Jako że kostnic nie było wiele, przybyły na miejsce zbrodni koroner miał prawo złożyć zwłoki ofiary w najbliższym pubie. Do czasu zamknięcia śledztwa nieboszczyk leżał w zimnej piwnicy pośród beczek pełnych whiskey i piwa. Pub był na każdym rogu, w każdym mieście i każdej wsi. Zdarzały się wsie bez kościołów, wsi bez pubów nie było. Poza tym, że pełnił funkcję kostnicy, pub był też sklepem z wędlinami, sklepem żelaznym, dało się w nim kupić buty, akumulator, wiadro albo pompę. Właściciel pubu (publican) był ważniejszy od proboszcza i sołtysa. Każdy Irlandczyk miał swój pub (local), który był jak dodatkowy pokój w domu. Znał tam wszystkich stałych klientów (regulars); nie znał tylko tych przypadkowych, których przywiał wiatr (blow-ins).
Etnograf powie, że tysiące rozsianych po kraju pubów to małe społeczności, które składają się na irlandzką kulturę i tożsamość. A co mówi zwykły regular, z którym rozmawiam przy guinnessie w dublińskim The Old Harbour? – Lepiej nabombać się pośród ludzi w pubie niż w domu w samotności – twierdzi.
Picie to luksus
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.