiku ubiegłego roku Kempski odwiedził Stany Zjednoczone, gdzie był gościem szefa nowojorskiej policji. Gdy wrócił, oświadczył: "Jestem pod wielkim wrażeniem". Nie dziwi więc, iż przyjął złożoną mu przez Amerykanów propozycję napisania wstępu do polskiego wydania książki Giulianiego.
Obecnie w Katowicach realizowany jest program walki z przestępczością wzorowany na amerykańskim projekcie "Zero tolerancji dla zła". W mieście powstały tzw. kwadraty bezpieczeństwa, czyli miejsca w centrum miasta, gdzie znacznie zwiększono liczbę policyjnych patroli. Skuteczność tego posunięcia okazała się jednak dyskusyjna: pogorszył się stan bezpieczeństwa na peryferiach metropolii. - Kradzieży jest mniej - nawet o 70 proc. Można zapytać sklepikarzy - odpiera zarzuty wojewoda Kempski.
Walka z bandytyzmem, wszelkimi przejawami patologii społecznych czy choćby polecenie siłowego odblokowania dróg podczas protestów rolniczych, pozwalają na tworzenie wizerunku mocnego człowieka, samotnego szeryfa walczącego - w imię podstawowych wartości - z przestępcami. Marek Kempski konsekwentnie buduje swoje zaplecze polityczne, otacza się dawnymi współpracownikami. Tuż po nominowaniu go na wojewodę do urzędu wojewódzkiego trafiły osoby pracujące z Kempskim w zarządzie śląsko-dąbrowskiej "Solidarności". Oponenci wytykali mu robienie "politycznych czystek", czego przykładem miało być zwolnienie dyrektora generalnego urzędu - prawnika, fachowca - i zatrudnienie osoby, która się nie sprawdziła. - Zrobiłem bardzo duże zmiany, ale to normalne. Przyznaję się natomiast do błędnej oceny sytuacji. Gdy obejmowałem swój urząd, miałem krytyczną opinię o pracownikach administracji państwowej. Ale już w połowie roku powiedziałem: "Zwracam honor i przepraszam, bo jest inaczej". To przejaw pokory - mówi wojewoda Kempski.
Unia Wolności, wspierana przez przedstawicieli opozycji, zarzuca Markowi Kempskiemu, że chce wpływać na decyzje dotyczące przedsiębiorstw państwowych. Służyć temu miał na przykład zorganizowany w ubiegłym roku w urzędzie wojewódzkim kurs dla członków rad nadzorczych, w którym uczestniczyli najbliżsi współpracownicy wojewody. Takie same zarzuty padły, gdy zmiany personalne objęły Fundusz Górnośląski oraz Agencję Przekształceń Przedsiębiorstw. Marek Kempski, nadal mieszkający w rodzinnych Gliwicach, stara się także pomagać mieszkańcom tego miasta. Wśród dziesięciu zakładów górniczych, które mają być zamknięte, nie znalazła się żadna kopalnia należąca do Gliwickiej Spółki Węglowej (Kempski pracował w "Sośnicy").
Chociaż pozycja Marka Kempskiego jest na Śląsku niepodważalna, o jego relacjach z Wacławem Marszewskim, nowym szefem regionalnej "Solidarności", mówi się, że są co najmniej chłodne. - Gdybym się zgadzał z urzędnikiem państwowym, byłoby to podejrzane. Gdybym się z nim utożsamiał, musiałbym odejść - tłumaczy Marszewski. - Zresztą, łatwiej być radykalnym związkowcem, gdy własne ugrupowanie jest w opozycji.
Zarówno zwolennicy, jak i oponenci wojewody śląskiego przyznają, że jego sposób bycia jest przeciwieństwem urzędniczej sztywności. Marek Kempski nadal chodzi na koncerty rockowe: w dżinsach, czapeczce z daszkiem i skórzanych kowbojskich butach, na które pięć lat temu wydał trzecią część wypłaty. Lubi podkreślać, że Vaclav Havel, prezydent Czech, często jada obiady w towarzystwie muzyków z rockowych kapel, a Bill Clinton grywa na saksofonie. - Zaletą Marka Kempskiego jest to, że nie przenosi urazów politycznych na kontakty osobiste - twierdzi Andrzej Potocki, rzecznik Unii Wolności, który - podobnie jak wojewoda - namiętnie kibicuje piłkarzom Piasta Gliwice.
