Coraz więcej Polaków funduje sobie seksurlop.
Od kilku lat nie zmieniają się kierunki turystyki seksualnej - ulubionymi krajami wciąż pozostają Tajlandia, Dominikana, Meksyk, Sri Lanka czy Filipiny. Zmienia się jednak klient, którego nie przeraża nawet widmo AIDS: obok stałej grupy Niemców i Szwedów na urlop pod znakiem seksu coraz częściej wybierają się Japończycy, Norwegowie, Włosi, a od pewnego czasu także Polacy. - Specjalne wyjazdy do Tajlandii czy na Majorkę przeznaczone są dla tej grupy odbiorców, którzy nigdy nie zainteresują się zwiedzaniem zabytków kultury czy uprawianiem nowoczesnych sportów - przekonują pracownicy biur podróży.
- Tradycyjne kierunki w seksturystyce to oprócz Azji także Afryka: głównie Kenia i Tanzania. Najtaniej jednak wciąż jest w Indiach, gdzie za godzinę z dziewczyną wystarczy niekiedy zapłacić dolara. Noc w Tajlandii kosztuje siedem dolarów, a cały tydzień ok. 50 USD - mówi globtroter Edi Pyrek. Najbogatszą ofertę można znaleźć w Internecie, gdzie party line i sekspodróże należą do najpopularniejszych tematów.
ProMo Tours, internetowe biuro podróży, specjalizuje się w seksturystyce dla homoseksualistów, którym organizuje wyjazdy do Meksyku. W swojej ofercie reklamuje egzotyczną plażę Los Muertos z barem "Tito", wzgórza wcinające się w ocean, odosobnione plaże, gdzie dodatkowo można poskakać ze spadochronem. "Wzbij się w górę, poczuj się wolny i krzycz, że tutaj w Puerto Vallarta są homoseksualiści i lesbijki" - zachęca ProMo Tours na swoich stronach w Internecie. The Adult Holiday Club podkreśla, że nie dyskryminuje żadnych mniejszości seksualnych i spełnia najskrytsze marzenia swoich klientów. Najpierw proponuje utworzenie listy własnych pragnień, którą należy przesłać wraz ze zgłoszeniem uczestnictwa. "W naszym klubie nawet najbardziej niewiarygodne marzenie spróbujemy spełnić podczas tegorocznych wakacji"- zapewniają autorzy reklamy. Proponują więc "dziki weekend" na Jamajce, "uwodzenie z Sangrią" w Barcelonie czy nakręcenie własnego filmu erotycznego w wybranym zakątku globu. Egzotyczna podróż z biurem Viking kosztuje wprawdzie 3 tys. USD za trzy dni, ale za to w ofercie można znaleźć rejs na Karaiby ekskluzywnym jachtem, którego załoga składa się z najpiękniejszych dziewczyn świata w wieku 18-26 lat. Z kolei Single & Adult Travel proponuje "erotyczną Kubę", "Tahiti w wersji topless", "pikantną Tajlandię", "gorącą Tunezję", "nieznaną Dominikanę", "polowanie na żonę w Kolumbii", a nawet "zdumiewającą Pragę". Zanim klient zdecyduje się na którąś z wycieczek, może obejrzeć niemal 2 tys. zdjęć roznegliżowanych kobiet, przeczytać 600 artykułów na temat wakacji z Single & Adult Travel, a w specjalnym chat roomie porozmawiać z tymi, którzy już dawno zdecydowali się na wakacje pod znakiem seksu.
Tego typu urlop coraz częściej fundują sobie również Polacy, choć - zdaniem właścicieli naszych biur podróży - nie funkcjonują u nas jeszcze żadne, nawet nieoficjalne agencje, które zajmowałyby się wyłącznie seksturystyką.
- Do tej pory nie spotkałam się z tym, aby nasz klient pytał oficjalnie o tego typu podróże - mówi Grażyna Mikołajewska z Obsługi Turystyki Zagranicznej Orbisu. - Trzy, cztery lata temu dużą popularnością cieszył się Bangkok, gdzie wyjeżdżali przeważnie sami mężczyźni, a cel ich podróży był oczywisty. Na miejscu w hotelach czekały na nich przepiękne Tajki, które świadczyły usługi w ramach oferowanego pakietu - dodaje Anna Pieślak z Orbisu.
