Zaskakuje mnie konsekwencja, z jaką powtarzam czasem okołoświąteczne banały w rodzaju „Wesołych świąt” czy „Szczęśliwego nowego roku”. O ile w przypadku świąt Bożego Narodzenia rozwijam się jeszcze jakoś, starając się spersonalizować życzenia, o tyle sylwester to dla mnie wydmuszka, cały ten drażniący przymus przeżywania „szampańskiej zabawy” sprawia, że nie ma się siły na podsumowanie tego, co było, i świadome otwarcie się na to, co będzie (a tylko wtedy da się sformułować sensowne dezyderaty na przyszłość).
Każde dziecko wie, że czas to iluzja, wymyślona po to, by jakoś mierzyć przemijanie rzeczy, a w sylwestrze zaiste nie ma nic magicznego, bo gdyby ludzkość umówiła się, że rok kończy się 16 marca, wszystkie te schyłkowo-odrodzeniowe emocje karnie przeniosłyby się na wiosnę. Przyjmijmy jednak konwencję i wysilmy się w refleksji, co można by w umownym przyszłym roku zrobić lepiej. Czego możemy sobie życzyć, by za rok znów nie mieć dość beznadziejnego poczucia, że jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu i znów zaczynamy od początku?
Po pierwsze, życzmy sobie, by jak najrzadziej kierował nami lęk. Strach pomaga nam uciec, gdy zagrożenie jest realne, lęk jest reakcją na coś, co jest tylko w naszej głowie, paraliżuje, popycha w złym kierunku. Charles Kenny pisał ostatnio w „Bloomberg Businessweeku” o pilnującej amerykańskich lotnisk Administracji Bezpieczeństwa Transportu (TSA), która rozdyma swój budżet do 8 mld dolarów, zatrudniając setki funkcjonariuszy, którzy udowadniają swoją niezbędność, dręcząc pasażerów kolejnymi wymyślnymi kontrolami. Kenny pisze, że statystycznie rzecz biorąc, w tej chwili więcej Amerykanów ginie w wypadkach związanych z użytkowaniem wanny niż w rezultacie aktów terroryzmu, a TSA nie udało się jeszcze złapać żadnego potencjalnego zamachowca. Jasne, być może przez sam fakt istnienia odstrasza potencjalnych złoczyńców, zniechęca też jednak do latania uczciwych ludzi, którzy przesiadają się do bardziej niebezpiecznych samochodów. Naukowcy z Cornell University wyliczyli, że ta wracająca na drogi fala przerażonych natrętnymi kontrolami na lotniskach odpowiada za 242 dodatkowe ofiary śmiertelne na amerykańskich drogach w każdym kolejnym miesiącu. Lęk nigdy nie jest dobrym doradcą, warto życzyć sobie, żeby nie miał do nas dostępu i nie mieszał nam w głowach.
Po drugie, winszujmy sobie, żebyśmy znowu uwierzyli, że mamy na coś wpływ. Odzyskali kontrolę nad tym, co wykracza poza naszą sferę prywatną, który to obszar całkowicie oddaliśmy w dzierżawę ideologom i politykom. Pomocą może służyć książka Michaela Nortona „365 Ways to Change the World”. Zamiast kolejnych nudnych imprez zorganizuj w sylwestra „randkę w ciemno”, na której każdy przyjdzie z konkretnym pomysłem, jak rozwiązać jakiś społeczny problem (okolicy albo świata). Będzie się go przedstawiać w parach, a partner z pary będzie oceniał (w punktach), na ile chciałby się weń zaangażować. Po pięciu minutach zmiana partnerów i autoprezentacja przed kolejnym – i tak aż do końca wieczoru, i do wygenerowania pomysłu, w który mogą zainwestować obecni.
Norton poleca też np. odwiedzenie strony OneShare.com i kupienie jednej akcji którejś z wielkich globalnych firm, co oprócz ładnej pamiątki na ścianie wiąże się też z byciem zapraszanym na walne zgromadzenia i możliwością zabierania głosu w gremiach, w których de facto kreśli się dziś kształt świata. Ma sens udzielenie z okazji Nowego Roku małej pożyczki w którejś z instytucji mikrokredytowych (ja na świecie polecam Kiva.org lub Zafen.org, w Polsce – wsparcie projektów ekonomii społecznej realizowanych przez siostrę Małgorzatę Chmielewską).
A gdyby tak zacząć 2013 r. z kiełkującym już w głowie genialnym, choć prostym pomysłem w stylu akcji Dressforsucces. org, która zapewnia uboższym paniom odpowiedni strój (używany, ale w dobrym stanie) na rozmowę o pracę (a jeśli pracę dostaną – dostają kolejny komplet, żeby nie czuły się gorsze, zanim same sobie na ciuchy zarobią)? Zrób to, a poczujesz, jak świat staje z głowy na nogi i chce się w nim żyć.