Piłka nożna stała się w ogóle pomysłem wojewody na promocję Śląska. Marek Kempski marzy, aby Stadion Śląski, na którym biało-czerwoni odnieśli spektakularne zwycięstwa nad Anglią (2:0) i Holandią (4:1), stał się główną areną piłkarskich mistrzostw Europy. Podkreśla, że mistrzostwa świata w 1982 r. pomogły Hiszpanii w przekonaniu państw Unii Europejskiej, iż spełnia kryteria członkostwa. "Wprawką organizacyjną" miałoby być zorganizowanie w Chorzowie jednego z finałów europejskich pucharów w 2001 r.
Obecnie wielu polityków regionu twierdzi, że wojewodzie trudno będzie się pogodzić z faktem, iż u jego boku wyrósł poważny rywal - Jan Olbrycht, marszałek województwa śląskiego. Wojewoda utracił na jego rzecz część dotychczasowych kompetencji i wpływów. - Takie ograniczenie władzy wyjdzie mu na dobre. Nie panował w pełni nad województwem - uważa senator Kazimierz Kutz. Twierdzi jednak, że wojewoda szybko się uczy, więc jako polityk i urzędnik będzie się rozwijał. - To człowiek twardy. Ma aspiracje i walczy - dodaje Adam Słomka, poseł niezależny.
- Z każdym dniem uczę się myślenia kategoriami państwa. W ciągu ostatnich kilku miesięcy nabrałem jednak pokory do życia, do tego, co mówię i robię. Ale nie jest tak, że z pokorą łączy się potulność - charakter działań się zmienił, ale pozostała konsekwencja. Nie można unikać podejmowania trudnych decyzji i odpowiedzialności. Taki byłem w "Solidarności" i taki jestem jako wojewoda - podkreśla Marek Kempski. Co chce jeszcze osiągnąć, dokąd zmierza? Przyjaciele żartują, że odpowiedź można znaleźć w słowach piosenki Stonesów "Bridges to Babylon".
Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi Marek Kempski - w 1981 r. należący zarówno do "Solidarności", jak i KPN - opowiadał się za bliską współpracą z Ruchem Odbudowy Polski. Po wyborach był jednym z pierwszych działaczy AWS, którzy zadeklarowali chęć stworzenia koalicji z Unią Wolności. W latach 70. nosił włosy do ramion, dzisiaj - krótkiego jeżyka. Będąc związkowcem, chodził w wytartych dżinsach i bejsbolówce, obecnie nosi modne garnitury. Kempski - mimo upływu lat - pozostaje wierny sportowi oraz ostrej muzyce rockowej. The Doors, Led Zeppelin, Deep Purple, Bruce Springsteen, Metallica, Guns and Roses - należą do jego ulubieńców. Podkreśla jednak, że "miłością numer jeden pozostają Rolling Stonesi". Dlatego też wolał jechać na ich koncert do Pragi niż siedzieć na ważnym posiedzeniu Komisji Krajowej "Solidarności". Teraz nie musi się ograniczać do słuchania "Start Me up" z płyty - jako wojewoda sprawił, że kapela Micke?a Jaggera zagrała w sierpniu ubiegłego roku na stadionie Śląskim w Chorzowie. Na pamiątkę tego wydarzenia zrobił sobie zresztą zdjęcia z Keithem Richardsem oraz Ronnie Woodem.
Gdy w październiku 1993 r. w tragicznym wypadku samochodowym zginął Grzegorz Kolosa, ówczesny przewodniczący zarządu regionu "Solidarności", Marek Kempski, wtedy członek zarządu regionu, został jego następcą. Stanął na czele najliczniejszej organizacji regionalnej, liczącej 206 tys. członków. - Umiał przekonywać, a jeśli nie przekonał, działał metodą faktów dokonanych. Gdy na Śląsku wybuchł strajk, Komisja Krajowa "S" musiała się sprawą zająć. Potrafił być lisem. Szybko się uczył. Był szefem największego regionu, z którego wybiera się najwięcej delegatów na zjazdy, mającego największą reprezentację w Komisji Krajowej "S", dysponującego najwyższą sumą związkowych składek. Kiedy wychodził ze swoimi ludźmi z posiedzenia "krajówki", co mu się czasami zdarzało, nie mieliśmy o czym dyskuto- wać - mówi Jacek Smagowicz, członek KK NSZZ "Solidarność".