- Sekspodróże nie są jeszcze zjawiskiem popularnym na naszym rynku, ale konsumenci wiedzą, gdzie oferowane są tego typu usługi. Nie jest tajemnicą, że słyną z nich kraje Ameryki Południowej i Łacińskiej oraz Dalekiego Wschodu. Dlatego wykupując wycieczkę do Tajlandii czy Meksyku, nie muszą nawet pytać o dodatkowe "usługi" - wiadomo, że już na lotnisku dopadną ich naganiacze. W żadnym polskim katalogu nie można jednak znaleźć choćby wzmianki o seksturystyce - mówi Włodzimierz Sukiennik, prezes Polskiej Izby Turystyki. - W Polsce trudno nawet mówić o jakimś podziemiu specjalizującym się w organizacji tego rodzaju wyjazdów; o wszystkim można się dowiedzieć z prasy, zwłaszcza niemieckojęzycznej.
Klienci czasem w żartach pytają o tzw. dodatkowe atrakcje, ale bardziej niż samych usług seksualnych oczekują możliwości odwiedzenia peep show czy rewii. Polski turysta interesuje się seksofertami niejako przy okazji; nie jest to jeszcze jedynym celem jego podróży - uważa Piotr Pronobis z Air Tours.
- Kiedy klient wykupuje wycieczkę na Majorkę, Filipiny czy do Brazylii, mimochodem pyta, czy w pakiecie nie są przewidziane wizyty na specjalnych statkach zamienionych w domy publiczne czy w nocnych klubach. Czasem w żartach padają pytania o ceny - dodaje Mariusz Chyrzyński, właściciel biura Glob Travel. Jego zdaniem, Polacy szybko dostosowali się jednak do światowej mody. - Nie interesuje ich już słynna dzielnica rozkoszy w Hamburgu, Amsterdamie czy Kopenhadze, które dzisiaj jawią się raczej jako skanseny seksu.
Sporym uznaniem cieszą się wśród Polaków wyjazdy za wschodnią granicę. Już cztery lata temu "Komsomolskaja Prawda" ostrzegała, że seks w Rosji staje się swoistą modą. Najdroższe są prostytutki w Moskwie, Petersburgu, Mińsku i Lwowie, taniej można się zabawić m.in. w Grodnie i Kownie. W krajach WNP Polacy uznawani są za jednych z najlepszych klientów domów publicznych bądź agencji towarzyskich. Wschód przyciąga także Niemców,
Finów i Szwedów.
Na skutki sekswyjazdów za wschodnią granicę nie trzeba długo czekać. W Hajnówce, Bielsku Podlaskim oraz Białymstoku lekarze odnotowują gwałtowny wzrost zachorowań na rzeżączkę i kiłę. - Te choroby to nic innego jak efekt kontaktów turystycznych - stwierdza dr Bożena Chodyniecka, kierownik Kliniki Dermatologii Akademii Medycznej w Białymstoku. Na alarm biją też lekarze z krajów b. ZSRR. W 1990 r. odnotowali oni 7900 wypadków chorób wenerycznych, w ostatnich latach liczba ta wzrosła do 120 tys. Nadal największym zagrożeniem pozostaje AIDS - chorych przybywa właśnie w krajach Europy Wschodniej, zwłaszcza w Rosji i Rumunii, gdzie liczbę nieletnich prostytutek zarażonych wirusem HIV szacuje się na ponad 2 tys. Znaczny wzrost zachorowań odnotowują też Czesi. Jeszcze kilka lat temu najbardziej niebezpieczna była południowo-wschodnia Azja; w Bombaju powstała nawet "różowa strefa" wokół Falkland Road, gdzie pracowały tysiące młodych kobiet. - Dzisiaj wśród Tajek rośnie świadomość ryzyka. Dawniej nie używały prezerwatyw, obawiając się niezadowolenia klientów, teraz większość z nich nie uprawia miłości bez zabezpieczenia - mówi Edi Pyrek.
