Dlaczego święta na ponuro? – zapyta ten i ów. Chodzi o to, że właśnie dzisiaj, w święto Narodzenia, w święto radości, ja nie mogę się śmiać. Błąd jakiś – we mnie czy w świecie – sprawia, że gdy wszyscy się śmieją – ja nie mogę (…).
Polacy dzisiaj, po drugiej wojnie światowej, zmienili się bardzo: zamiast ginącej w wichurze skrzypki Chocholej brzmią już wesołe, rubaszne śmiechy i śpiewy – ale to nie to – nie o to chodziło. Ten humor jest znowu zboczeniem w złą, inną stronę – to jest humor narkotyk, humor złudzeń czy humor zapomnienia. Nie o takim myślałem: myślałem o humorze twórczym i świadomym. Widzieć wszystko, tak jak było, jak jest, a także, jak może być; rozumieć wszystko – nawet to najprzykrzejsze, najboleśniejsze dla własnej ambicji i dumy; nie wzdragać się przed niczym, nawet przed najstraszniejszym, najbardziej upiornym i przerażającym – i, przeszedłszy przez to wszystko, zaczerpnąć ze swojego wnętrza kroplę eliksiru cudownego, eliksiru, który ocali zwątpiałą, starganą duszę i który da nam ten wtórny, drugi, tym razem prawdziwy – humor. Taki dopiero humor jest odwagą, godnością, spokojem i tężyzną – humor, który nie odwraca oczu od rzeczy najstraszniejszych, który potrafi przeprowadzić cało przez otchłań upokorzeń i wyrzeczeń, i przez czyściec samokrytyki. Takiego humoru – humoru świadomego – Wam życzę, nie rubasznego rechotu, który rozbrzmiewa dziś w teatrach całej Polski na najdramatyczniejszych sztukach, często ni w pięć, ni w dziewięć – bo ludzie nie znoszą obecnie ciśnienia żadnego – prawdziwego czy fałszywego – patosu. Ten śmiech to narkotyczne otumanienie – budźmy ich, popsujmy im humor: ludzie! nie cieszcie się, nie macie z czego, spokoju nie ma, spokój jest złudą, świat jest groźny, niebezpieczny, straszny! Ludzie, nie śpijcie po nocach, myślcie, myślcie, aż wam głowa pęknie, myślcie o wszystkim, myślcie o rzeczach najohydniejszych i najdziwaczniejszych, myślcie o ruinach, klęskach, niepowodzeniach, obelgach, o nieszczęśliwych wypadkach i nieprzewidzianych zbrodniach, o wichrach lodowatych ze wszystkich stron świata, o najgorszym, co było, jest i będzie, co mogło było być i może być. A jeśli przewędrujecie całe to piekło myśli – wtedy dopiero wasz dobry humor stanie się ważki, stanie się mocny, twórczy i dobry. Dopiero wtedy. Do tego czasu nie wierzę w wasz humor. Ten humor to sen waszej świadomości. Wy śpicie, gdy ja spać nie mogę. I dlatego właśnie wesołek spędza święta na ponuro: wędrując ulicami polskich miast, przenosząc się niewidzialnie z jednego do drugiego, jak pan Scrooge w „Opowieści wigilijnej” Dickensa, słyszy dochodzący zza zasłoniętych okien śmiech rubaszny i płytki, echa radości mechanicznej, zewnętrznej – zamiast śmiechu prawdziwego, śmiechu, który by poznał i przezwyciężył wszelkie zwątpienia. Wesołek opuszcza czoło, jest ponury, jak duch wiecznej negacji: nie może się śmiać, gdy inni śmieją się w ten sposób (…).
Idziesz więc, bracie, w stronę kościoła – naokoło szum, szelest, szmer rozmów i kroków, nie jesteś sam – to ludzie zewsząd zdążają na pasterkę. Ludzie, zbiorowisko – w którym żyjesz, dla którego żyjesz, którego myślami i uczuciami oddychasz. Myśli masz jeszcze skłócone, burzliwe, przez głowę przelatują ci fragmenty przeszłości i przeczucia przyszłości, lecz już w powietrzu brzmią motywy kolędowe i już w twoje serce wstępują dwa jasne świetliste uczucia: pokora i pogoda. Te dwa uczucia złączone z sobą, gdy oto płyniesz w tłumie jedną kierowany myślą i jednym uczuciem, ogromnieją w tobie i zaczynasz teraz przypuszczać, że może jednak święta nie upłyną ci „na ponuro”, może osiągniesz ten prawdziwy, wtórny, wyższego rzędu humor, humor, który jest siłą, który tworzy i daje siłę. Może usiądziesz z wypogodzoną nagle twarzą, wśród grona rodziny, może zapomnisz o wszelkich zwątpieniach, walkach, bezpłodnych na pozór trudach, o lękach i złych przeczuciach, może poczujesz się pomimo pełnej świadomości i świetnej pamięci – wesoły, pełen humoru, silny, może pomyślisz wtedy o wszystkich przyjaciołach w kraju i na obczyźnie, o wszystkich w ogóle Polakach rozsianych po szerokim świecie i połamiesz się z nimi opłatkiem, przesyłając to najważniejsze dziś polskie życzenie: bądźmy silni!