Siłę swojego regionu Kempski potrafił zademonstrować na ulicach Warsza- wy - 26 maja 1995 r. przywiózł do stolicy 10 tys. górników i hutników. Manifestacja pod Urzędem Rady Ministrów i siedzibą SdRP przerodziła się w starcia z policją. Rannych zostało 16 funkcjonariuszy i 35 działaczy "S", 9 osób trafiło do szpitala. Radykalna taktyka przyniosła jednak suk- ces - 6 czerwca 1995 r. przewodniczący śląsko-dąbrowskiej "S" został jednym z sygnatariuszy "Kontraktu regionalnego dla województwa katowickiego".
Po zwycięskich dla AWS wyborach parlamentarnych w 1997 r. Marek Kempski był nawet kandydatem na premiera. Mówiło się też, że może kierować MSWiA, objąć stanowisko koordynatora służb specjalnych bądź szefa Urzędu Ochrony Państwa. Miał poparcie Mariana Krzaklewskiego oraz Jerzego Buzka, których poznał jeszcze w latach 80., podczas kolportowania podziemnego pisma "Wokół nas". W rządowej karierze przeszkodziła mu prawdopodobnie afera finansowa w śląsko-dąbrowskiej "Solidarności". Czterem pracownikom zarządu regionu postawiono wówczas zarzut zagarnięcia kilkuset tysięcy złotych ze związkowej kasy. Sprawa wyszła na jaw podczas wewnętrznej kontroli w lutym 1997 r. Kempski, szef regionu, poinformował o niej prokuratora cztery miesiące później.
- Afera finansowa ujawniona w zarządzie regionu wykończyłaby każdego w naszym środowisku, ale nie jego - mówi Jacek Smagowicz. Choć Marek Kempski nie został ministrem w rządzie Jerzego Buzka, objął urząd wojewody katowickiego, zaś po reformie terytorialnej - wojewody śląskiego. Jak to się stało, że członek KPN o anarchistycznych zapatrywaniach, działacz "Solidarności", który w grudniu 1981 r. zalał czarną farbą tablicę komitetu zakładowego PZPR na kolei, a czternaście lat później szturmował siedzibę SdRP przy ulicy Rozbrat w Warszawie, został "państwowcem"?
- To były akcje przeciwko rządowi, a nie społeczeństwu. Nigdy nie chciałem dokonać zamachu na konstytucję czy demokratyczne prawa. Dlaczego byłem pod siedzibą SdRP? Przecież tam poszła część demonstrantów, a wśród nich ludzie z mojego regionu. Nie mogłem się odwrócić, wsiąść do pociągu i pojechać do Katowic - tłumaczy Marek Kempski. - Byłem tam również dlatego, żeby uspokajać radykalne nastroje. Zaraz po zdarzeniu opowiedziałem się przeciwko rzucaniu butelkami z benzyną. Bo przecież następnym razem obiektem takiego ataku mógł być każdy budynek - niezależnie od tego, kto by w nim przebywał. Kij ma dwa końce i każdy może nim oberwać.
Nowy gospodarz regionu zaczął urzędowanie od wprowadzenia przyspieszonego trybu karania nietrzeźwych kierowców. Liczba wypadków na śląskich drogach stale rosła, więc w opinii większości mieszkańców nie było to złe rozwiązanie. Gorzej przyjęto pomysł usuwania narkomanów z katowickiego śródmieścia. Policja miała wyłapywać ich na ulicach, a pogotowie odwozić do szpitali. Szybko okazało się, że brakuje karetek, a placówki medyczne nie są do takich akcji przygotowane. Tymczasem prawnicy zakwestionowali legalność "łapanek". Rozporządzenie wojewody - naruszające trzy ustawy - zostało odwołane. - Posunięcie było prowokacyjne, przyznaję. Ale między wrześniem a listopadem ubiegłego roku, kiedy rozporządzenie obowiązywało, wykryliśmy tyle przestępstw związanych z narkotykami, ile w ciągu całego 1997 r. - opowiada wojewoda Kempski. Krytykę wzbudziła również przygotowana przez niego instrukcja "Jak postępować z terrorystami?", określająca zachowanie na wypadek odebrania telefonu zawiadamiającego o podłożeniu bomby lub zatruciu żywności. Lokalni dziennikarze twierdzili, że instrukcja stanowiła wręcz zachętę do podejmowania takich działań. - Za tę instrukcję dostaliśmy podziękowania od minister sprawiedliwości Hanny Suchockiej - replikuje wojewoda.
