"Wysłannik Szatana" Marka Bukowskiego
Marek Bukowski wydał powieść zatytułowaną "Wysłannik Szatana". Gdyby nie urodził się w roku 1950, lecz sto lat wcześniej, mógłby taki tytuł wymyślić po dużej wódce z diabolicznym kolegą Stanisławem Przybyszewskim, który szatana podziwiał i miał się za jego wysłannika na ck Galicję. Europejski modernizm kończył poprzednie stulecie egzaltowaną fascynacją złem. Dzisiejszy przewrotny postmodernizm po doświadczeniach XX w., gdy zło stało się tak powszechne i zbanalizowane, często wyraża się o szatanie z pogardliwym szyderstwem. Sądzę, że w patosie tytułu powieści Bukowskiego kryje się ironia.
Nareszcie nasz świat jest tu przedstawiony realistycznie, z reporterską sprawozdawczością, z wiernym zapisem językowym i wartką akcją. To, co obserwujemy w codziennym życiu, o czym dowiadujemy się z gazet i co oglądamy na telewizyjnych ekranach, znalazło formę powieściową na tyle atrakcyjną, że książkę czyta się z zainteresowaniem. Krytycy, którzy uznali, że jest to "zapierająca dech szalonym tempem powieść sensacyjna" będąca zarazem "wstrząsającym moralitetem o wiecznej walce dobra i zła", niewątpliwie przesadzili w pochwałach. Bukowski napisał bowiem zgrabną książeczkę obyczajową, nie zaś wielowarstwowe arcydzieło. Sensacja wcale tu nie zapiera tchu, a nawet staje się nudna. Powszechne kradzieże komputerowe nie robią na czytelniku piorunującego wrażenia i ten wątek powieści wcale nie zwala go z nóg. Wywieziony z Niemiec dysk komputerowy, zawierający przepis na produkcję atrakcyjnego narkotyku, jest owym Szatanem, który staje się jednocześnie groźny i groteskowy. Manipulują nim walczące z sobą grupy, przechodzi on z rąk do rąk. Trup ściele się gęsto w walce gangów i kolesiów, nie zaś od nowego przepisu narkotycznej trucizny. To raczej szatanek, któremu się nie udaje. Natomiast prawdziwy diabeł kryje się w pustce pokolenia, dla którego cywilizacyjne gadżety są jedynie atrakcją.
Główny bohater powieści ma 22 lata. Porzucił studia, zrozumiawszy, że nie dadzą mu one sposobu na to, by robić jak najmniej, a zarabiać jak najwięcej. Wielu jego szkolnych kolegów wybrało szybkie i ryzykowne metody bogacenia się. Wciągnęli go w kradzieże komputerowe na wielką skalę, a on przyjął to z łatwością, ponieważ najbardziej uwielbiał w życiu komputery i forsę: "Komputer to coś więcej niż miłość do posiadanego przedmiotu, choć kocham swoje zabawki. Jeśli którymś gadżetem nie umiem się posługiwać, czuję wręcz fizyczny ból. Mam wrażenie, że jestem uboższy i głupszy o jakąś cząstkę istniejącego świata, może ważnego, może nie - to dopiero muszę sprawdzić. (...) Uwielbiam komputery, można nawet powiedzieć, że wierzę w nie bardziej niż w cokolwiek na świecie, chyba są jedyną moją wiarą".
Jego talenty informatyczne pozwalają mu na sukcesy w aferach, ale chłopak zdaje sobie sprawę, że bez systematycznych studiów i pracy taka "kariera" jest krótka i wątpliwa. Kiedy w końcu uświadamia sobie, co znajduje się na dysku ukradzionym w Niemczech z narażeniem życia swojego i innych, ogarnia go groza: "Co za bydlę wysłało to w sieć do ludzi? W Internecie pełno różnych faszystów, anarchistów, wariatów, ale wysyłać bezinteresownie przepis na produkcję tej trucizny? Tak nie można". Okazuje się, że można wszystko i on sam zostaje włączony w zbrodnicze sprawy. Nagle zobaczył świat pusty, odarty z wartości.