Po trzecie, życzmy sobie, żebyśmy nauczyli się wreszcie lubić. Zdarza nam się miłować, darzyć szacunkiem, poważać, cenić, ze zwykłym lubieniem mamy wciąż jednak problem. Skoro więc coś się teraz (nawet umownie) zaczyna, nauczmy się może przy tej okazji zaczynać od początku. Dobrego Roku!
Każde dziecko wie, że czas to iluzja, wymyślona po to, by jakoś mierzyć przemijanie rzeczy, a w sylwestrze zaiste nie ma nic magicznego, bo gdyby ludzkość umówiła się, że rok kończy się 16 marca, wszystkie te schyłkowo-odrodzeniowe emocje karnie przeniosłyby się na wiosnę. Przyjmijmy jednak konwencję i wysilmy się w refleksji, co można by w umownym przyszłym roku zrobić lepiej. Czego możemy sobie życzyć, by za rok znów nie mieć dość beznadziejnego poczucia, że jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu i znów zaczynamy od początku?
Po pierwsze, życzmy sobie, by jak najrzadziej kierował nami lęk. Strach pomaga nam uciec, gdy zagrożenie jest realne, lęk jest reakcją na coś, co jest tylko w naszej głowie, paraliżuje, popycha w złym kierunku. Charles Kenny pisał ostatnio w „Bloomberg Businessweeku” o pilnującej amerykańskich lotnisk Administracji Bezpieczeństwa Transportu (TSA), która rozdyma swój budżet do 8 mld dolarów, zatrudniając setki funkcjonariuszy, którzy udowadniają swoją niezbędność, dręcząc pasażerów kolejnymi wymyślnymi kontrolami. Kenny pisze, że statystycznie rzecz biorąc, w tej chwili więcej Amerykanów ginie w wypadkach związanych z użytkowaniem wanny niż w rezultacie aktów terroryzmu, a TSA nie udało się jeszcze złapać żadnego potencjalnego zamachowca. Jasne, być może przez sam fakt istnienia odstrasza potencjalnych złoczyńców, zniechęca też jednak do latania uczciwych ludzi, którzy przesiadają się do bardziej niebezpiecznych samochodów. Naukowcy z Cornell University wyliczyli, że ta wracająca na drogi fala przerażonych natrętnymi kontrolami na lotniskach odpowiada za 242 dodatkowe ofiary śmiertelne na amerykańskich drogach w każdym kolejnym miesiącu. Lęk nigdy nie jest dobrym doradcą, warto życzyć sobie, żeby nie miał do nas dostępu i nie mieszał nam w głowach.
Po drugie, winszujmy sobie, żebyśmy znowu uwierzyli, że mamy na coś wpływ. Odzyskali kontrolę nad tym, co wykracza poza naszą sferę prywatną, który to obszar całkowicie oddaliśmy w dzierżawę ideologom i politykom. Pomocą może służyć książka Michaela Nortona „365 Ways to Change the World”. Zamiast kolejnych nudnych imprez zorganizuj w sylwestra „randkę w ciemno”, na której każdy przyjdzie z konkretnym pomysłem, jak rozwiązać jakiś społeczny problem (okolicy albo świata). Będzie się go przedstawiać w parach, a partner z pary będzie oceniał (w punktach), na ile chciałby się weń zaangażować. Po pięciu minutach zmiana partnerów i autoprezentacja przed kolejnym – i tak aż do końca wieczoru, i do wygenerowania pomysłu, w który mogą zainwestować obecni.
Norton poleca też np. odwiedzenie strony OneShare.com i kupienie jednej akcji którejś z wielkich globalnych firm, co oprócz ładnej pamiątki na ścianie wiąże się też z byciem zapraszanym na walne zgromadzenia i możliwością zabierania głosu w gremiach, w których de facto kreśli się dziś kształt świata. Ma sens udzielenie z okazji Nowego Roku małej pożyczki w którejś z instytucji mikrokredytowych (ja na świecie polecam Kiva.org lub Zafen.org, w Polsce – wsparcie projektów ekonomii społecznej realizowanych przez siostrę Małgorzatę Chmielewską).
A gdyby tak zacząć 2013 r. z kiełkującym już w głowie genialnym, choć prostym pomysłem w stylu akcji Dressforsucces. org, która zapewnia uboższym paniom odpowiedni strój (używany, ale w dobrym stanie) na rozmowę o pracę (a jeśli pracę dostaną – dostają kolejny komplet, żeby nie czuły się gorsze, zanim same sobie na ciuchy zarobią)? Zrób to, a poczujesz, jak świat staje z głowy na nogi i chce się w nim żyć.
Po trzecie, życzmy sobie, żebyśmy nauczyli się wreszcie lubić. Zdarza nam się miłować, darzyć szacunkiem, poważać, cenić, ze zwykłym lubieniem mamy wciąż jednak problem. Skoro więc coś się teraz (nawet umownie) zaczyna, nauczmy się może przy tej okazji zaczynać od początku. Dobrego Roku!
Więcej możesz przeczytać w 1/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.