System podatkowy powinien być neutralny, tzn. nie preferować jednych kierunków działalności, a przez to dyskryminować innych
Jedno z podstawowych pytań w debacie o podatkach brzmi: czy system podatkowy powinien być zróżnicowany, tzw. uprzywilejowywać jedne rodzaje działalności (albo typy podatników), a przez to dyskryminować inne, czy też powinien być jednolity (neutralny)? Chodzi tu o problem szeroko pojętych ulg podatkowych. O podatkach decydują władze polityczne. Wspominany problem można więc sprowadzić do kwestii, czy i na ile owe władze mają rozstrzygać, co jest ważniejsze, a co mniej ważne dla ludzi.
Analizując problem: zróżnicowanie czy jednolitość podatków, trzeba - jak przy każdej ważnej decyzji - przeprowadzić rachunek efektywności. W omawianym wypadku oznacza to uzyskanie odpowiedzi na dwa pytania:
Jak istotne są ulgi podatkowe z punktu widzenia deklarowanych celów? Innymi słowy - czy ulgi są skuteczne?
Jakie są koszty ulg?
Obrońcy przywilejów podatkowych najczęściej głoszą, że bez ich utrzymania lub wprowadzenia w danej dziedzinie nastąpi katastrofa: bez ulg mieszkaniowych nie będzie mieszkań, bez ulg "prorodzinnych" nie będzie dzieci, bez ulg edukacyjnych - oświaty, bez ulg na zakup przyrządów naukowych - nauki. Te poglądy nie wytrzymują testu krytycznego myślenia oraz doświadczenia. O powodzeniu lub porażce w danej dziedzinie rozstrzygają o wiele potężniejsze siły niż to, czy jest ona objęta preferencjami podatkowymi, czy też nie. Weźmy budownictwo mieszkaniowe. Jego rozwój zależy przede wszystkim od tempa wzrostu gospodarki: ono wyznacza szybkość, z jaką rosną nasze realne dochody, a ta z kolei określa, ile metrów kwadratowych na nie przypada (czyli determinuje relatywne tanienie mieszkań). Tempo rozwoju gospodarki zależy od jakości generalnej polityki gospodarczej: m.in. zdrowia finansów publicznych, tempa prywatyzacji czy redukowania ciężarów biurokratycznych i fiskalnych, jakim podlegają przedsiębiorcy. A zatem, prowadząc dobrą ogólną politykę gospodarczą, kładziemy fundamenty pod zwiększanie liczby mieszkań. Taka polityka jest kołem zamachowym budownictwa. Innym zasadniczym czynnikiem rozwoju tej sfery, też zależnym od jakości polityki gospodarczej, jest obniżanie inflacji w kraju, gdzie jest ona jeszcze wysoka. Dzięki temu może bowiem tanieć kredyt mieszkaniowy. Radykalna obniżka tempa wzrostu cen w 1998 r. jest więc dobrym zwiastunem dla budownictwa mieszkaniowego. Inna dobra wiadomość to powstanie funduszy emerytalnych, które będą lokować część swoich niemałych środków w kredyty hipoteczne. Na tle tych potężnych sił podatkowe ulgi mieszkaniowe odgrywają znikomą rolę. Podkreślili to ostatnio amerykańscy eksperci badający system wsparcia dla budownictwa mieszkaniowego w Polsce. Podobnie rzecz się ma z innymi przywilejami podatkowymi. Na decyzję o liczbie dzieci wpływają potężne czynniki opisane w teorii tzw. transformacji demograficznej; ulgi podatkowe do nich nie należą. O rozwoju szkolnictwa wyższego rozstrzyga - w myśl teorii kapitału ludzkiego - przede wszystkim to, w jakim stopniu wzrost wykształcenia pozwala na osiąganie wyższych dochodów, a to z kolei zależy głównie od ustroju i dynamiki gospodarki. Prężna, wolnorynkowa gospodarka o wiele lepiej nagradza odpowiednie wykształcenie niż skazana na stagnację i kryzys gospodarka socjalistyczna. Ulgi podatkowe są nie tylko nieskuteczne lub zbyteczne (bo dany cel zrealizowano by w takim samym stopniu i bez nich), ale na dodatek są kosztowne. Ubytki dochodów podatkowych z tytułu ulg muszą być przecież pokrywane przez innych ludzi poprzez wysokie stawki podatku. Wybór jest więc taki: wiele ulg i wysokie stawki albo niskie stawki bez ulg. Koszt ulg podatkowych polega również na tym, że komplikują one system podatkowy. W efekcie formularze podatkowe muszą być rozbudowane, a aparat podatkowy zajmuje się sprawdzaniem zasadności korzystania z ulg, zamiast zwalczaniem autentycznych przestępstw podatkowych. Skomplikowany system pochłania więc mnóstwo czasu, a czas to pieniądz. Z doświadczenia wynika, że z ulg korzystają o wiele częściej bogatsi niż biedni. W efekcie ci pierwsi mogą przy rozgałęzionych ulgach - płacić niższy odsetek od swoich dochodów w postaci podatków niż ci drudzy! Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w Polsce w 1996 r. osoby najuboższe, których roczny dochód nie przekroczył 5 tys. zł, płaciły efektywnie podatek wyższy niż średnie faktyczne obciążenie dla wszystkich przedziałów dochodowych. A działo się to w warunkach, gdy istniały coraz wyższe stawki obciążające rosnące dochody, czyli progresywna skala podatkowa. Wyjaśnienie tego zjawiska jest proste. Z ulg najrzadziej korzystają najubożsi, bo nie wystarcza im pieniędzy na wydatki objęte ulgami. A ponadto komplikacje związane z obliczaniem ulg stanowią o wiele większą barierę dla osób biedniejszych, mających zwykle niższe wykształcenie, niż dla ludzi zamożniejszych, mających - średnio - wyższy poziom wykształcenia. Z podanych powodów zalecenia teorii i praktyki są jasne: system podatkowy powinien być neutralny, tzn. nie preferować jednych kierunków czy rodzajów działalności, a przez to dyskryminować innych. Wybór należy zostawić osobom, rodzinom i przedsiębiorstwom, nie należy go deformować przez wpływ decyzji politycznych odbitych w przepisach podatkowych. Oznacza to brak albo bardzo silne ograniczenie ulg podatkowych, dzięki czemu system podatkowy może być prosty i jasny, a stawki podatków niskie. Taki jest główny kierunek każdej racjonalnej reformy podatków. Jak się okazuje, poglądy zdecydowanej większości polskiego społeczeństwa są zgodne z tymi zaleceniami. Według badań CBOS, 66 proc. respondentów uważa, że podatki powinny być niższe, ale bez ulg i odpisów. Tylko 16 proc. jest przeciwnego zdania. Ogromna większość - 84 proc. badanych - sądzi, że ulgi są korzystne przede wszystkim dla bogatych, a ponad połowa jest zdania, że są one niekorzystne dla osób najuboższych. Połowa badanych wolałaby płacić niższe podatki i sama decydować, jak wydawać własne pieniądze na leczenie, kształcenie i inne potrzeby. Mniej - 41 proc. - chciałoby płacić wyższe podatki i mieć "bezpłatną" szkołę, opiekę lekarską i inne świadczenia. Jak widać, w polskim społeczeństwie przeważają racjonalne poglądy na finanse publiczne i podatki. Najwyższy czas wyciągnąć z nich praktyczne wnioski.
Analizując problem: zróżnicowanie czy jednolitość podatków, trzeba - jak przy każdej ważnej decyzji - przeprowadzić rachunek efektywności. W omawianym wypadku oznacza to uzyskanie odpowiedzi na dwa pytania:
Jak istotne są ulgi podatkowe z punktu widzenia deklarowanych celów? Innymi słowy - czy ulgi są skuteczne?
Jakie są koszty ulg?
Obrońcy przywilejów podatkowych najczęściej głoszą, że bez ich utrzymania lub wprowadzenia w danej dziedzinie nastąpi katastrofa: bez ulg mieszkaniowych nie będzie mieszkań, bez ulg "prorodzinnych" nie będzie dzieci, bez ulg edukacyjnych - oświaty, bez ulg na zakup przyrządów naukowych - nauki. Te poglądy nie wytrzymują testu krytycznego myślenia oraz doświadczenia. O powodzeniu lub porażce w danej dziedzinie rozstrzygają o wiele potężniejsze siły niż to, czy jest ona objęta preferencjami podatkowymi, czy też nie. Weźmy budownictwo mieszkaniowe. Jego rozwój zależy przede wszystkim od tempa wzrostu gospodarki: ono wyznacza szybkość, z jaką rosną nasze realne dochody, a ta z kolei określa, ile metrów kwadratowych na nie przypada (czyli determinuje relatywne tanienie mieszkań). Tempo rozwoju gospodarki zależy od jakości generalnej polityki gospodarczej: m.in. zdrowia finansów publicznych, tempa prywatyzacji czy redukowania ciężarów biurokratycznych i fiskalnych, jakim podlegają przedsiębiorcy. A zatem, prowadząc dobrą ogólną politykę gospodarczą, kładziemy fundamenty pod zwiększanie liczby mieszkań. Taka polityka jest kołem zamachowym budownictwa. Innym zasadniczym czynnikiem rozwoju tej sfery, też zależnym od jakości polityki gospodarczej, jest obniżanie inflacji w kraju, gdzie jest ona jeszcze wysoka. Dzięki temu może bowiem tanieć kredyt mieszkaniowy. Radykalna obniżka tempa wzrostu cen w 1998 