Mówiąc wprost, to był dziwny rok. Rok, w którym niemal wszystko wydawało się przesądzone i tym samym łatwe do przewidzenia. A jednak tak wiele spraw potoczyło się inaczej. Niby z góry wiedzieliśmy, że strefa euro przetrwa, a jednak przeszliśmy przez dreszczowiec polityczno-ekonomiczny, w trakcie którego było tak wiele zwrotów akcji, że można było głowę stracić. Grecja pada, Grecja wstaje. Włochy na kolanach, Portugalia bankrutuje, Hiszpanie na ulicach. W końcu politycy zrobili swoje, czyli na przekór eurosceptykom zaparli się, by tę chybotliwą konstrukcję podtrzymać. I co zamierzyli, to uczynili. Tym samym otwierając nowy etap wlokącej się dyskusji pt. „Polska droga do euro”.
Wiedzieliśmy z góry, że wybory w Ameryce wygra Obama. To było jasne jak słońce. I dlatego pewnie rzeczywistość znów z nas zakpiła. Kampania z góry przegranego Romneya rozpaliła pół świata i kazała do ostatniej chwili zwlekać z ogłoszeniem zwycięzcy. Ameryka pokazała swoją podzieloną twarz – i pod rządami starego-nowego Obamy musi sobie z nią poradzić.
Wiedzieliśmy, że wybory we Francji wygra Hollande. Ale nie wiedzieliśmy, że on mówił poważnie. Że naprawdę spróbuje wprowadzać w czyn swoje populistyczne idee, jak 75-proc. podatek od bogaczy. Efekt: popularność świeżutkiego prezydenta Republiki pikuje, nie tylko Depardieu ma go serdecznie dosyć.
Z góry można było przewidzieć, że olimpiada w Londynie i nasze Euro 2012 okażą się imprezami wielkiego kalibru. I takie były. Polska wspólnie z Ukrainą pokazała sceptykom, że potrafi przygotować się do imprezy światowego formatu – nawet jeśli ostatnie metry asfaltu wylewano pięć minut przed pierwszym gwizdkiem. Problem w tym, że i tam, i tu nasi sportowcy kompletnie dali ciała. Zbudowaliśmy stadiony, teraz trzeba je wypełnić niezłą treścią. To pani zadanie, pani minister.
À propos ministrów – wiedzieliśmy przecież, że dla koalicji PO-PSL nie ma realnej alternatywy. Małżeństwo bez miłości, ale z rozsądku. I koalicja przetrwała. Ale ile się w tym roku zadziało! Ze zmianą chyba najbardziej niespodziewaną – odejściem Waldemara Pawlaka ze stanowiska drugiego, realnie, człowieka w państwie. Zbyt pewny siebie wicepremier przegrał z Januszem Piechocińskim, który kroczek po kroczku wychodził i wyjeździł swoje zwycięstwo.
Opozycja? Zaczynała od tematów smoleńskich i zakończyła nimi, skazując się właśnie na pozostanie w opozycji. Być może już na zawsze. Ale w międzyczasie, między jednym a drugim występem speców od Macierewicza, PiS wykonało dużą pracę. Partia urządzająca debaty, dyskutująca o chorych strefach – sądownictwie, sprawiedliwości, edukacji, zdrowiu – takiej aktywnej, kreatywnej opozycji chcielibyśmy widzieć więcej. Było, ale minęło. Ich wina i problem.
Jaki był ten rok dla „Wprost” i dla innych mediów? Z góry było oczywiste, że będzie trudny. Postępująca tabloidyzacja i celebryzacja z jednej strony. Z drugiej odwrót od mediów papierowych oraz tradycyjnej telewizji. To procesy, które miały przyspieszyć – i przyspieszyły. Ale ten rok przyniósł wiele zaskoczeń, głośnych zmian w mediach, transferów, wybuchowych skandali. „Wprost”, który właśnie skończył 30 lat, także przeszedł spore zmiany. Mam nadzieję, że w nowym wcieleniu pokazaliśmy na łamach naszą niepokorność i brak zgody na rzeczy złe – niezależnie od tego, jakie partie czy grupy interesu za nimi stoją. Pisaliśmy sporo o różnych odcieniach afery Amber Gold i sprawy Olewnika – dwóch wielkich, jakże różnych śledztw, które łączy to, co nas w redakcji „Wprost” wkurza najbardziej – indolencja organów państwa granicząca z łamaniem prawa. Tym wątkom będziemy poświęcać sporo miejsca także w nowym roku.
