Jaka jest liczba i ciężar negatywnych etykietek, które udźwignąć może jeden człowiek w granicach społecznej tolerancji?
Czy profesor wyższych uczelni i adwokat może się bezkarnie wygłupiać w programach satyrycznych, buczeć na scenie jako niby-piosenkarz i występować w płatnej reklamie? Ponieważ mam trudności z odpowiedzią, sięgam do książki mojego naprawdę uczonego kolegi, prof. Andrzeja Siemaszki, pt. "Granice tolerancji", aby dowiedzieć się, co mówi na ten temat nauka. Będzie więc dzisiaj o stereotypizacji, ceremoniach degradacji statusu, retrospektywnych interpretacjach, uzgadnianiu rzeczywistości i normalizacji.
Zacznijmy od przyznania się, że myślimy stereotypami, czyli uproszczonymi wizerunkami ludzi wykonujących pewne zawody lub funkcje albo należących do określonych warstw społecznych, ras, narodowości czy grup etnicznych i religijnych. Jeżeli ktoś rażąco i negatywnie odchyla się od stereotypu, może w procesie ceremonialnej degradacji stracić swój dotychczasowy status. Moralne oburzenie, które wzbudza, prowadzić może do publicznego oskarżenia, wykazującego, że sprawca jest przedstawicielem innego i gorszego typu ludzi. Zostaje on wyjęty z obszaru normalności i przedstawiony jako inna, nowa osoba, której uprzednia tożsamość wydaje się przypadkowa. Okazuje się bowiem, że tym, kim jest teraz, był w gruncie rzeczy zawsze. Nagle przypominamy sobie, że przecież "on często nie był w porządku, wykazywał złe skłonności, nadużywał naszej tolerancji". "Mechanizm retrospektywnych interpretacji bierze się generalnie stąd, że społeczna widownia dąży do uzyskania poczucia zgodności nowej, dewiacyjnej tożsamości jednostki z jej postępowaniem w przeszłości. Zgodność ta jest zazwyczaj osiągana przez takie dobieranie faktów z życia dewianta, by pasowały do jego nowego statusu". Czy otrzymanie nowej etykietki jest wyrokiem, od którego nie ma odwołania? Czy dewiant musi paść ofiarą społecznego naznaczenia? "Jednostka, której grozi etykietka, może się starać już to zanegować fakt dewiacji, już to przynajmniej "wytargować" zmianę etykietki na "mniejszą". (...) W procesie uzgadniania rzeczywistości może dojść do swoistego przetargu między "przyszłym dewiantem" a naznaczającymi osobami czy instytucjami. Może on skutecznie przekonać swych partnerów interakcji, że fakt naruszenia normy w ogóle nie miał miejsca lub też może się starać tak przedstawić okoliczności towarzyszące, by przekonać społeczną widownię o swojej w istocie mniejszej niż przypisywana mu "winie"". Szansą na uratowanie skóry jest proces normalizacji, który przebiega w trzech następujących fazach: w pierwszej następuje pozorna, "udawana" akceptacja dewianta, wynikająca z kurtuazji, uprzejmości lub sympatii ("Partnerzy interakcji dewianta zdają sobie przykładowo sprawę, że brak mu nosa, ale zachowują się tak, jak gdyby faktu tego nie dostrzegali"). W kolejnej fazie otoczenie zaczyna postrzegać dewianta przez pryzmat także innych jego cech, nie tylko dewiacyjnych ("Partnerzy interakcji mogą na przykład dostrzegać, że homoseksualista, z którym się stykają, jest również inteligentnym człowiekiem obdarzonym dużym poczuciem humoru"). Trzecia faza to uznanie dewiacji za fragment "osobowości" dewianta, za coś, co ten wprawdzie ma, lecz co nie przeszkadza w normalnych kontaktach z nim ("Nie chodzi tu przy tym, jak w pierwszej fazie, o udawanie, że dana osoba nie jest dewiantem, o pozorowanie normalności, ale o prawdziwą akceptację takiej osoby pomimo jej odmienności"). Prof. Andrzej Siemaszko, prawdziwy autor dzisiejszego wykładu, polemizuje w przypisie swojej pracy z Paulem Rockiem, który pojmował normalizację dewiacji jako jej faktyczną akceptację, wynikającą z powszechności naruszania określonej normy lub z permisywnego stosunku danej społecznej widowni do określonego rodzaju zachowań. Zdaniem mojego uczonego kolegi, w polskich warunkach przykładami tego typu zachowań byłyby m.in. nadużywanie alkoholu, łapownictwo, stosunki przed- i pozamałżeńskie, posiadanie nieślubnego dziecka. Andrzeju! Mam takie nieco scholastyczne pytanie: jaka jest maksymalna liczba i ciężar negatywnych etykietek, które udźwignąć może jeden człowiek w granicach społecznej tolerancji? Pogadaj o tym ze studentami, a ja zadzwonię po odpowiedź.
