Który miesiąc jest pani na wojnie?
Aneta Modzelewska: Szósty. Ostatni. Wcześniej byłam w Afganistanie przez ponad dziesięć, na dwóch zmianach, V i VI.
Bez przerwy?
Bez przerwy. To wciąga.
I odzwyczaja od normalnego życia.
Powiem pani, że kiedy przyjechałam do krajupo tych ponad dziesięciu miesiącach, to nawet wyjście do sklepu było problemem. W bazie nie było przecież żadnego. Pamiętam, że miałam kupić pięć rzeczy. Na stołówce w bazie jest lodówka, a na niej napis, że można jednorazowo wziąć tylko dwa napoje. Więc w sklepie wzięłam z półki kiełbasę, bułkę, a dwa soki wsadziłam w kieszeń, i chciałam wyjść. Potraktowali mnie jak złodziejkę. Żonom żołnierzy czasem mówię lub piszę, co może się zdarzyć w domu, kiedy mąż wyrzuci sztućce bądź talerz do śmieci – z przyzwyczajenia, bo tu na miejscu jest wszystko jednorazowe. To nie jest tak, że człowiek był na misji, wraca i już następnego dnia zaczyna normalnie funkcjonować. Są tacy, którzy potrzebują kilku tygodni, a nawet trzech miesięcy. Ale są tacy, którzy nie wytrzymują w tym normalnym świecie – z rodziną, zakupami, rachunkami, problemami – i chcą wracać. Uzależnili się od bycia na misji. Są tacy, którzy są tutaj ósmy raz – czyli spędzili tu 40 miesięcy.
Żołnierze też mi o tym mówili – że chcą wracać, że tęsknią za adrenaliną, za chęcią sprawdzenia siebie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.