Seksturystyka na dużą skalę, zwłaszcza nastawiona na kraje azjatyckie, to domena rynku niemieckiego. Kiedy w 1993 r. liczba niemieckich seksturystów przekroczyła 300 tys., problemem - obok socjologów - zainteresowali się również parlamentarzyści. W 1996 r. do krajów azjatyckich wyjechało w "określonym" celu 400 tys. Niemców, z czego prawie 5 tys. było zainteresowanych wyłącznie seksem z nieletnimi. Ponad 30 proc. niemieckich seksturystów to żonaci mężczyźni oraz homoseksualiści, a wśród nich lekarze, prawnicy i bankowcy - wynika z opracowanego dwa lata temu raportu niemieckiego Ministerstwa Sprawiedliwości. Problem seksturystyki staje się jednym z istotnych tematów posiedzeń Bundestagu. Próby jego upublicznienia podjęła zwłaszcza Partia Zielonych po tym, jak jeden z niemieckich turystów w Bangkoku został oskarżony i skazany na 43 lata więzienia za seksualne wykorzystywanie nieletnich.
Seksturystów nie odstraszają jednak ani wyroki, ani niebezpieczeństwa, jakie czekają na nich podczas wakacji. W ubiegłym roku w miejscowości Pattaya w Tajlandii miejscowe dzienniki szeroko rozpisywały się o tzw. rachunkowej epidemii, która uszczuplała portfele niemieckich turystów o tysiące marek. W seksualnym półświatku pojawiła się bowiem specjalna mikstura "Johnny-up 27", składająca się z różnych środków uśmierzających. Napełniane nią kapsułki prostytutki wkładały sobie pod język i wsuwały często już podpitym turystom do gardła. Dla trzeźwej klienteli przygotowano bardziej wyrafinowaną technikę: wyprodukowano "Johnny-up 27" w postaci żelu, którym prostytutki smarowały sobie piersi. Dostająca się do organizmu trucizna w ciągu pięciu minut wywoływała torsje i omdlenie. W niektórych kapsułkach stężenie mikstury było tak wysokie, że ofiary dopiero po 48 godzinach przychodziły do siebie. - Przy słabym zdrowiu i dużej zawartości alkoholu we krwi taki eksperyment może się zakończyć śmiercią - twierdzi tajlandzki lekarz policyjny. Dramatyczne skutki tego procederu widać w statystykach. Akta policyjne miasta Pattaya wskazują, że dwa lata temu doszło do 49 zgonów wśród seksturystów.
- Tradycyjne kierunki w seksturystyce to oprócz Azji także Afryka: głównie Kenia i Tanzania. Najtaniej jednak wciąż jest w Indiach, gdzie za godzinę z dziewczyną wystarczy niekiedy zapłacić dolara. Noc w Tajlandii kosztuje siedem dolarów, a cały tydzień ok. 50 USD - mówi globtroter Edi Pyrek. Najbogatszą ofertę można znaleźć w Internecie, gdzie party line i sekspodróże należą do najpopularniejszych tematów.
ProMo Tours, internetowe biuro podróży, specjalizuje się w seksturystyce dla homoseksualistów, którym organizuje wyjazdy do Meksyku. W swojej ofercie reklamuje egzotyczną plażę Los Muertos z barem "Tito", wzgórza wcinające się w ocean, odosobnione plaże, gdzie dodatkowo można poskakać ze spadochronem. "Wzbij się w górę, poczuj się wolny i krzycz, że tutaj w Puerto Vallarta są homoseksualiści i lesbijki" - zachęca ProMo Tours na swoich stronach w Internecie. The Adult Holiday Club podkreśla, że nie dyskryminuje żadnych mniejszości seksualnych i spełnia najskrytsze marzenia swoich klientów. Najpierw proponuje utworzenie listy własnych pragnień, którą należy przesłać wraz ze zgłoszeniem uczestnictwa. "W naszym klubie nawet najbardziej niewiarygodne marzenie spróbujemy spełnić podczas tegorocznych wakacji"- zapewniają autorzy reklamy. Proponują więc "dziki weekend" na Jamajce, "uwodzenie z Sangrią" w Barcelonie czy nakręcenie własnego filmu erotycznego w wybranym zakątku globu. Egzotyczna podróż z biurem Viking kosztuje wprawdzie 3 tys. USD za trzy dni, ale za to w ofercie można znaleźć rejs na Karaiby ekskluzywnym jachtem, którego załoga składa się z najpiękniejszych dziewczyn świata w wieku 18-26 lat. Z kolei Single & Adult Travel proponuje "erotyczną Kubę", "Tahiti w wersji topless", "pikantną Tajlandię", "gorącą Tunezję", "nieznaną Dominikanę", "polowanie na żonę w Kolumbii", a nawet "zdumiewającą Pragę". Zanim klient zdecyduje się na którąś z wycieczek, może obejrzeć niemal 2 tys. zdjęć roznegliżowanych kobiet, przeczytać 600 artykułów na temat wakacji z Single & Adult Travel, a w specjalnym chat roomie porozmawiać z tymi, którzy już dawno zdecydowali się na wakacje pod znakiem seksu.
