Z koalicji wyborczej łączącej około czterdziestu ugrupowań Akcja Wyborcza Solidarność przekształca się w federację trzech głównych nurtów ideowych i nowego bloku, tworzonego przez Partię Chrześcijańskich Demokratów i Porozumienie Centrum
Wykształciły one zespoły parlamentarne (działające w ramach Klubu Parlamentarnego AWS) liczące odpowiednio: RS AWS - ok. 150 posłów i senatorów, ZChN - prawie 40, PChD i PC - 26 oraz SKL - 22. Nurty ideowe tworzą Ruch Społeczny AWS, Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe i Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe. Dziś można zaryzykować twierdzenie, że procesy krystalizacji wewnątrz AWS zbliżają się do zakończenia i wszyscy w zasadzie posłowie i senatorowie AWS należą do któregoś z wymienionych wyżej zespołów. W bardzo szybkim tempie z polskiej sceny politycznej zniknęły wszelkiego rodzaju patologie w rodzaju Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, UPR, SND, Partii Emerytów i Rencistów, Partii X czy Bloku dla Polski, a nasz parlament pod względem liczby zasiadających w nim stronnictw przypomina parlamenty w ustabilizowanych demokracjach.
Wydaje się także, że podpisana 5 marca przez liderów RS AWS, ZChN, SKL i PChD/PC umowa, przewidująca w punkcie pierwszym utworzenie prezydium, do którego należałoby m.in. reprezentowanie AWS oraz uzgadnianie decyzji politycznych i kadrowych, przesądza o federacyjnym, a nie unitarnym charakterze akcji. Rację miał więc Kazimierz Marcinkiewicz, gdy napisał jeszcze przed wyborami: "Wydaje się, że wyraźne działanie ideowe i programowe wszystkich trzech nurtów oraz ścisła współpraca i lojalność polityczna pod jednym kierownictwem może doprowadzić do rozszerzenia obecnego poparcia społecznego do ponad 30 proc. Nie doprowadzi do tego natomiast rozmycie nurtów w jednolitej partii politycznej, bo najbardziej zadeklarowani konserwatyści, narodowcy, ludowcy czy tradycjonaliści odejdą, poszukają nowego wyrazu politycznego. Niezbędne jest - przy podtrzymywaniu różnic ideowych - podjęcie jednolitej działalności politycznej. Partia, a zwłaszcza jednolita partia, nie powinna być pierwszym, ale ostatnim krokiem budowania tkanki politycznej" ("Życie", 17 lipca 1997 r.). I miał rację Aleksander Hall, gdy napisał w istocie to samo bardzo niedawno: "Te trzy partie (RS AWS, ZChN, SKL - przyp. SN) w dającej się określić perspektywie z pewnością nie połączą się. AWS nie jest dobrym materiałem na jedną partię. Mogą jednak - i powinny - zacieśnić współpracę w ramach trwałego zinstytucjonalizowanego sojuszu... Decyzje o reformie AWS muszą zapaść szybko, nie tylko ze względu na kalendarz wyborczy, ale przede wszystkim na wyraźne zjawiska kryzysowe w państwie i trudności związane z wprowadzaniem reform zainicjowanych przez rząd Jerzego Buzka" ("Życie", 18 lutego 1999 r.).
Postkomuniści będą wciąż podsycać napięcia, by doprowadzić do jak najostrzejszej konfrontacji
O ile spór o narodowy elektorat został rozstrzygnięty na korzyść ZChN, o tyle inaczej wygląda sytuacja w wypadku elektoratu chadecji, a to oznacza możliwą w przyszłości rywalizację pomiędzy RS AWS i ugrupowaniem powstającym z PChD i PC. Pomijam pozostałe stronnictwa, także używające nazwy "chrześcijańska demokracja", bo i one raczej skazane są na połączenie się z którymś z głównych podmiotów politycznych AWS. Uruchomiony został proces porządkowania struktur i umacniania jedynej realnie istniejącej prawicowej formacji w Polsce, proces bardzo korzystny dla prawicy, a tym samym dobry dla Polski. Nie ma bowiem prawicowej alternatywy dla AWS, a to, co jest dobre dla prawicy, jako szkodliwe dla postkomunistów, pozostaje ipso facto dobre dla Polski.
