Jeśli politycy nie mają koncepcji rozwiązań, to - płynąc na fali wypadków - zdają się na generałów
Szczyt waszyngtoński połączony z obchodami 50-lecia sojuszu nie był ani świętem, ani naradą wojenną. Na wszystkich debatach ciążyła świadomość, że solidarność atlantycka poddana jest kolejnej próbie. Prezydent Clinton powiedział jasno: my, Amerykanie, też jesteśmy narodem europejskim. Premier Portugalii odpowiedział za wszystkich Europejczyków, czym jest euroatlantyckie powiązanie z Ameryką. Jest to most pod oceanem, który - jeśli chce pozostać stabilną konstrukcją - musi mieć podporę europejską równie solidną jak filar amerykańskiej obrony. W sprawie ESDI - europejskiej tożsamości w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony - musiało więc dojść do kompromisu, mimo przeszkód zarysowanych w stanowiskach Francji i Turcji. Niejako po drodze wszyscy sojusznicy zgodzili się z Amerykanami w sprawie dotychczas bardzo kontrowersyjnej: działań poza obszarem państw-członków NATO. Nie mam jednak złudzeń, że wzmocnienie euroatlantyckiej solidarności nie wystarczy wobec zagrożenia pokoju na Bałkanach. Jeśli politycy nie mają koncepcji rozwiązań, to - płynąc na fali wypadków - zdają się na generałów. W wypadku Serbii, Kosowa i całego kotła bałkańskiego bez wizji pokojowej, choćby trudno osiągalnej, nie można prowadzić skutecznych operacji wojennych. W tym jednym obecna sytuacja budzi upiory wojny wietnamskiej. Gdy konfrontacja dzieje się poprzez media na oczach całego świata, politycy muszą zarysować rozwiązanie polityczne, zanim generałowie wyznaczą cele militarne. Ani atakami z lądu, ani z morza, ani z powietrza nie odpowie się na pytanie, jak izolować politycznie Serbię. A przecież to problem zarażania nacjonalizmami całego regionu jest tym grzechem Milo?sevicia, który mobilizuje wszystkich członków NATO. Wiemy po szczycie, że na pewno nie godzimy się na powrót upiorów przeszłości. Bill Clinton, przypominając w swoim ostatnim przemówieniu list, który otrzymał z Polski od Marka Edelmana (ostatniego przywódcy powstania w getcie warszawskim), po raz kolejny wrócił do motywu obrony praw człowieka przed barbarzyństwem i nienawiścią. Dodam na własny rachunek, że fakt, iż to świat zachodni i chrześcijański broni muzułmanów przed agresją innych chrześcijan, zawiera w sobie istotne memento. Pakt Północnoatlantycki broni tym samym wolności dla cywilizacji politycznej, której nie monopolizuje już żadna religia, wspólnota narodowa ani rasowa. Jesteśmy otwarci dla tych, którzy nie zamykają się przed nami.
Więcej możesz przeczytać w 18/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.