Tego typu urlop coraz częściej fundują sobie również Polacy, choć - zdaniem właścicieli naszych biur podróży - nie funkcjonują u nas jeszcze żadne, nawet nieoficjalne agencje, które zajmowałyby się wyłącznie seksturystyką.
- Do tej pory nie spotkałam się z tym, aby nasz klient pytał oficjalnie o tego typu podróże - mówi Grażyna Mikołajewska z Obsługi Turystyki Zagranicznej Orbisu. - Trzy, cztery lata temu dużą popularnością cieszył się Bangkok, gdzie wyjeżdżali przeważnie sami mężczyźni, a cel ich podróży był oczywisty. Na miejscu w hotelach czekały na nich przepiękne Tajki, które świadczyły usługi w ramach oferowanego pakietu - dodaje Anna Pieślak z Orbisu.
- Sekspodróże nie są jeszcze zjawiskiem popularnym na naszym rynku, ale konsumenci wiedzą, gdzie oferowane są tego typu usługi. Nie jest tajemnicą, że słyną z nich kraje Ameryki Południowej i Łacińskiej oraz Dalekiego Wschodu. Dlatego wykupując wycieczkę do Tajlandii czy Meksyku, nie muszą nawet pytać o dodatkowe "usługi" - wiadomo, że już na lotnisku dopadną ich naganiacze. W żadnym polskim katalogu nie można jednak znaleźć choćby wzmianki o seksturystyce - mówi Włodzimierz Sukiennik, prezes Polskiej Izby Turystyki. - W Polsce trudno nawet mówić o jakimś podziemiu specjalizującym się w organizacji tego rodzaju wyjazdów; o wszystkim można się dowiedzieć z prasy, zwłaszcza niemieckojęzycznej.
Klienci czasem w żartach pytają o tzw. dodatkowe atrakcje, ale bardziej niż samych usług seksualnych oczekują możliwości odwiedzenia peep show czy rewii. Polski turysta interesuje się seksofertami niejako przy okazji; nie jest to jeszcze jedynym celem jego podróży - uważa Piotr Pronobis z Air Tours.
- Kiedy klient wykupuje wycieczkę na Majorkę, Filipiny czy do Brazylii, mimochodem pyta, czy w pakiecie nie są przewidziane wizyty na specjalnych statkach zamienionych w domy publiczne czy w nocnych klubach. Czasem w żartach padają pytania o ceny - dodaje Mariusz Chyrzyński, właściciel biura Glob Travel. Jego zdaniem, Polacy szybko dostosowali się jednak do światowej mody. - Nie interesuje ich już słynna dzielnica rozkoszy w Hamburgu, Amsterdamie czy Kopenhadze, które dzisiaj jawią się raczej jako skanseny seksu.
Sporym uznaniem cieszą się wśród Polaków wyjazdy za wschodnią granicę. Już cztery lata temu "Komsomolskaja Prawda" ostrzegała, że seks w Rosji staje się swoistą modą. Najdroższe są prostytutki w Moskwie, Petersburgu, Mińsku i Lwowie, taniej można się zabawić m.in. w Grodnie i Kownie. W krajach WNP Polacy uznawani są za jednych z najlepszych klientów domów publicznych bądź agencji towarzyskich. Wschód przyciąga także Niemców,
Finów i Szwedów.
