"The Economist": Polska wstąpi do UE "pod koniec następnej dekady"
Zakończenie w 2000 r. negocjacji i późniejsze - być może już w 2002-2003 r. - przystąpienie RP do Unii Europejskiej wymaga znacznego przyspieszenia rokowań z Brukselą, chociaż polscy dyplomaci przekonują, że na razie wszystko przebiega zgodnie z planem. Po roku rozmów zakończono debatę w sprawie trzech (nauka, edukacja, pomoc małym i średnim przedsiębiorstwom) spośród 31 działów prawa europejskiego. W lipcu tego roku zakończony zostanie scree- ning, czyli przegląd naszego prawodawstwa pod kątem jego zgodności z unijnym.
- Rozpoczynając negocjacje, nie do końca wyobrażaliśmy sobie, jak one będą przebiegać. Szybko okazało się, że w odróżnieniu od poprzednich rokowań, które unia prowadziła z Austrią, Szwecją i Finlandią, w naszym wypadku bardzo istotny okazał się trwający właśnie screening - mówi Jarosław Pietras, podsekretarz stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej i sekretarz zespołu negocjacyjnego. - Na tym etapie brakuje może dramaturgii, gdyż nie dochodzi do większych sporów i żadna ze stron nie trzaska drzwiami. Podczas dokładnego przeglądu naszego i unijnego prawodawstwa da się wyodrębnić te zagadnienia, które mogą stanowić problemy negocjacyjne. Austriacy, Szwedzi i Finowie "przetarli" sobie drogę do członkostwa, integrując się wcześniej z UE w ramach EFTA i Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Wolne tempo rokowań od początku niepokoiło czekających w kolejce do UE. Szóstka kandydatów, chcąc się znaleźć w unii w latach 2002-2003, powinna zakończyć negocjacje w roku 2000 lub na początku 2001 (na ratyfikację traktatu akcesyjnego przez parlamenty państw członkowskich i Parlament Europejski potrzeba półtora roku). W tej sytuacji nie do przyjęcia była propozycja Francji, która chciała, by właściwe negocjacje rozpocząć dopiero po zakończeniu screeningu. Podczas swoich licznych podróży nasz główny negocjator Jan Kułakowski przekonywał rządy piętnastki, że te dwa procesy można poprowadzić równolegle. Misja zakończyła się sukcesem i w listopadzie 1998 r. zapoczątkowaliśmy właściwe rokowania w siedmiu obszarach negocjacyjnych, z czego w trzech udało nam się je tymczasowo zakończyć. W kolejnych miesiącach rokowań domagamy się zwiększenia częstotliwości spotkań na poziomie ministrów, głównych negocjatorów i ekspertów.
W czerwcu tego roku spodziewamy się tymczasowego zamknięcia rokowań dotyczących polityki przemysłowej, kulturalnej i audiowizualnej, a być może także statystyki. Jeszcze przed wakacjami - zgodnie z ustaleniami spotkania na Cyprze - państwa kandydujące do UE powinny określić swoje stanowiska w trzech dziedzinach: polityki socjalnej i zatrudnienia, energii oraz swobodnego przepływu kapitału. W lipcu powinny trafić do Brukseli kolejne propozycje dotyczące podatków, usług, transportu oraz swobodnego przepływu ludzi. Do końca roku chcemy przedstawić wszystkie stanowiska negocjacyjne.
Rozpoczynając rokowania, unia narzuciła zasadę, że "nic nie jest uzgodnione, dopóki wszystko nie jest uzgodnione" - czyli dopiero zakończenie negocjacji we wszystkich obszarach umożliwi podpisanie traktatu o członkostwie. Nie wiadomo jeszcze, jak będzie ze wspólną polityką zagraniczną i bezpieczeństwa. W tej sprawie trudności leżą po stronie UE, gdyż nie zakończył się jeszcze proces ratyfikacji traktatu amsterdamskiego i pojawiły się pewne problemy w negocjacjach z Cyprem. Możliwe będzie również zakończenie rozmów w dziedzinie telekomunikacji. Polska wystąpiła początkowo o okres przejściowy w tej dziedzinie, związany z udostępnianiem częstotliwości wojskowych na potrzeby cywilne, ale w kwietniu Rada Ministrów wycofała prośbę.
