Zbij pan termometr, a nie będziesz pan miał temperatury” – radził kiedyś Jerzemu Turowiczowi Lech Wałęsa. PO szybko uczy się od noblisty. Idąc tym tokiem rozumowania, po serii odwołań platformerskich prezydentów miast w referendach, prezydent zaproponował podniesienie progu frekwencji, od którego takie odwołanie byłoby możliwe. Jeśli w głosowaniu dotyczącym pozbawienia funkcji wzięłoby udział mniej osób niż w ostatnich wyborach, głosowanie byłoby nieważne. Oznacza to uniemożliwienie wyborcom odwoływania skompromitowanych wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.
Szeregi ruchu przeciwników termometrów zasilił też Andrzej Halicki, który złożył do PKW wniosek o unieważnienie podpisów pod odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz. Polityk wytropił, że były zbierane podczas wydarzeń kulturalnych i sportowych. „Należy podać w wątpliwość możliwość świadomego podjęcia decyzji przez mieszkańców podpisujących wniosek w takich okolicznościach” – pisze w piśmie do PKW. Wniosek z tego prosty: jeśli wyborcom zablokuje się możliwość odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, to znaczy, że jest ona w porzo. Logiki w tym za grosz, ale nie ma termometru, więc nie ma problemu. Możliwe tylko, że poseł się przegrzał.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.