Digital age

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z ANDYM SZELIGĄ, wiceprezesem Canon Europe
Eryk Mistewicz: - W tym roku liczba waszych patentów ma przekroczyć dwa tysiące. Niektórzy żartują, że to zasługa zatrudnionych przez firmę futurologów...
Andy Szeliga: - To nie żart. Przed kilkoma laty wybudowaliśmy kilka centrów badawczych. Zatrudnieni tam ludzie rozmawiają z kwiatami, myślą o słońcu, wpatrują się w wodę. Są wizjonerami. Szukają inspiracji, idei. Nie zawsze ich pomysły od razu przynoszą pieniądze, w naszym pojmowaniu biznesu nie chodzi zresztą o szybki, natychmiastowy zysk. Spośród 80 tys. naszych pracowników aż 7 tys. zajmuje się kreacją. Specjaliści z centrum badawczego w Wielkiej Brytanii chcą nauczyć komputery rozumienia w sposób doskonały mowy ludzkiej; w laboratorium we Francji pracuje się nad skondensowanym przesyłaniem informacji z wykorzystaniem technologii bezkablowych, a przy tym bez użycia fal radiowych czy podczerwieni; w laboratorium w Australii trwają prace nad udoskonaleniem komputerów; komputerowym software?em zajmują się też specjaliści z naszego laboratorium w San Francisco.
- A Japonia?
- Mitem jest przekonanie o większej kreatywności Japończyków. Gdy w 1857 r. do Kobe przypłynął pierwszy okręt z Ameryki, Japończycy najpierw zwiedzali go w zachwycie, drugiego dnia notowali i rozpracowywali sposób działania maszyn, trzeciego dnia przyszli do kapitana z sugestią, jak można ulepszyć zastosowane technologie. Także dziś Japończycy bez przerwy ulepszają to, co już jest: telewizory, samochody. Z tego, co istnieje, tworzą cuda technologii. Widzę tu związek z ich mentalnością, presją perfekcji, samonapędzaniem się. Jeśli Amerykanin zaproponuje innemu Amerykaninowi czy Anglikowi: "Skacz!", ten spyta: "Dlaczego?", Japończyk tymczasem zapyta: "Jak wysoko?".
- Być może dlatego w Japonii wynaleziono ostatnio telefon komórkowy połączony z... aparatem fotograficznym.
- Może nie jest to nasz najszczęśliwszy pomysł. Tego jednak na razie nie wiemy. Coś, co wydaje się nam beznadziejną ideą, za chwilę może się stać hitem rynkowym. Na razie prezentujemy ten produkt na targach, pytamy, słuchamy, co ludzie o tym mówią. Te dyskusje mogą dać impuls do stworzenia całkiem nowego produktu.
- Może telefonu z suszarką do włosów?
- Może.
- Przed kilkoma laty zaprezentowaliście supercienki telewizor, który można było powiesić na ścianie niczym obraz. Ideę odesłaliście do lamusa, wasze miejsce zajęła konkurencja...
- Pomysł, choćby najwspanialszy, to nie wszystko. Technologia ta była i jest wyjątkowo droga, a więc mało użyteczna. Budziła wówczas zachwyty, ale i pytanie: czy produkt znajdzie nabywców? Nie poszliśmy za ciosem, lecz nie żałujemy i nadal pracujemy nad tym, aby nasz produkt, który w wersji doskonałej pokażemy światu, był maksymalnie dopracowany i przy tym tani.
- Canon zacznie produkować telewizory?