Na skutki sekswyjazdów za wschodnią granicę nie trzeba długo czekać. W Hajnówce, Bielsku Podlaskim oraz Białymstoku lekarze odnotowują gwałtowny wzrost zachorowań na rzeżączkę i kiłę. - Te choroby to nic innego jak efekt kontaktów turystycznych - stwierdza dr Bożena Chodyniecka, kierownik Kliniki Dermatologii Akademii Medycznej w Białymstoku. Na alarm biją też lekarze z krajów b. ZSRR. W 1990 r. odnotowali oni 7900 wypadków chorób wenerycznych, w ostatnich latach liczba ta wzrosła do 120 tys. Nadal największym zagrożeniem pozostaje AIDS - chorych przybywa właśnie w krajach Europy Wschodniej, zwłaszcza w Rosji i Rumunii, gdzie liczbę nieletnich prostytutek zarażonych wirusem HIV szacuje się na ponad 2 tys. Znaczny wzrost zachorowań odnotowują też Czesi. Jeszcze kilka lat temu najbardziej niebezpieczna była południowo-wschodnia Azja; w Bombaju powstała nawet "różowa strefa" wokół Falkland Road, gdzie pracowały tysiące młodych kobiet. - Dzisiaj wśród Tajek rośnie świadomość ryzyka. Dawniej nie używały prezerwatyw, obawiając się niezadowolenia klientów, teraz większość z nich nie uprawia miłości bez zabezpieczenia - mówi Edi Pyrek.
Seksturystyka na dużą skalę, zwłaszcza nastawiona na kraje azjatyckie, to domena rynku niemieckiego. Kiedy w 1993 r. liczba niemieckich seksturystów przekroczyła 300 tys., problemem - obok socjologów - zainteresowali się również parlamentarzyści. W 1996 r. do krajów azjatyckich wyjechało w "określonym" celu 400 tys. Niemców, z czego prawie 5 tys. było zainteresowanych wyłącznie seksem z nieletnimi. Ponad 30 proc. niemieckich seksturystów to żonaci mężczyźni oraz homoseksualiści, a wśród nich lekarze, prawnicy i bankowcy - wynika z opracowanego dwa lata temu raportu niemieckiego Ministerstwa Sprawiedliwości. Problem seksturystyki staje się jednym z istotnych tematów posiedzeń Bundestagu. Próby jego upublicznienia podjęła zwłaszcza Partia Zielonych po tym, jak jeden z niemieckich turystów w Bangkoku został oskarżony i skazany na 43 lata więzienia za seksualne wykorzystywanie nieletnich.
Seksturystów nie odstraszają jednak ani wyroki, ani niebezpieczeństwa, jakie czekają na nich podczas wakacji. W ubiegłym roku w miejscowości Pattaya w Tajlandii miejscowe dzienniki szeroko rozpisywały się o tzw. rachunkowej epidemii, która uszczuplała portfele niemieckich turystów o tysiące marek. W seksualnym półświatku pojawiła się bowiem specjalna mikstura "Johnny-up 27", składająca się z różnych środków uśmierzających. Napełniane nią kapsułki prostytutki wkładały sobie pod język i wsuwały często już podpitym turystom do gardła. Dla trzeźwej klienteli przygotowano bardziej wyrafinowaną technikę: wyprodukowano "Johnny-up 27" w postaci żelu, którym prostytutki smarowały sobie piersi. Dostająca się do organizmu trucizna w ciągu pięciu minut wywoływała torsje i omdlenie. W niektórych kapsułkach stężenie mikstury było tak wysokie, że ofiary dopiero po 48 godzinach przychodziły do siebie. - Przy słabym zdrowiu i dużej zawartości alkoholu we krwi taki eksperyment może się zakończyć śmiercią - twierdzi tajlandzki lekarz policyjny. Dramatyczne skutki tego procederu widać w statystykach. Akta policyjne miasta Pattaya wskazują, że dwa lata temu doszło do 49 zgonów wśród seksturystów.
Więcej możesz przeczytać w 28/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.