- Historia poprzednich rozszerzeń uczy, że sporne kwestie zawsze były odkładane na ostatnie tygodnie, a być może ostatnie dni czy godziny. Wtedy zapewne dojdzie do bardziej spektakularnych rokowań - mówi Jarosław Pietras.
LENA KOLARSKA-BOBIŃSKA dyrektor Instytutu Spraw Publicznych Rozpoczęcie negocjacji nie miało większego wpływu na poziom społecznej akceptacji procesu integracji - nadal jest ona wysoka, mimo pewnego spadku na początku 1998 r. Mamy dziś do czynienia z przeglądem prawa, sprawy najtrudniejsze i najbardziej konfliktowe będą przedmiotem późniejszych negocjacji. W ostatnim okresie ujawnił się jednak spadek poparcia wśród elit. Przejawia się to przywiązywaniem coraz mniejszej wagi do tych kwestii. W ten sposób sprawa pierwszoplanowa dla państwa jest spychana na daleki plan. Kilka lat temu kwestia integracji była uznawana za polską rację stanu, natomiast dzisiaj jest ona - podobnie jak wiele innych spraw - przedmiotem rozgrywek międzypartyjnych. Może się to przyczynić - bardziej niż sam przebieg negocjacji - do spadku poparcia społecznego. Nie wiemy jeszcze, jaki wpływ na postawy społeczne wywrze przystąpienie Polski do NATO i wojna w Kosowie. Członkostwo w NATO oznacza zapewnienie Polsce bezpieczeństwa międzynarodowego - odpadł więc jeden, istotny dla wielu osób powód popierania Unii Europejskiej. W niektórych grupach społecznych wojna może wzmóc niechęć do struktur ponadnarodowych. Pewien wpływ na stosunek Polaków do integracji może też mieć oskarżenie części członków Komisji Europejskiej o korupcję.
- Przytoczę tutaj słowa głównego negocjatora unii, Nikolausa van der Pasa, który powiedział, że są dwa okresy euforii, a między nimi okres rozpaczy. Okres euforii to otwarcie negocjacji. Przeżywaliśmy go pod koniec marca 1998 r. Następnej euforii doświadczymy, gdy zostaniemy przyjęci do Unii Europejskiej. Natomiast między tymi momentami radości będziemy cierpieć. Cierpienia zaczną się dla nas jesienią 1999 r. i trwać będą przez cały rok 2000 - twierdzi minister Jan Kułakowski.
Naszą gospodarkę czekają konieczne, choć bolesne reformy. Zdaniem unijnej negocjatorki Franoise Gaudenzi, poza statystyką i zagraniczną polityką handlową trudno znaleźć dziedziny, w których Polska spełnia wszystkie europejskie normy. Bruksela oczekuje, że Sejm w najbliższym czasie zmieni ustawę o łączności, która zagwarantuje całkowite otwarcie polskiego rynku. Unia ma także zastrzeżenia do nowych ustaw; na przykład prawo o radiofonii i telewizji nie spełnia europejskich wymogów. Krytyczne uwagi wysuwane są także pod adresem polskiego systemu norm, atestów i zasad certyfikacji. Państwa piętnastki traktują go jako jedną z form ograniczania dostępu do polskiego rynku. Bruksela twierdzi, że nic nie robimy w tym kierunku. Zdaniem jej negocjatorów, musi obowiązywać zasada, że towar wyprodukowany w jednym z państw UE i wprowadzony tam na rynek powinien bez żadnych dodatkowych badań być dopuszczony do sprzedaży w pozostałych krajach unii. Jeszcze do niedawna wyprodukowany w Niemczech mercedes i części do niego musiały uzyskać atest uprawniający do sprzedaży w Polsce. Nasi eksperci orzekali, czy proces produkcji mercedesa jest zgodny z obowiązującymi u nas normami. Polscy negocjatorzy przekonują, że ostateczne rozwiązania dotyczące telekomunikacji, radiofonii i certyfikacji powinny być przyjęte do końca roku.
