Zawodowy hokej bez Wayne'a Gretzky'ego
Bóg ma 38 lat, nosi trykot zawodowej drużyny New York Rangers i nazywany jest Big One. Przez 21 lat gry zmienił oblicze światowego hokeja. Kończący właśnie karierę Wayne Gretzky był sportowcem, którego z nikim nie można porównać. Nawet Michael Jordan nie miał takiego wpływu na swoją dyscyplinę i nie ustanowił takich rekordów jak zawodnik legenda z numerem 99.
W 1963 r. ojciec po raz pierwszy zabrał go na łyżwy na zamarzniętą rzekę Nith, w pobliżu rodzinnego domu w Brantford (Ontario). Wayne był wówczas dwulatkiem, ale już trzy lata później grał w dziecięcej lidze przeciwko chłopcom o wiele od siebie starszym. - Problem z Wayne?em polegał na tym, że był za dobry. Tak bardzo przewyższał rywali, że kiedy miał dwanaście lat, nie było dnia, by któraś z kanadyjskich gazet o nim nie pisała. Jego nazwisko znał cały kraj, zaś rodzice naciskali, bym wycofał go z ligi, bo strzela za dużo goli i pozostałe dzieci płaczą po nocach, że nie są takie jak Wayne - wspomina Walter Gretzky, ojciec słynnego hokeisty.
W wieku siedemnastu lat, kiedy zarabiał 21 dolarów tygodniowo, grając w Toronto Marlboros, podpisał pierwszy kontrakt zawodowy z Indianapolis Racers (klub niższej ligi zawodowej World Hockey Association). Po ośmiu meczach zadebiutował w Edmonton Oilers, od razu zaliczając najwięcej asyst i strzelonych goli w NHL. W ciągu sześciu miesięcy stał się bożyszczem Kanady.
W 1985 r., podczas jednego z treningów Edmonton Oilers, kierownictwo drużyny postanowiło wypróbować rezerwowego bramkarza. Jak przy każdej tego typu okazji, na lodowisko zjechało się kilkudziesięciu dziennikarzy, którzy z niedowierzaniem patrzyli, jak młody chłopak broni bramki przed kolejnymi 20 strzałami Gretzky?ego. Po treningu dziennikarze rzucili się do nowego bramkarza, jeden przez drugiego gratulując mu znakomitej postawy i wróżąc wspaniałą karierę. Chłopak w milczeniu słuchał pochwał przez dziesięć minut, po czym powiedział: - Panowie, wyjaśnijmy sobie jedno. Ani razu nawet nie widziałem krążka. Wayne, jak chciał, to strzelał w moją rękawicę, innym razem trafiał dla zabawy w ochraniacze lub maskę. Ja stałem i nie wiedziałem, co mam zrobić. Gdyby chciał, trafiłby w monetę przyklejoną do poprzeczki.
Gdy Gretzky podpisał kontrakt z Los Angeles Kings, podczas oficjalnego pożegnania w Edmonton płakał razem z kibicami. Miejscowa gazeta niemal cały swój numer poświęciła hokeiście, drukując na pierwszej stronie jego wielkie zdjęcie i tytuł "99 łez".
Tylko jedno w życiu nie do końca ułożyło się po myśli Wayne?a. Najlepsze lata jego kariery (1982-1990) przypadły wówczas, gdy w Ameryce gwiazdy sportu nie były jeszcze opłacane tak jak dziś. Czołowy hokeista zarabiał około dwóch milionów dolarów rocznie. Były to i tak olbrzymie pieniądze w porównaniu z tym, co Gretzky otrzymywał na początku kariery, ale gdyby miał dziesięć lat mniej, mógłby dziś zyskać znacznie więcej.
Jak oblicza magazyn "Forbes", w latach dziewięćdziesiątych Wayne Gretzky zarobił 55 mln dolarów. Grał w hokeja i sprzedawał swoją twarz dla Coca-Coli, Nike, Gillette czy McDonaldsa. Po podpisaniu kontraktu z wytwórnią zup, jego podobizna znalazła się na 50 mln puszek.
- Nie było w przeszłości i najprawdopodobniej już nie będzie hokeisty tak rozpoznawanego i tak łatwego do sprzedania. Mówiąc szczerze, nie bardzo wiem, jak NHL poradzi sobie bez niego. Samo to, że paradował w koszulce New York Rangers, pozwalało tej drużynie zwiększać obroty o kilka milionów dolarów rocznie - mówi Bob Williams, szef firmy marketingowej Burns Sports Service.
Gretzky nie będzie się nudził po zakończeniu kariery. Dobrze prosperują jego hale łyżworolek w Kalifornii, restauracja w Toronto notuje rekordowe obroty, jedyną nieudaną inwestycją pozostają kawiarnie All-Star Cafe założone do spółki z Shaquille?em O?Nealem, Andrem Agassim i Monicą Seles. Wayne najprawdopodobniej przeniesie się z żoną Janet, córką Pauliną oraz synami Ty?em i Trevorem z trzypiętrowego apartamentu na Manhattanie do Los Angeles, gdzie swoją siedzibę ma jego agent reklamowy Mike Barnett.