Coś, co wydaje się nam beznadziejną ideą, za chwilę może się stać hitem rynkowym

- Albo sprzedamy naszą koncepcję innym. Kto ma najnowszą technologię, ten może podbić cały sektor rynku. Dziś sprzedaż aparatów fotograficznych stanowi 10 proc. naszych obrotów. Postawiliśmy na technologie cyfrowe i wypieranie technik analogowych. Nasze przewidywania się sprawdziły. W ciągu ostatnich dwóch lat sprzedaż urządzeń analogowych spadła o 20 proc., a cyfrowych wzrosła o 30 proc. Dotyczy to aparatów, kamer, kopiarek, drukarek, faksów, przekazu telewizyjnego... Świat stoi u progu totalnej digitalizacji.
- Z człowiekiem zamienionym z jego marzeniami, planami i zachciankami w ciągi zero-jedynkowe?
- Technika działająca sama dla siebie byłaby absurdem rodem z powieści science fiction. Co sześć miesięcy podwaja się liczba informacji, jakie gromadzą i przetwarzają połączone komputery świata. Człowiek potrzebuje minimalnej części tych danych, ale już wkrótce łatwo odnajdzie wśród nich każdą informację, na jakiej mu zależy. Co więcej, to właśnie on będzie płacił za nią, nie zaś - jak to się dzieje dziś - jej nadawca. To człowiek rządzi stworzonym przez siebie systemem informatycznym. Moje dzieci należą do pokolenia digital age. Ośmioletnia córka już od trzech lat potrafi programować wideo, co nie udało się jeszcze mojej żonie. Syn w małej sypialni urządził salę koncertową, stół montażowy i jednocześnie tłocznię płyt kompaktowych. Przed dwudziestoma laty ten sam efekt - własna płyta - wymagałaby zatrudnienia kilkunastu muzyków, kilkudniowych sesji, wielkich stołów mikserskich i gigantycznych tłoczni płyt. Na nagraną płytę trzeba by czekać kilka miesięcy, a koszt jej wydania sięgałby dziesiątków tysięcy dolarów. W świecie cyfrowym najszybciej odnalazły się dzieci - są chłonne niczym gąbki. Starsi mają kłopoty z adaptacją do tej rzeczywistości.
- Albo wyruszymy, choć to już ostatnie chwile, w podróż do świata "cyfrowego", albo zostaniemy w świecie "analogowym"?


Andy Szeliga jest pierwszym szefem Canona nie pochodzącym z Japonii. Jego rodzina przed wojną wyemigrowała z Polski przez Rosję do Persji. W firmie odpowiada za rynek europejski, afrykański i bliskowschodni. Początki koncernu wiążą się z działalnością braci Goro Yoshida i Sabiro Uchida, twórców Laboratorium Precyzyjnych Urządzeń Optycznych. Ich aparaty fotograficzne konkurowały z Leicą i Contaxem. W 1953 r. Canon wprowadził na rynek nowość - urządzenie Synchroreader, umożliwiające jednoczesne zapisywanie głosu na taśmie i odsłuchiwanie go. W 1962 r. wyprodukował pierwszy kalkulator elektroniczny Canola 130. W 1970 r. zaczął się specjalizować w produkcji kopiarek na papier zwykły i wielofunkcyjnych urządzeń biurowych. Canon działa w 120 państwach; sprzedaż kopiarek, drukarek, faksów, aparatów fotograficznych i kamer wideo przynosi mu netto 21,2 mld dolarów rocznie.

- Hasłem mojej firmy jest "Kyosey", łączenie światów, życie w harmonii i pokoju ze wszystkimi ludźmi, z całym otaczającym światem. Światem dla wszystkich. Od początku naszego istnienia, czyli od 1937 r., nie wyprodukowaliśmy najmniejszego choćby urządzenia na potrzeby armii. Wprowadziliśmy systemy recyklingu zużytych podzespołów i materiałów eksploatacyjnych, zamkniętego obiegu wody w naszych fabrykach, wspieramy programy ochrony ginących gatunków zwierząt, tworząc gigantyczny ich katalog - udostępniany wszystkim zainteresowanym. Przez dłuższy czas nie rozumieliśmy tu, w Europie, dlaczego nasza centrala naciska, abyśmy wycofali się ze sponsorowania wyścigów Formuły I. Przecież to najlepsza reklama - przez dwie godziny wszystkie telewizje świata pokazują, jak team Franka Williamsa jeździ w wozach oklejonych naszym logo. Jednak nie można prowadzić biznesu za wszelką cenę, w tym wypadku kosztem przyrody. Sponsorowanie wyścigów samochodowych, powodujących zanieczyszczenie środowiska i popularyzujących niebezpieczną jazdę, nie będzie dla firmy dobrą reklamą. Inaczej niż dokumentowanie ginącego świata zwierząt, eliminowanie CFC i trichloroetanu z procesów produkcji czy wspieranie budowy osiedla domów ogrzewanych wyłącznie energią słoneczną. To także kierowanie się futurystyczną wizją - nie tyle kreowania nowych produktów, ile współtworzenia świata jutra.
Więcej możesz przeczytać w 15/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 15/1999 (854)

  • Playback11 kwi 1999Wicemarszałek Sejmu Marek Borowski (SLD) i rzecznik SLD Andrzej Urbańczyk13