Sytuacja w Polsce to trwająca od dłuższego czasu permanentna konfrontacja pomiędzy postkomunistami i ich sojusznikami a koalicją AWS-UW. Tyle że Unia Wolności zbyt często zachowuje się tak, jakby działała jednocześnie w dwóch koalicjach. Tak widzi to prawicowy publicysta Cezary Michalski. "Mamy oto w Polsce dwie koalicje rządowe. Pierwsza z nich (AWS-UW) uchwaliła wotum zaufania dla rządu Jerzego Buzka i obsadza stanowiska ministerialne w tym rządzie. Ale jest i druga, alternatywna koalicja rządowa SLD-UW, która odrzuca niewygodne dla siebie ustawy, przyjmuje wygodne dla siebie weta prezydenckie, wspólnie kontroluje publiczne media. Alternatywna koalicja ma też własny organ, zajmujący się głównie walką z koalicją rządową i piętnowaniem nieudolności rządu. Ten organ to ťGazeta WyborczaŤ. W ten sposób czwarta władza - media powołane do kontrolowania polityków - sama uczestniczy w bieżącej polityce i to z bardzo silnej pozycji" ("Życie", 5 marca 1999 r.). Ale niezależnie od co najmniej nie przemyślanych i niefortunnych wypowiedzi p. Wierchowicza - swoją drogą, jak partię tej klasy i z takim potencjałem intelektualnym może ktoś taki reprezentować w Sejmie - także w Unii Wolności dominuje chyba przeświadczenie, że zerwanie koalicji z AWS to droga powrotu SLD do władzy i bynajmniej nie prowadząca do umocnienia unii.
Co jest dobre dla prawicy i szkodliwe dla postkomunistów, to jest dobre dla Polski
Konfrontacja ta nie da się wpisać w naturalny dla systemów demokratycznych scenariusz rywalizacji koalicji rządzącej z opozycją, lecz raczej w walkę w leninowskim stylu - kto kogo? Albowiem postkomuniści zdają sobie sprawę z tego, że im dłużej pozostają bez władzy, tym mniejsza jest ich szansa na powrót do niej. Ich rosnąca irytacja jest efektem poczucia siły, które z kolei jest rezultatem dysponowania nienaruszonym w gruncie rzeczy imperium wpływów w środkach przekazu, wymiarze sprawiedliwości, gospodarce, a także w znacznym stopniu w szkolnictwie, samorządach, dyplomacji, możliwości finansowych, będących następstwem nepotyzmu i korupcji. Ale nawet mimo tak "sprzyjających" okoliczności, nie potrafią się ponownie dorwać do rządów. I dlatego psychologicznie ich irytacja jest zrozumiała. Dla SdRP, będącej kolejnym wcieleniem partii typu leninowskiego, poddawanie się demokratycznej weryfikacji jest dokuczliwą, nieuzasadnioną i najwyraźniej zbędną formalnością. Na naszych oczach odbywa się więc próba destabilizacji państwa i to akurat w momencie przyjmowania Polski do NATO. Gdy polską flagę podnszono na maszcie przed kwaterą główną NATO w Brukseli, ta sama flaga była jednocześnie pomiatana przez pseudoobrońców ludu pracującego miast i wsi. Ma to szczególnie nieprzyjemny posmak, zahaczający o naruszenie narodowego bezpieczeństwa i działania wbrew polskiej racji stanu. Albowiem w działaniach Maksymiuka, Serafina, Leppera, Słomki, Wiadernego itd. nie chodzi, rzecz jasna, o żadne racje ekonomiczne czy społeczne, ale wyłącznie o władzę. W ten scenariusz postkomunistów po raz kolejny wpisują się - tym razem pod zakłamaną nazwą "zespołu na rzecz obrony interesu narodowego" - ludzie będący jedynie użytecznymi na rzecz SLD. I można wyrazić zdumienie skromnością zadań, której wyrazem jest chociażby sama nazwa tego "zespołu". Dlaczego po prostu nie powołać "rządu ocalenia narodowego"? Z premierem - Słomką, ministrem spraw zagranicznych - Łopuszańskim, kultury - Lepperem, prywatyzacji - Pękiem, gospodarki - panią Kraus, pełnomocnikiem ds. diaspory żydowskiej - Giertychem albo Jaroszyńskim, a także rzecznikiem prasowym Elżbietą Isakiewicz (wyróżniająca się radykalizmem połączonym z moralną wrażliwością - publicystka "Gazety Polskiej")? Coś z tego jest też w pomyśle prawicowych publicystów Krzysztofa Czabańskiego i Macieja Łętowskiego, którzy proponują, aby w najbliższych