Dla Kempskiego - podobnie jak dla burmistrza Nowego Jorku Giulianiego - najważniejsze jest zwalczanie przestępczości
Marek Kempski, jak bohater "Satisfaction" (I Can?t Get No), nie potrafi spocząć na laurach. Po pijanych kierowcach, narkomanach, terrorystach i rozwydrzonych pseudokibicach, do których kazał policji strzelać kauczukowymi kulami, przyszła kolej na sex shopy oraz agencje towarzyskie. Miały zostać usunięte z centrum Katowic. Marek Kempski uważa, że agencje są zapleczem przestępczości i powinny zniknąć ze śródmieścia. Przyznaje jednak, że zgłaszając ten pomysł, kierował się także motywami osobistymi: podpalono bowiem drzwi mieszkania jego rodziców, a powodem mogło być to, że agencja towarzyska znajdowała się w mieszkaniu obok. - Jak to jest, że na ósmym piętrze w dziesięciopiętrowym bloku mieści się taka instytucja? - pyta Marek Kempski. Ostatnim pomysłem - sprowokowanym przez rytualny mord satanistów w Rudzie Śląskiej - była kampania wymierzona w sekty. Funkcjonariusze - jego zdaniem - powinni otrzymać większe uprawnienia, pozwalające im na inwigilację nieformalnych struktur, w tym sekt. "Sympathy for The Devil" Stonesów nie należy więc chyba do ulubionych utworów Kempskiego.
- Działa na efekt. Może dlatego, że sam wyrósł z subkultury młodzieżowej - mówi senator Kazimierz Kutz. Nie ulega wątpliwości, że dla Marka Kempskiego najważniejsze są sprawy bezpieczeństwa. O sobie mówi, że jest pierwszym politykiem w Polsce, który w walce z przestępczością wzoruje się na radykalnych działaniach burmistrza Nowego Jorku, Rudolpha Giulianiego. W październiku ubiegłego roku Kempski odwiedził Stany Zjednoczone, gdzie był gościem szefa nowojorskiej policji. Gdy wrócił, oświadczył: "Jestem pod wielkim wrażeniem". Nie dziwi więc, iż przyjął złożoną mu przez Amerykanów propozycję napisania wstępu do polskiego wydania książki Giulianiego.
Obecnie w Katowicach realizowany jest program walki z przestępczością wzorowany na amerykańskim projekcie "Zero tolerancji dla zła". W mieście powstały tzw. kwadraty bezpieczeństwa, czyli miejsca w centrum miasta, gdzie znacznie zwiększono liczbę policyjnych patroli. Skuteczność tego posunięcia okazała się jednak dyskusyjna: pogorszył się stan bezpieczeństwa na peryferiach metropolii. - Kradzieży jest mniej - nawet o 70 proc. Można zapytać sklepikarzy - odpiera zarzuty wojewoda Kempski.
Walka z bandytyzmem, wszelkimi przejawami patologii społecznych czy choćby polecenie siłowego odblokowania dróg podczas protestów rolniczych, pozwalają na tworzenie wizerunku mocnego człowieka, samotnego szeryfa walczącego - w imię podstawowych wartości - z przestępcami. Marek Kempski konsekwentnie buduje swoje zaplecze polityczne, otacza się dawnymi współpracownikami. Tuż po nominowaniu go na wojewodę do urzędu wojewódzkiego trafiły osoby pracujące z Kempskim w zarządzie śląsko-dąbrowskiej "Solidarności". Oponenci wytykali mu robienie "politycznych czystek", czego przykładem miało być zwolnienie dyrektora generalnego urzędu - prawnika, fachowca - i zatrudnienie osoby, która się nie sprawdziła. - Zrobiłem bardzo duże zmiany, ale to normalne. Przyznaję się natomiast do błędnej oceny sytuacji. Gdy obejmowałem swój urząd, miałem krytyczną opinię o pracownikach administracji państwowej. Ale już w połowie roku powiedziałem: "Zwracam honor i przepraszam, bo jest inaczej". To przejaw pokory - mówi wojewoda Kempski.