A przecież on i większość jego kolegów wywodzili się z rodzin nie pogodzonych z niedawną, komunistyczną rzeczywistością. Na przykład matka Wojtka i Rafała jest kombatantką walki z komuną, nazywali ją styropianówą. Budziła w ich pokoleniu zdumienie i niechęć: "Kolejny umęczony umysł, węszący wszędzie zło niesione przez politycznych przeciwników. Honor, ojczyzna, wrogowie, Bóg, religia, zdrada, komuna, agenci, stabilizacja, racja narodowa, demokracja, prawda, gospodarka. Permanentna słowna sraczka (...). Tacy ludzie męczą mnie jak piszczenie styropianem po szybie".
Marek Bukowski napisał powieść smutną i przerażającą, czytając ją wielokrotnie jednak wybuchamy śmiechem. Autor potrafił bowiem dostrzec oraz wyrazić okropną, lecz także komiczną paradoksalność naszej rzeczywistości. Bukowski jest uczulony na nowomowę dzisiejszej epoki. Cytuje powiedzenia ulicy, a także zdania z radia, telewizora, teksty piosenek. Cytuje? Nie, on je lekko przerysowuje, ale to wystarczy, by dojrzeć ich absurd, a także groźną głupotę, agresję, zakłamanie. Gabriela Kujawa, największa polska pisarka młodego pokolenia, objawia się tu jako jedna z najbardziej "barwnych" postaci. W programie radiowym "Gabriela wyzna, kiedy po raz pierwszy miała stosunek, dlaczego kocha Francję i Francuzów, dlaczego zapisała się do jednej z prawicowych partii, w której jest doradcą do spraw kultury. Spytamy ją, czy codzienna modlitwa w kościele jest dla niej tym, czym seks".
Tak zwana masowa kultura ukazana jest tu w krzywym zwierciadle. Jej karykatura podkreśla jednak cechy prawdziwe, nie zaś wymyślone, wywiedzione z bujnej wyobraźni pisarza. Violetta Mroczek, modelka, piosenkarka, poetka i aktorka, bohaterka magazynów ilustrowanych dla kobiet, pojawia się w prozie Bukowskiego jako osobowa synteza mnóstwa postaci, którymi środki masowego przekazu posługują się jak zabawkami dla ludzi niedojrzałych. Aż do ostatecznego zdziecinnienia, które po byle jakiej pracy i stereotypowym życiu powita emeryturę jako radosne wyzwolenie: "Wreszcie wolny. Witaj pustko!".
Wydawnictwo W.A.B. wydało więc w swojej serii z zegarem ponuro-wesołą książkę o współczesności, o ambitnych, mających szansę na sukces, lecz także na zgubę, o "discoludziach" tańczących do upadłego w sensie dosłownym, o talentach źle wykorzystywanych, o miłościach nie spełnionych.
Nareszcie nasz świat jest tu przedstawiony realistycznie, z reporterską sprawozdawczością, z wiernym zapisem językowym i wartką akcją. To, co obserwujemy w codziennym życiu, o czym dowiadujemy się z gazet i co oglądamy na telewizyjnych ekranach, znalazło formę powieściową na tyle atrakcyjną, że książkę czyta się z zainteresowaniem. Krytycy, którzy uznali, że jest to "zapierająca dech szalonym tempem powieść sensacyjna" będąca zarazem "wstrząsającym moralitetem o wiecznej walce dobra i zła", niewątpliwie przesadzili w pochwałach. Bukowski napisał bowiem zgrabną książeczkę obyczajową, nie zaś wielowarstwowe arcydzieło. Sensacja wcale tu nie zapiera tchu, a nawet staje się nudna. Powszechne kradzieże komputerowe nie robią na czytelniku piorunującego wrażenia i ten wątek powieści wcale nie zwala go z nóg. Wywieziony z Niemiec dysk komputerowy, zawierający przepis na produkcję atrakcyjnego narkotyku, jest owym Szatanem, który staje się jednocześnie groźny i groteskowy. Manipulują nim walczące z sobą grupy, przechodzi on z rąk do rąk. Trup ściele się gęsto w walce gangów i kolesiów, nie zaś od nowego przepisu narkotycznej trucizny. To raczej szatanek, któremu się nie udaje. Natomiast prawdziwy diabeł kryje się w pustce pokolenia, dla którego cywilizacyjne gadżety są jedynie atrakcją.
