Lider kultowego brytyjskiego zespołu Ride Mark Gardener będzie jedną z gwiazd festiwalu SpaceFest. „Wprost” opowiada o magii brytyjskiej alternatywy lat 90. i swojej fascynacji Polską.
Anna Gromnicka: Grałeś w warszawskiej Stodole 20 lata temu, gdy twój zespół Ride był gwiazdą. Warszawa wydała ci się wtedy fajnym miastem?
Mark Gardener: Tak. Pamiętam, że po koncercie poszliśmy na długi spacer i wylądowaliśmy w klubie techno. Patrzyłem na ludzi i zastanawiałem się, jakie to musi być dla was cholernie nowe doświadczenie: móc nagle wyrazić wszystko słowem, muzyką, po tym jak nie mieliście swobody wypowiedzi przez tyle lat. Na zawsze zapamiętam tę noc. Polska jest mi bliska, w Anglii mam wielu przyjaciół stąd. Ta część Europy zawsze bardzo mnie interesowała, więc cieszę się, że tu wracam. Nie znoszę, jak menedżerowie z wytwórni mówią mi, dokąd mam jechać. Jeżeli coś wydaje mi się ciekawe – a tak było z propozycją koncertu w Gdańsku – sam decyduję, że wystąpię. Jeśli teraz przyjeżdżam do Polski, to tylko dlatego, że naprawdę tego chcę.
Mark Gardener: Tak. Pamiętam, że po koncercie poszliśmy na długi spacer i wylądowaliśmy w klubie techno. Patrzyłem na ludzi i zastanawiałem się, jakie to musi być dla was cholernie nowe doświadczenie: móc nagle wyrazić wszystko słowem, muzyką, po tym jak nie mieliście swobody wypowiedzi przez tyle lat. Na zawsze zapamiętam tę noc. Polska jest mi bliska, w Anglii mam wielu przyjaciół stąd. Ta część Europy zawsze bardzo mnie interesowała, więc cieszę się, że tu wracam. Nie znoszę, jak menedżerowie z wytwórni mówią mi, dokąd mam jechać. Jeżeli coś wydaje mi się ciekawe – a tak było z propozycją koncertu w Gdańsku – sam decyduję, że wystąpię. Jeśli teraz przyjeżdżam do Polski, to tylko dlatego, że naprawdę tego chcę.
Więcej możesz przeczytać w 49/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.