TransAtlantyk

Dodano:   /  Zmieniono: 
Islandia kojarzy się zwykle z gejzerami, lodowcami, z wulkanami i wikingami.
Tymczasem poziom życia tego żyjącego w trudnych warunkach klimatycznych narodu należy do najwyższych na świecie - dochód na osobę sięga dziś 27 tys. dolarów. Mało kto wie też, że właśnie w Islandii w 930 r. powstał Althing, pierwszy od czasów antycznych parlament w Europie, który ok. 1000 r. uchwalił przyjęcie chrześcijaństwa z Norwegii. Islandia zawdzięcza swój dobrobyt morzu: jego bogactwa dostarczają 72 proc. wszystkich wpływów z eksportu. Polskie dzieci stykały się z najbardziej znanym, ale niezbyt lubianym z tych produktów - tranem. Dzisiaj islandzkie firmy produkują tran w trzech smakach. Kiedy w 1997 r. Polska, wyprzedzając swe wejście do NATO, zaproponowała Islandii zawarcie m.in. porozumienia o współpracy wojskowej, Rejkiawik odpowiedział bez owijania w bawełnę, że nie jest tym zainteresowany. Islandia jest członkiem-założycielem NATO, ale to jedyny kraj sojuszu, który nie ma armii ani ministerstwa obrony. Ze względu na niezwykle ważne położenie strategiczne na środku Atlantyku przez kilka dekad kraj stanowił jednak ważne ogniwo w systemie obronnym Zachodu. W maju 1940 r. na wyspie wylądowało 20 tys. żołnierzy brytyjskich, a w lipcu 1941 r. - 40 tys. Amerykanów, którzy usadowili się w bazie Keflavik. Stany Zjednoczone zobowiązały się wówczas, że po zakończeniu wojny opuszczą wyspę. Islandia nie miała wówczas pełnej suwerenności, znajdowała się pod protektoratem duńskim - republiką stała się dopiero 17 czerwca 1944 r. Wchodząc do NATO, Islandia dawała gwarancję, że pozostanie w zachodniej sferze wpływów, a pozostali członkowie sojuszu zgodzili się, by nie miała sił zbrojnych ani baz wojskowych NATO. Drastyczne pogorszenie się sytuacji międzynarodowej na początku lat 50. spowodowało jednak, że w 1951 r. została podpisana umowa między Islandią i USA, zezwalająca Amerykanom na powrót do Keflaviku. Islandczycy nie byli tym zachwyceni, obawiając się amerykanizacji społeczeństwa i osłabienia toż samości narodowej. Zmuszano Amerykanów do zakłócania własnej stacji telewizyjnej, zakazywano sprowadzania do bazy czarnych żołnierzy, a ci, którzy w niej służyli, nie mogli wychodzić na przepustkę w mundurach. Koniec zimnej wojny umożliwił wreszcie spełnienie żądań Islandczyków: Amerykanie rozpoczęli wycofywanie swych oddziałów. I wtedy Islandczycy otrzeźwieli: okazało się, że baza zapewnia im 1600 miejsc pracy i przynosi 10 proc. dewizowych wpływów budżetu. Nastąpiło odwrócenie ról: Islandia nie ukrywała zainteresowania utrzymaniem bazy, Amerykanie mówili o istotnej redukcji. W styczniu 1996 r. podpisano porozumienie o kontynuacji współpracy w dziedzinie obronności, w którym Amerykanie zobowiązali się do obrony Islandii przed agresją, a Islandczycy "zgodzili się" na dalsze funkcjonowanie bazy. Sprawa Keflaviku to temat nieco wstydliwy dla Islandczyków. Prezydent Olafur Grimsson, były minister finansów i profesor nauk politycznych, określany jako polityk radykalnej lewicy, stara się zapomnieć, że w swoim czasie był jednym z najbardziej aktywnych przeciwników NATO i utrzymywania bazy. Zamiast się wypowiadać na temat bazy, woli w kategoriach ogólnych rozważać, w jakim kierunku pójdzie Europa w XXI