Tuż po piątej rano sprzątaczka weszła do budynku, w którym w Wołowie na Dolnym Śląsku mieścił się oddział Narodowego Banku Polskiego. Zobaczyła olej rozlany na podłodze. Zaczęła złorzeczyć na strażnika, którego uznała za sprawcę bałaganu. Szybko jednak zrozumiała, że coś jest nie tak. Drzwi otwarte, a wewnątrz nikogo nie ma. Po chwili usłyszała hałasy dochodzące z piwnicy. Tam odnalazła związanego i zakneblowanego strażnika Mariana Stelmarczyka. Próbowała go rozwiązać, ale sznury były tak zaciśnięte, że pokonał je dopiero nóż. – Niech pani biegnie na milicję! To był napad – rozkazał jej Stelmarczyk. Sam wszedł do głównej sali. Drzwi do skarbca były nietknięte. Trochę go to uspokoiło, ale wrócił do piwnicy. W jednym z pomieszczeń natknął się na stertę gruzu i dziurę w stropie. Nie miał wątpliwości, że tą drogą rabusie dobrali się do pieniędzy.
Medialna cisza
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.