W 1963 r. ojciec po raz pierwszy zabrał go na łyżwy na zamarzniętą rzekę Nith, w pobliżu rodzinnego domu w Brantford (Ontario). Wayne był wówczas dwulatkiem, ale już trzy lata później grał w dziecięcej lidze przeciwko chłopcom o wiele od siebie starszym. - Problem z Wayne?em polegał na tym, że był za dobry. Tak bardzo przewyższał rywali, że kiedy miał dwanaście lat, nie było dnia, by któraś z kanadyjskich gazet o nim nie pisała. Jego nazwisko znał cały kraj, zaś rodzice naciskali, bym wycofał go z ligi, bo strzela za dużo goli i pozostałe dzieci płaczą po nocach, że nie są takie jak Wayne - wspomina Walter Gretzky, ojciec słynnego hokeisty.
W wieku siedemnastu lat, kiedy zarabiał 21 dolarów tygodniowo, grając w Toronto Marlboros, podpisał pierwszy kontrakt zawodowy z Indianapolis Racers (klub niższej ligi zawodowej World Hockey Association). Po ośmiu meczach zadebiutował w Edmonton Oilers, od razu zaliczając najwięcej asyst i strzelonych goli w NHL. W ciągu sześciu miesięcy stał się bożyszczem Kanady.
W 1985 r., podczas jednego z treningów Edmonton Oilers, kierownictwo drużyny postanowiło wypróbować rezerwowego bramkarza. Jak przy każdej tego typu okazji, na lodowisko zjechało się kilkudziesięciu dziennikarzy, którzy z niedowierzaniem patrzyli, jak młody chłopak broni bramki przed kolejnymi 20 strzałami Gretzky?ego. Po treningu dziennikarze rzucili się do nowego bramkarza, jeden przez drugiego gratulując mu znakomitej postawy i wróżąc wspaniałą karierę. Chłopak w milczeniu słuchał pochwał przez dziesięć minut, po czym powiedział: - Panowie, wyjaśnijmy sobie jedno. Ani razu nawet nie widziałem krążka. Wayne, jak chciał, to strzelał w moją rękawicę, innym razem trafiał dla zabawy w ochraniacze lub maskę. Ja stałem i nie wiedziałem, co mam zrobić. Gdyby chciał, trafiłby w monetę przyklejoną do poprzeczki.
Gdy Gretzky podpisał kontrakt z Los Angeles Kings, podczas oficjalnego pożegnania w Edmonton płakał razem z kibicami. Miejscowa gazeta niemal cały swój numer poświęciła hokeiście, drukując na pierwszej stronie jego wielkie zdjęcie i tytuł "99 łez".
Tylko jedno w życiu nie do końca ułożyło się po myśli Wayne?a. Najlepsze lata jego kariery (1982-1990) przypadły wówczas, gdy w Ameryce gwiazdy sportu nie były jeszcze opłacane tak jak dziś. Czołowy hokeista zarabiał około dwóch milionów dolarów rocznie. Były to i tak olbrzymie pieniądze w porównaniu z tym, co Gretzky otrzymywał na początku kariery, ale gdyby miał dziesięć lat mniej, mógłby dziś zyskać znacznie więcej.
Jak oblicza magazyn "Forbes", w latach dziewięćdziesiątych Wayne Gretzky zarobił 55 mln dolarów. Grał w hokeja i sprzedawał swoją twarz dla Coca-Coli, Nike, Gillette czy McDonaldsa. Po podpisaniu kontraktu z wytwórnią zup, jego podobizna znalazła się na 50 mln puszek.
- Nie było w przeszłości i najprawdopodobniej już nie będzie hokeisty tak rozpoznawanego i tak łatwego do sprzedania. Mówiąc szczerze, nie bardzo wiem, jak NHL poradzi sobie bez niego. Samo to, że paradował w koszulce New York Rangers, pozwalało tej drużynie zwiększać obroty o kilka milionów dolarów rocznie - mówi Bob Williams, szef firmy marketingowej Burns Sports Service.
Gretzky nie będzie się nudził po zakończeniu kariery. Dobrze prosperują jego hale łyżworolek w Kalifornii, restauracja w Toronto notuje rekordowe obroty, jedyną nieudaną inwestycją pozostają kawiarnie All-Star Cafe założone do spółki z Shaquille?em O?Nealem, Andrem Agassim i Monicą Seles. Wayne najprawdopodobniej przeniesie się z żoną Janet, córką Pauliną oraz synami Ty?em i Trevorem z trzypiętrowego apartamentu na Manhattanie do Los Angeles, gdzie swoją siedzibę ma jego agent reklamowy Mike Barnett.
Więcej możesz przeczytać w 18/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.