wyborach prezydenckich z ramienia AWS startował duet Krzaklewski-Buzek, a dla ich poparcia przez ugrupowania tworzące wzmiankowany wyżej "zespół" proponują pozyskać PSL. "Pozostaje więc jedynie uzgodnić cenę. Współudział w zarządzaniu publicznymi mediami? Kilku wojewodów? Dofinansowanie BGŻ? Przedstawiciele w radach nadzorczych ťtłustychŤ spółek?". A dla pozostałych ewentualnych kandydatów cytowani wyżej publicyści także szukają stanowisk. "Jan Olszewski niech więc zostanie marszałkiem Sejmu. To godne ukoronowanie jego zasług. Piotr Jaroszyński może pojechać do Rzymu, by pokierować Instytutem Polskim. A Lech Wałęsa? Z Lechem Wałęsą targów nie ma. Lech Wałęsa rozumie jedynie argument siły" ("Nowe Państwo", 19 lutego 1999 r.). A co dla Korwin-Mikkego, a jak wystartują Lepper, Małachowski, Tejkowski? Oni też mają bardzo konkretne i wymierne potrzeby i za byle co nie zrezygnują. Do dyskusji o stanie Rzeczypospolitej włącza się nieoceniona Jadwiga Staniszkis ze swoim czarnym scenariuszem, z którego wynika, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej: "Ten rząd budzi się zawsze za późno... podstawowym błędem było rozpoczęcie wszystkich reform naraz. To dramatycznie zwiększyło i koszty (także psychiczne), i ryzyko" ("Nowe Państwo", 12 lutego 1999 r.).
To, co dzieje się w Polsce, pozwoli łatwiej i szybciej odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy demokrację należy budować z udziałem postkomunistów, czy też przeciwko nim? Moja odpowiedź na to pytanie jest jasna - przeciwko nim. I to nie dlatego, jak twierdzą specjaliści od psychologii, że mój pogląd jest efektem osobistych przeżyć i cierpień. Moje przeżycia w ogóle do kategorii cierpień nie należą. Naprawdę cierpieli więźniowie katowni nazistowskich i stalinowskich, bohaterowie ryzykujący życie w podziemiu, bici i torturowani w śledztwie. Mnie osobiście i całemu mojemu pokoleniu to już zostało oszczędzone. A co istotniejsze, postkomuniści traktują demokrację taktycznie, nadal mentalnie tkwią w Związku Sowieckim i Polsce Ludowej, o czym świadczy to, co piszą, mówią i robią, wszystkie w zasadzie ważniejsze debaty sejmowe z ich udziałem, każda bardziej szczera wypowiedź. I po raz kolejny powtarzam za katolickim intelektualistą arcybiskupem Józefem Życińskim - żadnych złudzeń. Tak jak traktaty i pakty międzynarodowe podpisywane przez komunistów były łamane lub nie przestrzegane z powodów zasadniczych ("lud nie pertraktuje, lud walczy"), tak samo i z tych samych powodów wszystkie porozumienia i umowy wewnętrzne będą przez nich złamane albo natychmiast po spełnieniu jednych postawione zostaną nowe, niemożliwe do spełnienia żądania. Taktykę tę przerabialiśmy przy okazji blokad na drogach. Próby destabilizowania sytuacji poprzez organizowanie najróżniejszych protestów i demonstracji, nagłaśnianych i rozdymanych przez postkomunistyczną telewizję, będą permanentnie podejmowane przez postkomunistów, starających się za wszelką cenę podsycać napięcia i doprowadzić do jak najostrzejszej konfrontacji. Będziemy więc mieli do czynienia z permanentną pełzającą rewolucją. Nie oznacza to, że nie istnieją w Polsce nie rozwiązane problemy społeczne, stanowiące wyzwanie dla koalicji i rządu. Oznacza natomiast, że ich rozwiązaniem nie są zainteresowani postkomuniści ani też ich sojusznicy. Z właściwą sobie proletariacką szczerością powiedział to przewodniczący Miller, który - jak każdy wybitny mąż stanu - jasno informuje naród o swoich politycznych planach i zamiarach, nie chowa się wzorem innych liderów SLD za mgłą frazesów, niedomówień i ogólników. Konstatując z żalem, że rozwiązanie Sejmu wobec uchwalenia budżetu nie jest możliwe, a Sejm sam raczej się nie rozwiąże, Leszek Miller wyraził nadzieję, iż do wcześniejszych wyborów doprowadzi społeczny protest albo - jak to określił - opinia publiczna.