Przed nami „trzynastka”. Boimy się trochę, że będzie to parszywa trzynastka. Tym nas straszą politycy, ekonomiści, media. Tym razem nie ma w kalendarzu wielkich optymistycznych imprez, igrzysk, obchodów, wyborów itd. Jest 365 dni ciekawych, intrygujących, na pewno wymagających. Życzę Czytelnikom „Wprost” – niezależnie od tego, czy nas czytają na papierze, w komputerze, czy na tabletach – tego samego. By każdy z nadchodzących dni wniósł w Wasze życie coś nowego, dobrego, inspirującego. By zapowiedzi rzeczy przykrych okazały się tylko zapowiedziami. A niespodzianki były wyłącznie przyjemne. Dobrego nowego roku!
Wiedzieliśmy z góry, że wybory w Ameryce wygra Obama. To było jasne jak słońce. I dlatego pewnie rzeczywistość znów z nas zakpiła. Kampania z góry przegranego Romneya rozpaliła pół świata i kazała do ostatniej chwili zwlekać z ogłoszeniem zwycięzcy. Ameryka pokazała swoją podzieloną twarz – i pod rządami starego-nowego Obamy musi sobie z nią poradzić.
Wiedzieliśmy, że wybory we Francji wygra Hollande. Ale nie wiedzieliśmy, że on mówił poważnie. Że naprawdę spróbuje wprowadzać w czyn swoje populistyczne idee, jak 75-proc. podatek od bogaczy. Efekt: popularność świeżutkiego prezydenta Republiki pikuje, nie tylko Depardieu ma go serdecznie dosyć.
Z góry można było przewidzieć, że olimpiada w Londynie i nasze Euro 2012 okażą się imprezami wielkiego kalibru. I takie były. Polska wspólnie z Ukrainą pokazała sceptykom, że potrafi przygotować się do imprezy światowego formatu – nawet jeśli ostatnie metry asfaltu wylewano pięć minut przed pierwszym gwizdkiem. Problem w tym, że i tam, i tu nasi sportowcy kompletnie dali ciała. Zbudowaliśmy stadiony, teraz trzeba je wypełnić niezłą treścią. To pani zadanie, pani minister.
À propos ministrów – wiedzieliśmy przecież, że dla koalicji PO-PSL nie ma realnej alternatywy. Małżeństwo bez miłości, ale z rozsądku. I koalicja przetrwała. Ale ile się w tym roku zadziało! Ze zmianą chyba najbardziej niespodziewaną – odejściem Waldemara Pawlaka ze stanowiska drugiego, realnie, człowieka w państwie. Zbyt pewny siebie wicepremier przegrał z Januszem Piechocińskim, który kroczek po kroczku wychodził i wyjeździł swoje zwycięstwo.
Opozycja? Zaczynała od tematów smoleńskich i zakończyła nimi, skazując się właśnie na pozostanie w opozycji. Być może już na zawsze. Ale w międzyczasie, między jednym a drugim występem speców od Macierewicza, PiS wykonało dużą pracę. Partia urządzająca debaty, dyskutująca o chorych strefach – sądownictwie, sprawiedliwości, edukacji, zdrowiu – takiej aktywnej, kreatywnej opozycji chcielibyśmy widzieć więcej. Było, ale minęło. Ich wina i problem.
Jaki był ten rok dla „Wprost” i dla innych mediów? Z góry było oczywiste, że będzie trudny. Postępująca tabloidyzacja i celebryzacja z jednej strony. Z drugiej odwrót od mediów papierowych oraz tradycyjnej telewizji. To procesy, które miały przyspieszyć – i przyspieszyły. Ale ten rok przyniósł wiele zaskoczeń, głośnych zmian w mediach, transferów, wybuchowych skandali. „Wprost”, który właśnie skończył 30 lat, także przeszedł spore zmiany. Mam nadzieję, że w nowym wcieleniu pokazaliśmy na łamach naszą niepokorność i brak zgody na rzeczy złe – niezależnie od tego, jakie partie czy grupy interesu za nimi stoją. Pisaliśmy sporo o różnych odcieniach afery Amber Gold i sprawy Olewnika – dwóch wielkich, jakże różnych śledztw, które łączy to, co nas w redakcji „Wprost” wkurza najbardziej – indolencja organów państwa granicząca z łamaniem prawa. Tym wątkom będziemy poświęcać sporo miejsca także w nowym roku.
Przed nami „trzynastka”. Boimy się trochę, że będzie to parszywa trzynastka. Tym nas straszą politycy, ekonomiści, media. Tym razem nie ma w kalendarzu wielkich optymistycznych imprez, igrzysk, obchodów, wyborów itd. Jest 365 dni ciekawych, intrygujących, na pewno wymagających. Życzę Czytelnikom „Wprost” – niezależnie od tego, czy nas czytają na papierze, w komputerze, czy na tabletach – tego samego. By każdy z nadchodzących dni wniósł w Wasze życie coś nowego, dobrego, inspirującego. By zapowiedzi rzeczy przykrych okazały się tylko zapowiedziami. A niespodzianki były wyłącznie przyjemne. Dobrego nowego roku!
Więcej możesz przeczytać w 1/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.