Ogród przy rodzinnym domu. Ona w prostej białej sukience, on w kilcie. Rodzina trochę spięta, boi się, że za chwilę stanie się coś dziwnego. Państwo młodzi z namaszczeniem piją wino i mleko, zapalają świece. Potem już tradycyjnie: przysięga i wymiana obrączek. Dla Weroniki i Roberta ten dzień ma być niezapomniany. Wspólnie uznali, że 15-minutowa ceremonia przed urzędnikiem stanu cywilnego to za mało. A że z żadną religią się nie utożsamiają, zdecydowali się na ślub humanistyczny. Mistrzyni ceremonii pomogła im zaplanować wszystko tak, by uroczystość odzwierciedlała ich charaktery. Wino i mleko symbolizowało pierwiastki męski i kobiecy, które właśnie się z sobą zjednoczyły.
Za kilka dni ślub humanistyczny wezmą też Ewa i Ivan. On jest Szkotem, zadeklarowanym ateistą. Ona wierzy, ale nie praktykuje. – Ślub kościelny powinien być zarezerwowany dla osób związanych z Kościołem – ocenia Ewa. Oboje się cieszą, że mogą samodzielnie opracować przebieg uroczystości, a przy okazji głęboko przemyśleć, czym będzie dla nich małżeństwo. – To świetne, gdy możesz zaprojektować sobie ślub – mówi Ivan. W jego kraju takie ceremonie to codzienność. Do Polski idee ślubu humanistycznego sprowadziło w 2007 r. Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów. Pierwszym mistrzom ceremonii wzorcowych scenariuszy dostarczyło zresztą właśnie Szkockie Towarzystwo Humanistyczne. No i się zaczęło. Dotąd nad Wisłą na taki obrzęd zdecydowało się około stu par. Ciągle niewiele w porównaniu z takimi krajami, jak Wielka Brytania, Norwegia, USA, Kanada, Australia czy Holandia. Niemniej zainteresowanie ciągle rośnie. Najnowszy trend to nowe ceremonie, m.in. przywitania dziecka (zamiast tradycyjnego chrztu) czy rozkwitu (odpowiednik bierzmowania). Wszystkie mają jeden cel – głębokie przeżycie duchowe. Bez Kościoła.
Bóg wioślarzy
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.