Już dzisiaj wiadomo, że do momentu przystąpienia nie uda się nam zrestrukturyzować PKP i zapewnić tej firmie rentowności, czego wymaga europejskie prawo. Z drugiej strony państwa unii mają poważne kłopoty z restrukturyzacją własnych kolei. W jaki sposób przez europejskich biurokratów zostanie potraktowane deficytowe PKP?
Jak podała "Rzeczpospolita" powołująca się na wypowiedzi francuskich dyplomatów, zamknięcie rozmów w drugiej połowie przyszłego roku (Francja będzie wtedy przewodzić UE) jest możliwe. Gdyby tak się nie stało, to zostaną określone przynajmniej zasadnicze linie porozumienia akcesyjnego. Dotrzymanie tego kalendarza zależy od reform w samej UE i powodzenia naszych przekształceń gospodarczych. Unia usunęła przeszkody finansowe, przyjmując na marcowym szczycie w Berlinie Agendę 2000, czyli budżet na lata 2000-2006. Być może w następnym półroczu ruszy reforma unijnych instytucji. - Negocjacje polegają przede wszystkim na udowodnieniu przez kandydatów, że są zdolni przyjąć i wprowadzić w życie prawo europejskie - mówiła podczas pobytu w Polsce Fran- oise Gaudenzi.
JAN KRZYSZTOF BIELECKI były premier, przedstawiciel Polski w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju Dotychczasowy proces negocjacji jest pozytywnie oceniany w zachodnich kręgach finansowych. Myślę, że klimat wokół rozmów z Brukselą jest lepszy niż można było się spodziewać i wszystko idzie w dobrym kierunku. Jest tylko jeden problem: negocjacje rozpoczęliśmy od spraw najłatwiejszych, w których osiągnięcie porozumienia nie stanowiło większego problemu. Byliśmy skazani na sukces. Można jednak postawić pytanie, czy taka strategia w dłuższym czasie przyniesie pożądane efekty. Myślę, że konflikty wokół polskiego mleka, dumpingowych cen węgla czy straconych pieniędzy PHARE nie miały większego wpływu na przebieg negocjacji i potraktowano je jako "wypadki przy pracy". W Brukseli pozytywnie przyjęto fakt, że techniczna wpadka z funduszem PHARE doprowadziła do decyzji personalnych. Ale problem ten potwierdził też, że nie zawsze potrafimy zrealizować to, co wcześniej zostało wynegocjowane. Musimy zmienić nasze podejście do dyrektyw Unii Europejskiej. Reformy, które pod ich wpływem wprowadzamy, nie są sprzeczne z polskim interesem. Musimy reformować gospodarkę niezależnie od tego, czy chcemy być członkiem unii. Jeżeli zmienimy nasz sposób rozumowania w tej fundamentalnej kwestii, to nie będziemy traktowali Unii Europejskiej jako "wymuszacza".
W ostatnim wydaniu tygodnik "The Economist" drukuje listę najważniejszych problemów. Polsce nie udało się dotychczas przedstawić kompleksowego programu przebudowy rolnictwa, nie ma strategii rozwoju regionów wiejskich, a w obliczu protestów chłopskich i kryzysu w resorcie rolnictwa rząd stracił zdecydowanie w reformowaniu tego newralgicznego sektora. W tej sprawie czeka nas też ogromna praca legislacyjna, gdyż aż 40 proc. wszystkich aktów prawnych (a jest ich ok. 80 tys.) dotyczy samego rolnictwa. Możliwe są też opóźnienia w przyjęciu ustawy o rozwoju regionalnym, która ma między innymi zdecydować o regułach rozdziału środków pomocowych pochodzących z UE. Dwie inne istotne sprawy, które czekają na rozwiązanie, to możliwość zakupu ziemi przez cudzoziemców i prawo do pracy w państwach Unii Europejskiej. Od ponad trzydziestu lat każdy mieszkaniec UE może podjąć pracę w dowolnym państwie piętnastki. Grecy, Hiszpanie i Portugalczycy musieli zaakceptować długi okres przejściowy, aby mieć możliwość przemieszczania się po Europie. Jak długo my będziemy czekali? Dla wielu Polaków możliwość pracy w państwach piętnastki jest jedną z wymiernych korzyści płynących z integracji. Są to problemy, które umiejętnie wykorzystują populistyczne ugrupowania po obu stronach. Od pięciu miesięcy koalicja nie może podjąć decyzji w sprawie obsady szefa Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Po dymisji Marii Karasińskiej-Fendler w grudniu 1998 r. jej obowiązki tymczasowo przejął Paweł Samecki, odpowiedzialny w UKIE za unijne fundusze. Ale czuwa on tylko nad najpilniejszymi sprawami, a decyzje strategiczne pozostawia następcy. Po ostatnich roszadach w rządzie stanowisko szefa UKIE ma przypaść Unii Wolności, która zaproponowała na nie byłego ministra finansów Jerzego Osiatyńskiego. W koalicji ta kandydatura nie została przyjęta z równym entuzjazmem i dlatego premier zwleka z nominacją. W Brukseli mówi się, że państwo, w którym z powodów politycznych dochodzi do częstych zmian szefa instytucji odpowiedzialnej za integrację z UE, nie może być wiarygodnym partnerem dla unii.