Unia Wolności, wspierana przez przedstawicieli opozycji, zarzuca Markowi Kempskiemu, że chce wpływać na decyzje dotyczące przedsiębiorstw państwowych. Służyć temu miał na przykład zorganizowany w ubiegłym roku w urzędzie wojewódzkim kurs dla członków rad nadzorczych, w którym uczestniczyli najbliżsi współpracownicy wojewody. Takie same zarzuty padły, gdy zmiany personalne objęły Fundusz Górnośląski oraz Agencję Przekształceń Przedsiębiorstw. Marek Kempski, nadal mieszkający w rodzinnych Gliwicach, stara się także pomagać mieszkańcom tego miasta. Wśród dziesięciu zakładów górniczych, które mają być zamknięte, nie znalazła się żadna kopalnia należąca do Gliwickiej Spółki Węglowej (Kempski pracował w "Sośnicy").
Chociaż pozycja Marka Kempskiego jest na Śląsku niepodważalna, o jego relacjach z Wacławem Marszewskim, nowym szefem regionalnej "Solidarności", mówi się, że są co najmniej chłodne. - Gdybym się zgadzał z urzędnikiem państwowym, byłoby to podejrzane. Gdybym się z nim utożsamiał, musiałbym odejść - tłumaczy Marszewski. - Zresztą, łatwiej być radykalnym związkowcem, gdy własne ugrupowanie jest w opozycji.
Zarówno zwolennicy, jak i oponenci wojewody śląskiego przyznają, że jego sposób bycia jest przeciwieństwem urzędniczej sztywności. Marek Kempski nadal chodzi na koncerty rockowe: w dżinsach, czapeczce z daszkiem i skórzanych kowbojskich butach, na które pięć lat temu wydał trzecią część wypłaty. Lubi podkreślać, że Vaclav Havel, prezydent Czech, często jada obiady w towarzystwie muzyków z rockowych kapel, a Bill Clinton grywa na saksofonie. - Zaletą Marka Kempskiego jest to, że nie przenosi urazów politycznych na kontakty osobiste - twierdzi Andrzej Potocki, rzecznik Unii Wolności, który - podobnie jak wojewoda - namiętnie kibicuje piłkarzom Piasta Gliwice.
Piłka nożna stała się w ogóle pomysłem wojewody na promocję Śląska. Marek Kempski marzy, aby Stadion Śląski, na którym biało-czerwoni odnieśli spektakularne zwycięstwa nad Anglią (2:0) i Holandią (4:1), stał się główną areną piłkarskich mistrzostw Europy. Podkreśla, że mistrzostwa świata w 1982 r. pomogły Hiszpanii w przekonaniu państw Unii Europejskiej, iż spełnia kryteria członkostwa. "Wprawką organizacyjną" miałoby być zorganizowanie w Chorzowie jednego z finałów europejskich pucharów w 2001 r.
Obecnie wielu polityków regionu twierdzi, że wojewodzie trudno będzie się pogodzić z faktem, iż u jego boku wyrósł poważny rywal - Jan Olbrycht, marszałek województwa śląskiego. Wojewoda utracił na jego rzecz część dotychczasowych kompetencji i wpływów. - Takie ograniczenie władzy wyjdzie mu na dobre. Nie panował w pełni nad województwem - uważa senator Kazimierz Kutz. Twierdzi jednak, że wojewoda szybko się uczy, więc jako polityk i urzędnik będzie się rozwijał. - To człowiek twardy. Ma aspiracje i walczy - dodaje Adam Słomka, poseł niezależny.
- Z każdym dniem uczę się myślenia kategoriami państwa. W ciągu ostatnich kilku miesięcy nabrałem jednak pokory do życia, do tego, co mówię i robię. Ale nie jest tak, że z pokorą łączy się potulność - charakter działań się zmienił, ale pozostała konsekwencja. Nie można unikać podejmowania trudnych decyzji i odpowiedzialności. Taki byłem w "Solidarności" i taki jestem jako wojewoda - podkreśla Marek Kempski. Co chce jeszcze osiągnąć, dokąd zmierza? Przyjaciele żartują, że odpowiedź można znaleźć w słowach piosenki Stonesów "Bridges to Babylon".
Więcej możesz przeczytać w 14/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.