Dziesiąta rocznica "okrągłego stołu", a także przypomnienie, w związku z premierą proukraińskiego filmu "Ogniem i mieczem", krwawej bitwy pod Beresteczkiem, obok Grunwaldu symbolizującej nie wykorzystane zwycięstwo, są dobrymi okazjami do jeszcze jednej refleksji nad niedoczynem polityki polskiej i zmarnowanymi szansami. Do zadumy nad kolejnymi złudzeniami pięknoduchów, ciągle na nowo odkrywających za Dżilasem, Koestlerem i Sołżenicynem starą i banalną prawdę antykomunizmu, że król jest nagi.
Wydaje się także, że podpisana 5 marca przez liderów RS AWS, ZChN, SKL i PChD/PC umowa, przewidująca w punkcie pierwszym utworzenie prezydium, do którego należałoby m.in. reprezentowanie AWS oraz uzgadnianie decyzji politycznych i kadrowych, przesądza o federacyjnym, a nie unitarnym charakterze akcji. Rację miał więc Kazimierz Marcinkiewicz, gdy napisał jeszcze przed wyborami: "Wydaje się, że wyraźne działanie ideowe i programowe wszystkich trzech nurtów oraz ścisła współpraca i lojalność polityczna pod jednym kierownictwem może doprowadzić do rozszerzenia obecnego poparcia społecznego do ponad 30 proc. Nie doprowadzi do tego natomiast rozmycie nurtów w jednolitej partii politycznej, bo najbardziej zadeklarowani konserwatyści, narodowcy, ludowcy czy tradycjonaliści odejdą, poszukają nowego wyrazu politycznego. Niezbędne jest - przy podtrzymywaniu różnic ideowych - podjęcie jednolitej działalności politycznej. Partia, a zwłaszcza jednolita partia, nie powinna być pierwszym, ale ostatnim krokiem budowania tkanki politycznej" ("Życie", 17 lipca 1997 r.). I miał rację Aleksander Hall, gdy napisał w istocie to samo bardzo niedawno: "Te trzy partie (RS AWS, ZChN, SKL - przyp. SN) w dającej się określić perspektywie z pewnością nie połączą się. AWS nie jest dobrym materiałem na jedną partię. Mogą jednak - i powinny - zacieśnić współpracę w ramach trwałego zinstytucjonalizowanego sojuszu... Decyzje o reformie AWS muszą zapaść szybko, nie tylko ze względu na kalendarz wyborczy, ale przede wszystkim na wyraźne zjawiska kryzysowe w państwie i trudności związane z wprowadzaniem reform zainicjowanych przez rząd Jerzego Buzka" ("Życie", 18 lutego 1999 r.).
Postkomuniści będą wciąż podsycać napięcia, by doprowadzić do jak najostrzejszej konfrontacji
O ile spór o narodowy elektorat został rozstrzygnięty na korzyść ZChN, o tyle inaczej wygląda sytuacja w wypadku elektoratu chadecji, a to oznacza możliwą w przyszłości rywalizację pomiędzy RS AWS i ugrupowaniem powstającym z PChD i PC. Pomijam pozostałe stronnictwa, także używające nazwy "chrześcijańska demokracja", bo i one raczej skazane są na połączenie się z którymś z głównych podmiotów politycznych AWS. Uruchomiony został proces porządkowania struktur i umacniania jedynej realnie istniejącej prawicowej formacji w Polsce, proces bardzo korzystny dla prawicy, a tym samym dobry dla Polski. Nie ma bowiem prawicowej alternatywy dla AWS, a to, co jest dobre dla prawicy, jako szkodliwe dla postkomunistów, pozostaje ipso facto dobre dla Polski.
Sytuacja w Polsce to trwająca od dłuższego czasu permanentna konfrontacja pomiędzy postkomunistami i ich sojusznikami a koalicją AWS-UW. Tyle że Unia Wolności zbyt często zachowuje się tak, jakby działała jednocześnie w dwóch koalicjach. Tak widzi to prawicowy publicysta Cezary Michalski. "Mamy oto w Polsce dwie koalicje rządowe. Pierwsza z nich (AWS-UW) uchwaliła wotum zaufania dla rządu Jerzego Buzka i obsadza stanowiska ministerialne w tym rządzie. Ale jest i druga, alternatywna koalicja rządowa SLD-UW, która odrzuca niewygodne dla siebie ustawy, przyjmuje wygodne dla siebie weta prezydenckie, wspólnie kontroluje publiczne media. Alternatywna koalicja ma też własny organ, zajmujący się głównie walką z koalicją rządową i piętnowaniem nieudolności rządu. Ten organ to ťGazeta WyborczaŤ. W ten sposób czwarta władza - media powołane do kontrolowania polityków - sama uczestniczy w bieżącej polityce i to z bardzo silnej pozycji" ("Życie", 5 marca 1999 r.). Ale niezależnie od co najmniej nie przemyślanych i niefortunnych wypowiedzi p. Wierchowicza - swoją drogą, jak partię tej klasy i z takim potencjałem intelektualnym może ktoś taki reprezentować w Sejmie - także w Unii Wolności dominuje chyba przeświadczenie, że zerwanie koalicji z AWS to droga powrotu SLD do władzy i bynajmniej nie prowadząca do umocnienia unii.