Główny bohater powieści ma 22 lata. Porzucił studia, zrozumiawszy, że nie dadzą mu one sposobu na to, by robić jak najmniej, a zarabiać jak najwięcej. Wielu jego szkolnych kolegów wybrało szybkie i ryzykowne metody bogacenia się. Wciągnęli go w kradzieże komputerowe na wielką skalę, a on przyjął to z łatwością, ponieważ najbardziej uwielbiał w życiu komputery i forsę: "Komputer to coś więcej niż miłość do posiadanego przedmiotu, choć kocham swoje zabawki. Jeśli którymś gadżetem nie umiem się posługiwać, czuję wręcz fizyczny ból. Mam wrażenie, że jestem uboższy i głupszy o jakąś cząstkę istniejącego świata, może ważnego, może nie - to dopiero muszę sprawdzić. (...) Uwielbiam komputery, można nawet powiedzieć, że wierzę w nie bardziej niż w cokolwiek na świecie, chyba są jedyną moją wiarą".
Jego talenty informatyczne pozwalają mu na sukcesy w aferach, ale chłopak zdaje sobie sprawę, że bez systematycznych studiów i pracy taka "kariera" jest krótka i wątpliwa. Kiedy w końcu uświadamia sobie, co znajduje się na dysku ukradzionym w Niemczech z narażeniem życia swojego i innych, ogarnia go groza: "Co za bydlę wysłało to w sieć do ludzi? W Internecie pełno różnych faszystów, anarchistów, wariatów, ale wysyłać bezinteresownie przepis na produkcję tej trucizny? Tak nie można". Okazuje się, że można wszystko i on sam zostaje włączony w zbrodnicze sprawy. Nagle zobaczył świat pusty, odarty z wartości.
A przecież on i większość jego kolegów wywodzili się z rodzin nie pogodzonych z niedawną, komunistyczną rzeczywistością. Na przykład matka Wojtka i Rafała jest kombatantką walki z komuną, nazywali ją styropianówą. Budziła w ich pokoleniu zdumienie i niechęć: "Kolejny umęczony umysł, węszący wszędzie zło niesione przez politycznych przeciwników. Honor, ojczyzna, wrogowie, Bóg, religia, zdrada, komuna, agenci, stabilizacja, racja narodowa, demokracja, prawda, gospodarka. Permanentna słowna sraczka (...). Tacy ludzie męczą mnie jak piszczenie styropianem po szybie".
Marek Bukowski napisał powieść smutną i przerażającą, czytając ją wielokrotnie jednak wybuchamy śmiechem. Autor potrafił bowiem dostrzec oraz wyrazić okropną, lecz także komiczną paradoksalność naszej rzeczywistości. Bukowski jest uczulony na nowomowę dzisiejszej epoki. Cytuje powiedzenia ulicy, a także zdania z radia, telewizora, teksty piosenek. Cytuje? Nie, on je lekko przerysowuje, ale to wystarczy, by dojrzeć ich absurd, a także groźną głupotę, agresję, zakłamanie. Gabriela Kujawa, największa polska pisarka młodego pokolenia, objawia się tu jako jedna z najbardziej "barwnych" postaci. W programie radiowym "Gabriela wyzna, kiedy po raz pierwszy miała stosunek, dlaczego kocha Francję i Francuzów, dlaczego zapisała się do jednej z prawicowych partii, w której jest doradcą do spraw kultury. Spytamy ją, czy codzienna modlitwa w kościele jest dla niej tym, czym seks".
Tak zwana masowa kultura ukazana jest tu w krzywym zwierciadle. Jej karykatura podkreśla jednak cechy prawdziwe, nie zaś wymyślone, wywiedzione z bujnej wyobraźni pisarza. Violetta Mroczek, modelka, piosenkarka, poetka i aktorka, bohaterka magazynów ilustrowanych dla kobiet, pojawia się w prozie Bukowskiego jako osobowa synteza mnóstwa postaci, którymi środki masowego przekazu posługują się jak zabawkami dla ludzi niedojrzałych. Aż do ostatecznego zdziecinnienia, które po byle jakiej pracy i stereotypowym życiu powita emeryturę jako radosne wyzwolenie: "Wreszcie wolny. Witaj pustko!".
Wydawnictwo W.A.B. wydało więc w swojej serii z zegarem ponuro-wesołą książkę o współczesności, o ambitnych, mających szansę na sukces, lecz także na zgubę, o "discoludziach" tańczących do upadłego w sensie dosłownym, o talentach źle wykorzystywanych, o miłościach nie spełnionych.
Więcej możesz przeczytać w 17/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.