Ponadto ciągle niepewne jest umiejscowienie głównego negocjatora w strukturze rządu. Gdy na początku 1998 r. premier Jerzy Buzek mianował Jana Kułakowskiego sekretarzem stanu w swojej kancelarii, mówiło się, że jest to rozwiązanie optymalne, gdyż zapewnia bezpośrednią podległość głównego negocjatora szefowi rządu i tym samym łatwiejszy do niego dostęp. Z takiego rozwiązania zadowolona była także Bruksela. Zmiana koncepcji nastąpiła podczas reorganizacji Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W ramach odchudzania tej struktury zdecydowano się na przeniesienie głównego negocjatora do Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Minister Kułakowski, choć niezbyt zadowolony z tej perspektywy, twierdzi, że zgodzi się z każdą decyzją premiera, byleby mógł skutecznie negocjować. Lecz czy UKIE, nad którym ciąży fatum, zapewni odpowiednie do tego warunki?
"The Economist" przyznaje wprawdzie, że Polska nie ponosi winy za wszystkie trudności. Z powodu zbyt "płytkiej" reformy wspólnej polityki rolnej unia nie będzie skora do szybkiego objęcia Polski hojnym systemem dopłat wyrównawczych dla ponad 2 mln naszych rolników. Wszystko to skłania dziennikarzy brytyjskiego tygodnika do pesymistycznej konkluzji, że wątpliwe jest, by obie strony gotowe były do rozszerzenia już w latach 2002-2003 - "bardziej realistyczna wydaje się data bliższa końca następnej dekady".
- Rozpoczynając negocjacje, nie do końca wyobrażaliśmy sobie, jak one będą przebiegać. Szybko okazało się, że w odróżnieniu od poprzednich rokowań, które unia prowadziła z Austrią, Szwecją i Finlandią, w naszym wypadku bardzo istotny okazał się trwający właśnie screening - mówi Jarosław Pietras, podsekretarz stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej i sekretarz zespołu negocjacyjnego. - Na tym etapie brakuje może dramaturgii, gdyż nie dochodzi do większych sporów i żadna ze stron nie trzaska drzwiami. Podczas dokładnego przeglądu naszego i unijnego prawodawstwa da się wyodrębnić te zagadnienia, które mogą stanowić problemy negocjacyjne. Austriacy, Szwedzi i Finowie "przetarli" sobie drogę do członkostwa, integrując się wcześniej z UE w ramach EFTA i Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Wolne tempo rokowań od początku niepokoiło czekających w kolejce do UE. Szóstka kandydatów, chcąc się znaleźć w unii w latach 2002-2003, powinna zakończyć negocjacje w roku 2000 lub na początku 2001 (na ratyfikację traktatu akcesyjnego przez parlamenty państw członkowskich i Parlament Europejski potrzeba półtora roku). W tej sytuacji nie do przyjęcia była propozycja Francji, która chciała, by właściwe negocjacje rozpocząć dopiero po zakończeniu screeningu. Podczas swoich licznych podróży nasz główny negocjator Jan Kułakowski przekonywał rządy piętnastki, że te dwa procesy można poprowadzić równolegle. Misja zakończyła się sukcesem i w listopadzie 1998 r. zapoczątkowaliśmy właściwe rokowania w siedmiu obszarach negocjacyjnych, z czego w trzech udało nam się je tymczasowo zakończyć. W kolejnych miesiącach rokowań domagamy się zwiększenia częstotliwości spotkań na poziomie ministrów, głównych negocjatorów i ekspertów.