Co jest dobre dla prawicy i szkodliwe dla postkomunistów, to jest dobre dla Polski
Konfrontacja ta nie da się wpisać w naturalny dla systemów demokratycznych scenariusz rywalizacji koalicji rządzącej z opozycją, lecz raczej w walkę w leninowskim stylu - kto kogo? Albowiem postkomuniści zdają sobie sprawę z tego, że im dłużej pozostają bez władzy, tym mniejsza jest ich szansa na powrót do niej. Ich rosnąca irytacja jest efektem poczucia siły, które z kolei jest rezultatem dysponowania nienaruszonym w gruncie rzeczy imperium wpływów w środkach przekazu, wymiarze sprawiedliwości, gospodarce, a także w znacznym stopniu w szkolnictwie, samorządach, dyplomacji, możliwości finansowych, będących następstwem nepotyzmu i korupcji. Ale nawet mimo tak "sprzyjających" okoliczności, nie potrafią się ponownie dorwać do rządów. I dlatego psychologicznie ich irytacja jest zrozumiała. Dla SdRP, będącej kolejnym wcieleniem partii typu leninowskiego, poddawanie się demokratycznej weryfikacji jest dokuczliwą, nieuzasadnioną i najwyraźniej zbędną formalnością. Na naszych oczach odbywa się więc próba destabilizacji państwa i to akurat w momencie przyjmowania Polski do NATO. Gdy polską flagę podnszono na maszcie przed kwaterą główną NATO w Brukseli, ta sama flaga była jednocześnie pomiatana przez pseudoobrońców ludu pracującego miast i wsi. Ma to szczególnie nieprzyjemny posmak, zahaczający o naruszenie narodowego bezpieczeństwa i działania wbrew polskiej racji stanu. Albowiem w działaniach Maksymiuka, Serafina, Leppera, Słomki, Wiadernego itd. nie chodzi, rzecz jasna, o żadne racje ekonomiczne czy społeczne, ale wyłącznie o władzę. W ten scenariusz postkomunistów po raz kolejny wpisują się - tym razem pod zakłamaną nazwą "zespołu na rzecz obrony interesu narodowego" - ludzie będący jedynie użytecznymi na rzecz SLD. I można wyrazić zdumienie skromnością zadań, której wyrazem jest chociażby sama nazwa tego "zespołu". Dlaczego po prostu nie powołać "rządu ocalenia narodowego"? Z premierem - Słomką, ministrem spraw zagranicznych - Łopuszańskim, kultury - Lepperem, prywatyzacji - Pękiem, gospodarki - panią Kraus, pełnomocnikiem ds. diaspory żydowskiej - Giertychem albo Jaroszyńskim, a także rzecznikiem prasowym Elżbietą Isakiewicz (wyróżniająca się radykalizmem połączonym z moralną wrażliwością - publicystka "Gazety Polskiej")? Coś z tego jest też w pomyśle prawicowych publicystów Krzysztofa Czabańskiego i Macieja Łętowskiego, którzy proponują, aby w najbliższych wyborach prezydenckich z ramienia AWS startował duet Krzaklewski-Buzek, a dla ich poparcia przez ugrupowania tworzące wzmiankowany wyżej "zespół" proponują pozyskać PSL. "Pozostaje więc jedynie uzgodnić cenę. Współudział w zarządzaniu publicznymi mediami? Kilku wojewodów? Dofinansowanie BGŻ? Przedstawiciele w radach nadzorczych ťtłustychŤ spółek?". A dla pozostałych ewentualnych kandydatów cytowani wyżej publicyści także szukają stanowisk. "Jan Olszewski niech więc zostanie marszałkiem Sejmu. To godne ukoronowanie jego zasług. Piotr Jaroszyński może pojechać do Rzymu, by pokierować Instytutem Polskim. A Lech Wałęsa? Z Lechem Wałęsą targów nie ma. Lech Wałęsa rozumie jedynie argument siły" ("Nowe Państwo", 19 lutego 1999 r.). A co dla Korwin-Mikkego, a jak wystartują Lepper, Małachowski, Tejkowski? Oni też mają bardzo konkretne i wymierne potrzeby i za byle co nie zrezygnują. Do dyskusji o stanie Rzeczypospolitej włącza się nieoceniona Jadwiga Staniszkis ze swoim czarnym scenariuszem, z którego wynika, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej: "Ten rząd budzi się zawsze za późno... podstawowym błędem było rozpoczęcie wszystkich reform naraz. To dramatycznie zwiększyło i koszty (także psychiczne), i ryzyko" ("Nowe Państwo", 12 lutego 1999 r.).