r. jest więc dobrym zwiastunem dla budownictwa mieszkaniowego. Inna dobra wiadomość to powstanie funduszy emerytalnych, które będą lokować część swoich niemałych środków w kredyty hipoteczne. Na tle tych potężnych sił podatkowe ulgi mieszkaniowe odgrywają znikomą rolę. Podkreślili to ostatnio amerykańscy eksperci badający system wsparcia dla budownictwa mieszkaniowego w Polsce. Podobnie rzecz się ma z innymi przywilejami podatkowymi. Na decyzję o liczbie dzieci wpływają potężne czynniki opisane w teorii tzw. transformacji demograficznej; ulgi podatkowe do nich nie należą. O rozwoju szkolnictwa wyższego rozstrzyga - w myśl teorii kapitału ludzkiego - przede wszystkim to, w jakim stopniu wzrost wykształcenia pozwala na osiąganie wyższych dochodów, a to z kolei zależy głównie od ustroju i dynamiki gospodarki. Prężna, wolnorynkowa gospodarka o wiele lepiej nagradza odpowiednie wykształcenie niż skazana na stagnację i kryzys gospodarka socjalistyczna. Ulgi podatkowe są nie tylko nieskuteczne lub zbyteczne (bo dany cel zrealizowano by w takim samym stopniu i bez nich), ale na dodatek są kosztowne. Ubytki dochodów podatkowych z tytułu ulg muszą być przecież pokrywane przez innych ludzi poprzez wysokie stawki podatku. Wybór jest więc taki: wiele ulg i wysokie stawki albo niskie stawki bez ulg. Koszt ulg podatkowych polega również na tym, że komplikują one system podatkowy. W efekcie formularze podatkowe muszą być rozbudowane, a aparat podatkowy zajmuje się sprawdzaniem zasadności korzystania z ulg, zamiast zwalczaniem autentycznych przestępstw podatkowych. Skomplikowany system pochłania więc mnóstwo czasu, a czas to pieniądz. Z doświadczenia wynika, że z ulg korzystają o wiele częściej bogatsi niż biedni. W efekcie ci pierwsi mogą przy rozgałęzionych ulgach - płacić niższy odsetek od swoich dochodów w postaci podatków niż ci drudzy! Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w Polsce w 1996 r. osoby najuboższe, których roczny dochód nie przekroczył 5 tys. zł, płaciły efektywnie podatek wyższy niż średnie faktyczne obciążenie dla wszystkich przedziałów dochodowych. A działo się to w warunkach, gdy istniały coraz wyższe stawki obciążające rosnące dochody, czyli progresywna skala podatkowa. Wyjaśnienie tego zjawiska jest proste. Z ulg najrzadziej korzystają najubożsi, bo nie wystarcza im pieniędzy na wydatki objęte ulgami. A ponadto komplikacje związane z obliczaniem ulg stanowią o wiele większą barierę dla osób biedniejszych, mających zwykle niższe wykształcenie, niż dla ludzi zamożniejszych, mających - średnio - wyższy poziom wykształcenia. Z podanych powodów zalecenia teorii i praktyki są jasne: system podatkowy powinien być neutralny, tzn. nie preferować jednych kierunków czy rodzajów działalności, a przez to dyskryminować innych. Wybór należy zostawić osobom, rodzinom i przedsiębiorstwom, nie należy go deformować przez wpływ decyzji politycznych odbitych w przepisach podatkowych. Oznacza to brak albo bardzo silne ograniczenie ulg podatkowych, dzięki czemu system podatkowy może być prosty i jasny, a stawki podatków niskie. Taki jest główny kierunek każdej racjonalnej reformy podatków. Jak się okazuje, poglądy zdecydowanej większości polskiego społeczeństwa są zgodne z tymi zaleceniami. Według badań CBOS, 66 proc. respondentów uważa, że podatki powinny być niższe, ale bez ulg i odpisów. Tylko 16 proc. jest przeciwnego zdania. Ogromna większość - 84 proc. badanych - sądzi, że ulgi są korzystne przede wszystkim dla bogatych, a ponad połowa jest zdania, że są one niekorzystne dla osób najuboższych. Połowa badanych wolałaby płacić niższe podatki i sama decydować, jak wydawać własne pieniądze na leczenie, kształcenie i inne potrzeby. Mniej - 41 proc. - chciałoby płacić wyższe podatki i mieć "bezpłatną" szkołę, opiekę lekarską i inne świadczenia. Jak widać, w polskim społeczeństwie przeważają racjonalne poglądy na finanse publiczne i podatki. Najwyższy czas wyciągnąć z nich praktyczne wnioski.
Więcej możesz przeczytać w 19/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.