W czerwcu tego roku spodziewamy się tymczasowego zamknięcia rokowań dotyczących polityki przemysłowej, kulturalnej i audiowizualnej, a być może także statystyki. Jeszcze przed wakacjami - zgodnie z ustaleniami spotkania na Cyprze - państwa kandydujące do UE powinny określić swoje stanowiska w trzech dziedzinach: polityki socjalnej i zatrudnienia, energii oraz swobodnego przepływu kapitału. W lipcu powinny trafić do Brukseli kolejne propozycje dotyczące podatków, usług, transportu oraz swobodnego przepływu ludzi. Do końca roku chcemy przedstawić wszystkie stanowiska negocjacyjne.
Rozpoczynając rokowania, unia narzuciła zasadę, że "nic nie jest uzgodnione, dopóki wszystko nie jest uzgodnione" - czyli dopiero zakończenie negocjacji we wszystkich obszarach umożliwi podpisanie traktatu o członkostwie. Nie wiadomo jeszcze, jak będzie ze wspólną polityką zagraniczną i bezpieczeństwa. W tej sprawie trudności leżą po stronie UE, gdyż nie zakończył się jeszcze proces ratyfikacji traktatu amsterdamskiego i pojawiły się pewne problemy w negocjacjach z Cyprem. Możliwe będzie również zakończenie rozmów w dziedzinie telekomunikacji. Polska wystąpiła początkowo o okres przejściowy w tej dziedzinie, związany z udostępnianiem częstotliwości wojskowych na potrzeby cywilne, ale w kwietniu Rada Ministrów wycofała prośbę.
- Historia poprzednich rozszerzeń uczy, że sporne kwestie zawsze były odkładane na ostatnie tygodnie, a być może ostatnie dni czy godziny. Wtedy zapewne dojdzie do bardziej spektakularnych rokowań - mówi Jarosław Pietras.
LENA KOLARSKA-BOBIŃSKA dyrektor Instytutu Spraw Publicznych Rozpoczęcie negocjacji nie miało większego wpływu na poziom społecznej akceptacji procesu integracji - nadal jest ona wysoka, mimo pewnego spadku na początku 1998 r. Mamy dziś do czynienia z przeglądem prawa, sprawy najtrudniejsze i najbardziej konfliktowe będą przedmiotem późniejszych negocjacji. W ostatnim okresie ujawnił się jednak spadek poparcia wśród elit. Przejawia się to przywiązywaniem coraz mniejszej wagi do tych kwestii. W ten sposób sprawa pierwszoplanowa dla państwa jest spychana na daleki plan. Kilka lat temu kwestia integracji była uznawana za polską rację stanu, natomiast dzisiaj jest ona - podobnie jak wiele innych spraw - przedmiotem rozgrywek międzypartyjnych. Może się to przyczynić - bardziej niż sam przebieg negocjacji - do spadku poparcia społecznego. Nie wiemy jeszcze, jaki wpływ na postawy społeczne wywrze przystąpienie Polski do NATO i wojna w Kosowie. Członkostwo w NATO oznacza zapewnienie Polsce bezpieczeństwa międzynarodowego - odpadł więc jeden, istotny dla wielu osób powód popierania Unii Europejskiej. W niektórych grupach społecznych wojna może wzmóc niechęć do struktur ponadnarodowych. Pewien wpływ na stosunek Polaków do integracji może też mieć oskarżenie części członków Komisji Europejskiej o korupcję.
- Przytoczę tutaj słowa głównego negocjatora unii, Nikolausa van der Pasa, który powiedział, że są dwa okresy euforii, a między nimi okres rozpaczy. Okres euforii to otwarcie negocjacji. Przeżywaliśmy go pod koniec marca 1998 r. Następnej euforii doświadczymy, gdy zostaniemy przyjęci do Unii Europejskiej. Natomiast między tymi momentami radości będziemy cierpieć. Cierpienia zaczną się dla nas jesienią 1999 r. i trwać będą przez cały rok 2000 - twierdzi minister Jan Kułakowski.