To, co dzieje się w Polsce, pozwoli łatwiej i szybciej odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy demokrację należy budować z udziałem postkomunistów, czy też przeciwko nim? Moja odpowiedź na to pytanie jest jasna - przeciwko nim. I to nie dlatego, jak twierdzą specjaliści od psychologii, że mój pogląd jest efektem osobistych przeżyć i cierpień. Moje przeżycia w ogóle do kategorii cierpień nie należą. Naprawdę cierpieli więźniowie katowni nazistowskich i stalinowskich, bohaterowie ryzykujący życie w podziemiu, bici i torturowani w śledztwie. Mnie osobiście i całemu mojemu pokoleniu to już zostało oszczędzone. A co istotniejsze, postkomuniści traktują demokrację taktycznie, nadal mentalnie tkwią w Związku Sowieckim i Polsce Ludowej, o czym świadczy to, co piszą, mówią i robią, wszystkie w zasadzie ważniejsze debaty sejmowe z ich udziałem, każda bardziej szczera wypowiedź. I po raz kolejny powtarzam za katolickim intelektualistą arcybiskupem Józefem Życińskim - żadnych złudzeń. Tak jak traktaty i pakty międzynarodowe podpisywane przez komunistów były łamane lub nie przestrzegane z powodów zasadniczych ("lud nie pertraktuje, lud walczy"), tak samo i z tych samych powodów wszystkie porozumienia i umowy wewnętrzne będą przez nich złamane albo natychmiast po spełnieniu jednych postawione zostaną nowe, niemożliwe do spełnienia żądania. Taktykę tę przerabialiśmy przy okazji blokad na drogach. Próby destabilizowania sytuacji poprzez organizowanie najróżniejszych protestów i demonstracji, nagłaśnianych i rozdymanych przez postkomunistyczną telewizję, będą permanentnie podejmowane przez postkomunistów, starających się za wszelką cenę podsycać napięcia i doprowadzić do jak najostrzejszej konfrontacji. Będziemy więc mieli do czynienia z permanentną pełzającą rewolucją. Nie oznacza to, że nie istnieją w Polsce nie rozwiązane problemy społeczne, stanowiące wyzwanie dla koalicji i rządu. Oznacza natomiast, że ich rozwiązaniem nie są zainteresowani postkomuniści ani też ich sojusznicy. Z właściwą sobie proletariacką szczerością powiedział to przewodniczący Miller, który - jak każdy wybitny mąż stanu - jasno informuje naród o swoich politycznych planach i zamiarach, nie chowa się wzorem innych liderów SLD za mgłą frazesów, niedomówień i ogólników. Konstatując z żalem, że rozwiązanie Sejmu wobec uchwalenia budżetu nie jest możliwe, a Sejm sam raczej się nie rozwiąże, Leszek Miller wyraził nadzieję, iż do wcześniejszych wyborów doprowadzi społeczny protest albo - jak to określił - opinia publiczna.
Dziesiąta rocznica "okrągłego stołu", a także przypomnienie, w związku z premierą proukraińskiego filmu "Ogniem i mieczem", krwawej bitwy pod Beresteczkiem, obok Grunwaldu symbolizującej nie wykorzystane zwycięstwo, są dobrymi okazjami do jeszcze jednej refleksji nad niedoczynem polityki polskiej i zmarnowanymi szansami. Do zadumy nad kolejnymi złudzeniami pięknoduchów, ciągle na nowo odkrywających za Dżilasem, Koestlerem i Sołżenicynem starą i banalną prawdę antykomunizmu, że król jest nagi.
Więcej możesz przeczytać w 13/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.