Zacznijmy od przyznania się, że myślimy stereotypami, czyli uproszczonymi wizerunkami ludzi wykonujących pewne zawody lub funkcje albo należących do określonych warstw społecznych, ras, narodowości czy grup etnicznych i religijnych. Jeżeli ktoś rażąco i negatywnie odchyla się od stereotypu, może w procesie ceremonialnej degradacji stracić swój dotychczasowy status. Moralne oburzenie, które wzbudza, prowadzić może do publicznego oskarżenia, wykazującego, że sprawca jest przedstawicielem innego i gorszego typu ludzi. Zostaje on wyjęty z obszaru normalności i przedstawiony jako inna, nowa osoba, której uprzednia tożsamość wydaje się przypadkowa. Okazuje się bowiem, że tym, kim jest teraz, był w gruncie rzeczy zawsze. Nagle przypominamy sobie, że przecież "on często nie był w porządku, wykazywał złe skłonności, nadużywał naszej tolerancji". "Mechanizm retrospektywnych interpretacji bierze się generalnie stąd, że społeczna widownia dąży do uzyskania poczucia zgodności nowej, dewiacyjnej tożsamości jednostki z jej postępowaniem w przeszłości. Zgodność ta jest zazwyczaj osiągana przez takie dobieranie faktów z życia dewianta, by pasowały do jego nowego statusu". Czy otrzymanie nowej etykietki jest wyrokiem, od którego nie ma odwołania? Czy dewiant musi paść ofiarą społecznego naznaczenia? "Jednostka, której grozi etykietka, może się starać już to zanegować fakt dewiacji, już to przynajmniej "wytargować" zmianę etykietki na "mniejszą". (...) W procesie uzgadniania rzeczywistości może dojść do swoistego przetargu między "przyszłym dewiantem" a naznaczającymi osobami czy instytucjami. Może on skutecznie przekonać swych partnerów interakcji, że fakt naruszenia normy w ogóle nie miał miejsca lub też może się starać tak przedstawić okoliczności towarzyszące, by przekonać społeczną widownię o swojej w istocie mniejszej niż przypisywana mu "winie"". Szansą na uratowanie skóry jest proces normalizacji, który przebiega w trzech następujących fazach: w pierwszej następuje pozorna, "udawana" akceptacja dewianta, wynikająca z kurtuazji, uprzejmości lub sympatii ("Partnerzy interakcji dewianta zdają sobie przykładowo sprawę, że brak mu nosa, ale zachowują się tak, jak gdyby faktu tego nie dostrzegali"). W kolejnej fazie otoczenie zaczyna postrzegać dewianta przez pryzmat także innych jego cech, nie tylko dewiacyjnych ("Partnerzy interakcji mogą na przykład dostrzegać, że homoseksualista, z którym się stykają, jest również inteligentnym człowiekiem obdarzonym dużym poczuciem humoru"). Trzecia faza to uznanie dewiacji za fragment "osobowości" dewianta, za coś, co ten wprawdzie ma, lecz co nie przeszkadza w normalnych kontaktach z nim ("Nie chodzi tu przy tym, jak w pierwszej fazie, o udawanie, że dana osoba nie jest dewiantem, o pozorowanie normalności, ale o prawdziwą akceptację takiej osoby pomimo jej odmienności"). Prof. Andrzej Siemaszko, prawdziwy autor dzisiejszego wykładu, polemizuje w przypisie swojej pracy z Paulem Rockiem, który pojmował normalizację dewiacji jako jej faktyczną akceptację, wynikającą z powszechności naruszania określonej normy lub z permisywnego stosunku danej społecznej widowni do określonego rodzaju zachowań. Zdaniem mojego uczonego kolegi, w polskich warunkach przykładami tego typu zachowań byłyby m.in. nadużywanie alkoholu, łapownictwo, stosunki przed- i pozamałżeńskie, posiadanie nieślubnego dziecka. Andrzeju! Mam takie nieco scholastyczne pytanie: jaka jest maksymalna liczba i ciężar negatywnych etykietek, które udźwignąć może jeden człowiek w granicach społecznej tolerancji? Pogadaj o tym ze studentami, a ja zadzwonię po odpowiedź.
Więcej możesz przeczytać w 18/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.