Naszą gospodarkę czekają konieczne, choć bolesne reformy. Zdaniem unijnej negocjatorki Franoise Gaudenzi, poza statystyką i zagraniczną polityką handlową trudno znaleźć dziedziny, w których Polska spełnia wszystkie europejskie normy. Bruksela oczekuje, że Sejm w najbliższym czasie zmieni ustawę o łączności, która zagwarantuje całkowite otwarcie polskiego rynku. Unia ma także zastrzeżenia do nowych ustaw; na przykład prawo o radiofonii i telewizji nie spełnia europejskich wymogów. Krytyczne uwagi wysuwane są także pod adresem polskiego systemu norm, atestów i zasad certyfikacji. Państwa piętnastki traktują go jako jedną z form ograniczania dostępu do polskiego rynku. Bruksela twierdzi, że nic nie robimy w tym kierunku. Zdaniem jej negocjatorów, musi obowiązywać zasada, że towar wyprodukowany w jednym z państw UE i wprowadzony tam na rynek powinien bez żadnych dodatkowych badań być dopuszczony do sprzedaży w pozostałych krajach unii. Jeszcze do niedawna wyprodukowany w Niemczech mercedes i części do niego musiały uzyskać atest uprawniający do sprzedaży w Polsce. Nasi eksperci orzekali, czy proces produkcji mercedesa jest zgodny z obowiązującymi u nas normami. Polscy negocjatorzy przekonują, że ostateczne rozwiązania dotyczące telekomunikacji, radiofonii i certyfikacji powinny być przyjęte do końca roku.
Już dzisiaj wiadomo, że do momentu przystąpienia nie uda się nam zrestrukturyzować PKP i zapewnić tej firmie rentowności, czego wymaga europejskie prawo. Z drugiej strony państwa unii mają poważne kłopoty z restrukturyzacją własnych kolei. W jaki sposób przez europejskich biurokratów zostanie potraktowane deficytowe PKP?
Jak podała "Rzeczpospolita" powołująca się na wypowiedzi francuskich dyplomatów, zamknięcie rozmów w drugiej połowie przyszłego roku (Francja będzie wtedy przewodzić UE) jest możliwe. Gdyby tak się nie stało, to zostaną określone przynajmniej zasadnicze linie porozumienia akcesyjnego. Dotrzymanie tego kalendarza zależy od reform w samej UE i powodzenia naszych przekształceń gospodarczych. Unia usunęła przeszkody finansowe, przyjmując na marcowym szczycie w Berlinie Agendę 2000, czyli budżet na lata 2000-2006. Być może w następnym półroczu ruszy reforma unijnych instytucji. - Negocjacje polegają przede wszystkim na udowodnieniu przez kandydatów, że są zdolni przyjąć i wprowadzić w życie prawo europejskie - mówiła podczas pobytu w Polsce Fran- oise Gaudenzi.
JAN KRZYSZTOF BIELECKI były premier, przedstawiciel Polski w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju Dotychczasowy proces negocjacji jest pozytywnie oceniany w zachodnich kręgach finansowych. Myślę, że klimat wokół rozmów z Brukselą jest lepszy niż można było się spodziewać i wszystko idzie w dobrym kierunku. Jest tylko jeden problem: negocjacje rozpoczęliśmy od spraw najłatwiejszych, w których osiągnięcie porozumienia nie stanowiło większego problemu. Byliśmy skazani na sukces. Można jednak postawić pytanie, czy taka strategia w dłuższym czasie przyniesie pożądane efekty. Myślę, że konflikty wokół polskiego mleka, dumpingowych cen węgla czy straconych pieniędzy PHARE nie miały większego wpływu na przebieg negocjacji i potraktowano je jako "wypadki przy pracy". W Brukseli pozytywnie przyjęto fakt, że techniczna wpadka z funduszem PHARE doprowadziła do decyzji personalnych. Ale problem ten potwierdził też, że nie zawsze potrafimy zrealizować to, co wcześniej zostało wynegocjowane. Musimy zmienić nasze podejście do dyrektyw Unii Europejskiej. Reformy, które pod ich wpływem wprowadzamy, nie są sprzeczne z polskim interesem. Musimy reformować gospodarkę niezależnie od tego, czy chcemy być członkiem unii. Jeżeli zmienimy nasz sposób rozumowania w tej fundamentalnej kwestii, to nie będziemy traktowali Unii Europejskiej jako "wymuszacza".