Polacy dzisiaj, po drugiej wojnie światowej, zmienili się bardzo: zamiast ginącej w wichurze skrzypki Chocholej brzmią już wesołe, rubaszne śmiechy i śpiewy – ale to nie to – nie o to chodziło. Ten humor jest znowu zboczeniem w złą, inną stronę – to jest humor narkotyk, humor złudzeń czy humor zapomnienia. Nie o takim myślałem: myślałem o humorze twórczym i świadomym. Widzieć wszystko, tak jak było, jak jest, a także, jak może być; rozumieć wszystko – nawet to najprzykrzejsze, najboleśniejsze dla własnej ambicji i dumy; nie wzdragać się przed niczym, nawet przed najstraszniejszym, najbardziej upiornym i przerażającym – i, przeszedłszy przez to wszystko, zaczerpnąć ze swojego wnętrza kroplę eliksiru cudownego, eliksiru, który ocali zwątpiałą, starganą duszę i który da nam ten wtórny, drugi, tym razem prawdziwy – humor. Taki dopiero humor jest odwagą, godnością, spokojem i tężyzną – humor, który nie odwraca oczu od rzeczy najstraszniejszych, który potrafi przeprowadzić cało przez otchłań upokorzeń i wyrzeczeń, i przez czyściec samokrytyki. Takiego humoru – humoru świadomego – Wam życzę, nie rubasznego rechotu, który rozbrzmiewa dziś w teatrach całej Polski na najdramatyczniejszych sztukach, często ni w pięć, ni w dziewięć – bo ludzie nie znoszą obecnie ciśnienia żadnego – prawdziwego czy fałszywego – patosu. Ten śmiech to narkotyczne otumanienie – budźmy ich, popsujmy im humor: ludzie! nie cieszcie się, nie macie z czego, spokoju nie ma, spokój jest złudą, świat jest groźny, niebezpieczny, straszny! Ludzie, nie śpijcie po nocach, myślcie, myślcie, aż wam głowa pęknie, myślcie o wszystkim, myślcie o rzeczach najohydniejszych i najdziwaczniejszych, myślcie o ruinach, klęskach, niepowodzeniach, obelgach, o nieszczęśliwych wypadkach i nieprzewidzianych zbrodniach, o wichrach lodowatych ze wszystkich stron świata, o najgorszym, co było, jest i będzie, co mogło było być i może być. A jeśli przewędrujecie całe to piekło myśli – wtedy dopiero wasz dobry humor stanie się ważki, stanie się mocny, twórczy i dobry. Dopiero wtedy. Do tego czasu nie wierzę w wasz humor. Ten humor to sen waszej świadomości. Wy śpicie, gdy ja spać nie mogę. I dlatego właśnie wesołek spędza święta na ponuro: wędrując ulicami polskich miast, przenosząc się niewidzialnie z jednego do drugiego, jak pan Scrooge w „Opowieści wigilijnej” Dickensa, słyszy dochodzący zza zasłoniętych okien śmiech rubaszny i płytki, echa radości mechanicznej, zewnętrznej – zamiast śmiechu prawdziwego, śmiechu, który by poznał i przezwyciężył wszelkie zwątpienia. Wesołek opuszcza czoło, jest ponury, jak duch wiecznej negacji: nie może się śmiać, gdy inni śmieją się w ten sposób (…).
Idziesz więc, bracie, w stronę kościoła – naokoło szum, szelest, szmer rozmów i kroków, nie jesteś sam – to ludzie zewsząd zdążają na pasterkę. Ludzie, zbiorowisko – w którym żyjesz, dla którego żyjesz, którego myślami i uczuciami oddychasz. Myśli masz jeszcze skłócone, burzliwe, przez głowę przelatują ci fragmenty przeszłości i przeczucia przyszłości, lecz już w powietrzu brzmią motywy kolędowe i już w twoje serce wstępują dwa jasne świetliste uczucia: pokora i pogoda. Te dwa uczucia złączone z sobą, gdy oto płyniesz w tłumie jedną kierowany myślą i jednym uczuciem, ogromnieją w tobie i zaczynasz teraz przypuszczać, że może jednak święta nie upłyną ci „na ponuro”, może osiągniesz ten prawdziwy, wtórny, wyższego rzędu humor, humor, który jest siłą, który tworzy i daje siłę. Może usiądziesz z wypogodzoną nagle twarzą, wśród grona rodziny, może zapomnisz o wszelkich zwątpieniach, walkach, bezpłodnych na pozór trudach, o lękach i złych przeczuciach, może poczujesz się pomimo pełnej świadomości i świetnej pamięci – wesoły, pełen humoru, silny, może pomyślisz wtedy o wszystkich przyjaciołach w kraju i na obczyźnie, o wszystkich w ogóle Polakach rozsianych po szerokim świecie i połamiesz się z nimi opłatkiem, przesyłając to najważniejsze dziś polskie życzenie: bądźmy silni!
Więcej możesz przeczytać w 51/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.