w. Przedstawiciele Islandii z reguły unikają zabierania głosu na temat strategii wojskowej NATO. Unika się również wypowiedzi na inny niewygodny temat - polowań na wieloryby. Islandia to naród wielorybników. Pod naciskami ekologów przed dziesięciu laty Rejkiawik ogłosił moratorium na połowy tych ssaków, ale kutry wielorybnicze stały w pogotowiu. Kilka dni temu moratorium uchylono, jednak nie oznacza to natychmiastowego wznowienia polowań. Islandczycy chcą uniknąć światowej krytyki, która koncentruje się na Norwegii kontynuującej polowania. Rząd islandzki ma opracować kampanię propagandową, by przygotować światową opinię publiczną do nieuchronnego wyjścia islandzkich trawlerów w morze, być może już 1 stycznia 2001 r. Z integracją w NATO nie idą w parze związki z Unią Europejską. Islandia nie jest na razie zainteresowana członkostwem w UE, gdyż oznaczałoby to dla niej utratę kontroli nad zasobami morza i przekazanie jej pod zwierzchnictwo Brukseli. Jak to może wyglądać w praktyce, Islandczycy przekonali się na początku lat 90.: w zamian za dopuszczenie ich przetworów rybnych na rynki EWG wspólnota zażądała prawa do nieograniczonych połowów w islandzkiej strefie ekonomicznej. Był to swoisty szantaż, gdyż 70 proc. produkcji rybnej Islandia lokuje właśnie w krajach Unii Europejskiej. Przed kilkoma laty stanowisko Islandczyków było zdecydowanie antyeuropejskie, ostatecznie zwyciężyła jednak opcja pośrednia: Islandia podpisała z UE porozumienie o europejskim obszarze gospodarczym. Zasobność portfeli Islandczyków jest uzależniona od koniunktury w światowym rybołówstwie, zwłaszcza od popytu na dorsze. Kiedy w końcu lat 80. załamał się eksport ryb, w Islandii spowodowało to ogromną recesję, z inflacją sięgającą 80 proc. Stłumił ją dopiero drakońskimi posunięciami i ograniczeniami Olafur Grimsson, który wówczas był ministrem finansów. Nie ma chyba narodu, który byłby tak bardzo uzależniony od morza i tak dobrze znał się na morzu. Dlatego sekretarz generalny ONZ Kofi Annan zaproponował Islandii koordynowanie gospodarki zasobami oceanów na przełomie tysiącleci. Islandia wynegocjowała w rokowaniach nad konwencjami o prawie morza ogromną morską strefę ekonomiczną na północnym Atlantyku o powierzchni 865 tys. km2. Przez lata walczyła o wyeliminowanie konkurentów: najpierw rozszerzyła do 12 mil tradycyjną trzymilową strefę wód terytorialnych oraz ogłosiła dwustumilową strefę ekonomiczną. Wtajemniczeni twierdzą, że we wprowadzeniu tych rozwiązań Islandczykom bardzo pomogli Amerykanie, w zamian za spokój wokół bazy. Dzisiaj Islandia przebudowuje swą gospodarkę, starając się zmniejszać uzależnienie od jednego tylko sektora. Rozwija się przemysł aluminiowy i supernowoczesne gałęzie takie, jak przemysł komputerowy, biogenetyka czy wreszcie turystyka. Tę europejską, ale jakże egzotyczną wyspę odwiedza prawie 200 tys. turystów rocznie. Planuje się też wykorzystanie termicznych zasobów energii tkwiących w gejzerach do wytwarzania elektryczności. Już nie tylko fantaści myślą o przesyłaniu energii podmorskim kablem do Wielkiej Brytanii.

Jacek Potocki
Więcej możesz przeczytać w 15/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 15/1999 (854)

  • Playback11 kwi 1999Wicemarszałek Sejmu Marek Borowski (SLD) i rzecznik SLD Andrzej Urbańczyk13