W ostatnim wydaniu tygodnik "The Economist" drukuje listę najważniejszych problemów. Polsce nie udało się dotychczas przedstawić kompleksowego programu przebudowy rolnictwa, nie ma strategii rozwoju regionów wiejskich, a w obliczu protestów chłopskich i kryzysu w resorcie rolnictwa rząd stracił zdecydowanie w reformowaniu tego newralgicznego sektora. W tej sprawie czeka nas też ogromna praca legislacyjna, gdyż aż 40 proc. wszystkich aktów prawnych (a jest ich ok. 80 tys.) dotyczy samego rolnictwa. Możliwe są też opóźnienia w przyjęciu ustawy o rozwoju regionalnym, która ma między innymi zdecydować o regułach rozdziału środków pomocowych pochodzących z UE. Dwie inne istotne sprawy, które czekają na rozwiązanie, to możliwość zakupu ziemi przez cudzoziemców i prawo do pracy w państwach Unii Europejskiej. Od ponad trzydziestu lat każdy mieszkaniec UE może podjąć pracę w dowolnym państwie piętnastki. Grecy, Hiszpanie i Portugalczycy musieli zaakceptować długi okres przejściowy, aby mieć możliwość przemieszczania się po Europie. Jak długo my będziemy czekali? Dla wielu Polaków możliwość pracy w państwach piętnastki jest jedną z wymiernych korzyści płynących z integracji. Są to problemy, które umiejętnie wykorzystują populistyczne ugrupowania po obu stronach. Od pięciu miesięcy koalicja nie może podjąć decyzji w sprawie obsady szefa Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Po dymisji Marii Karasińskiej-Fendler w grudniu 1998 r. jej obowiązki tymczasowo przejął Paweł Samecki, odpowiedzialny w UKIE za unijne fundusze. Ale czuwa on tylko nad najpilniejszymi sprawami, a decyzje strategiczne pozostawia następcy. Po ostatnich roszadach w rządzie stanowisko szefa UKIE ma przypaść Unii Wolności, która zaproponowała na nie byłego ministra finansów Jerzego Osiatyńskiego. W koalicji ta kandydatura nie została przyjęta z równym entuzjazmem i dlatego premier zwleka z nominacją. W Brukseli mówi się, że państwo, w którym z powodów politycznych dochodzi do częstych zmian szefa instytucji odpowiedzialnej za integrację z UE, nie może być wiarygodnym partnerem dla unii.
Ponadto ciągle niepewne jest umiejscowienie głównego negocjatora w strukturze rządu. Gdy na początku 1998 r. premier Jerzy Buzek mianował Jana Kułakowskiego sekretarzem stanu w swojej kancelarii, mówiło się, że jest to rozwiązanie optymalne, gdyż zapewnia bezpośrednią podległość głównego negocjatora szefowi rządu i tym samym łatwiejszy do niego dostęp. Z takiego rozwiązania zadowolona była także Bruksela. Zmiana koncepcji nastąpiła podczas reorganizacji Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W ramach odchudzania tej struktury zdecydowano się na przeniesienie głównego negocjatora do Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Minister Kułakowski, choć niezbyt zadowolony z tej perspektywy, twierdzi, że zgodzi się z każdą decyzją premiera, byleby mógł skutecznie negocjować. Lecz czy UKIE, nad którym ciąży fatum, zapewni odpowiednie do tego warunki?
"The Economist" przyznaje wprawdzie, że Polska nie ponosi winy za wszystkie trudności. Z powodu zbyt "płytkiej" reformy wspólnej polityki rolnej unia nie będzie skora do szybkiego objęcia Polski hojnym systemem dopłat wyrównawczych dla ponad 2 mln naszych rolników. Wszystko to skłania dziennikarzy brytyjskiego tygodnika do pesymistycznej konkluzji, że wątpliwe jest, by obie strony gotowe były do rozszerzenia już w latach 2002-2003 - "bardziej realistyczna wydaje się data bliższa końca następnej dekady".
Więcej możesz przeczytać w 17/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.