Diabeł nie przejdzie. Stanowczo nie. Dyrektor nie wyraża zgody. Może inny kostium? – usłyszał od krakowskiego urzędnika Rafał Śpiewak, mim z rynku, gdy przyszedł po przedłużenie zezwolenia na występy przed bazyliką Mariacką. Czekał kilka godzin i już bodajże trzeci dzień, więc czuł, że jest jakiś problem. Właściwie wiedział. Kilka dni wcześniej podeszli do niego strażnicy miejscy, mówiąc, że muszą sprawdzić, co robi, bo są na niego skargi. – Zawrzało we mnie. Występowałem w wielu krajach Europy, w wielu miastach Polski i nagle tutaj jakiś dyrektor będzie decydował, jaką sztukę mam prawo wystawiać? Jaki mogę nosić kostium? – denerwuje się performer. Jest ulicznym artystą, mimem, ale też liderem projektu Śpiewak Grotesque, prezentującego bajki dla dorosłych, takie z przekazem. Jest aktorem, konferansjerem, występuje na imprezach. Z powodzeniem. A nagle w Krakowie urzędnicy nie potrafili powiedzieć „nie” śmiesznym, jak ocenia, zarzutom jakichś ludzi. Nie podobało się, że występuje przed kościołem jako diabeł, a kolega – jako śmierć. – W przypadku tych dwóch artystów pojawiły się negatywne opinie. Każdy ma do nich prawo, a urząd nie może ignorować uwag, które nam zgłaszają mieszkańcy i turyści – tłumaczy postawę urzędu miasta Katarzyna Fiedorowicz-Razmus z wydziału informacji, turystyki i promocji.
Przypadek mimów z Krakowa nie jest odosobniony. Choć ulicznych artystów jest coraz więcej, choć zmieniają szare polskie ulice w bajkowy deptak na wzór Ramblas w Barcelonie, nie pasują do naszej rzeczywistości. Są ludzie, którzy chcą ich przegonić ze swoich ulic i ze swojej wizji świata.
Ładniej ubrany żebrak
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.