Poważna choroba zaczyna toczyć AWS, dotychczasowy filar reform i ostoję wszelkich cnót narodowych
Pogłębia się we mnie uczucie, że jestem coraz bardziej na uboczu tego, co się dzieje w Polsce i na świecie. Świadomość marginalizacji powinna być doznaniem przykrym, a mnie jest dziś z tego powodu całkiem przyjemnie. Czuję się jak człowiek na urlopie, który może sobie odetchnąć swobodnie i nie martwić się o to, co słychać w pracy. Wszystko idzie dobrze i nie ma się czym przejmować.
Wejście Polski do NATO zdjęło z nas ciężar nadmiernej troski o przyszłość. Losy kraju są w dobrych rękach. Jesteśmy w gronie najpotężniejszych państw świata i nie zginiemy. Drogę będą nam teraz wskazywać nasi mądrzejsi, bogatsi i mocniejsi sojusznicy. Nie ma żadnych powodów, aby obawiać się, że zechcą nas oszukać lub traktować zbyt instrumentalnie. Dobrzy bracia i kochane siostry przygarnęli nas w końcu, wyzwalając ostatecznie od złych wpływów okrutnego i wielkiego brata, który długo znęcał się nad nami. Zły brat ostatnio nie jest w dobrej kondycji. Słaby jakiś, niedożywiony i zapyziały. Nawet nie ma siły pogrozić palcem. W nowej rodzinie jesteśmy ubogimi krewnymi i nie od razu dostaniemy wszelkie prawa. Gdy ktoś wraca do domu po 50 latach spędzonych na Wschodzie, musi się najpierw ucywilizować i przyzwyczaić do nowego, wspaniałego życia. Trzeba więc siedzieć cicho i podziwiać. Mamy wprawdzie jakieś dawne zasługi i piękną historię, ale jesteśmy biedni i słabi, a przecież dzisiaj liczy się tylko pieniądz i napędzana nim siła. Od bywania na salonach wielkiego świata mamy prezydenta, premiera, ministrów i posłów. A ponieważ nowa rodzinka jest niezwykle uprzejma i taktowna, możemy być spokojni o to, że nikt naszych dostojników z salonów nie wygoni i nie każe sterczeć w przedpokoju w oczekiwaniu na komendy: przynieś, podaj, pozamiataj. Mając z głowy troskę o przyszłość i bezpieczeństwo, możemy sobie odpuścić wielki świat i zająć się swoimi sprawami. A nasze sprawy są jak zwykle zapętlone, pogmatwane i rozbabrane do ostatnich granic. Gdy grozi przekroczenie polskiej normy bałaganu, lepiej stanąć z boku i nie dać się wciągnąć w wir szaleństwa. Odnoszę wrażenie - może mylne - że poważna choroba zaczyna toczyć AWS, dotychczasowy filar reform, ostoję wszelkich cnót narodowych i główną siłę w państwie. Nie pomogły ostrzeżenia dobrych i przyjaznych lekarzy. Chory postanowił, że jest zdrowy i że sam sobie poradzi. A objawy chorobowe, niestety, się nasilają. Jak to się dzieje, że zanim w polskiej prasie cokolwiek ukazało się na temat konfliktu pewnego wiceministra z panią minister, materiały mające zaszkodzić tej ostatniej rozpowszechniano w odpowiednim miejscu za granicą? Polak potrafi, prawda? Szczególnie Polak z AWS-PC. Dzięki AWS królestwem bredni i nonsensu jest obecnie sprawa lustracji. W ogólnym jazgocie zginęły mądre słowa prymasa Polski, które usłyszałem w telewizji: "Nie ma autorytetu rozliczającego i podmiotu mogącego przebaczyć". Któż by się nad tym zastanawiał? Nie czas na myślenie, trzeba robić swoje. To prawda, że rządy AWS-UW pchnęły Polskę na nowe tory. Ale wystarczy odpowiednio silna rozróba w elektrowozie i pierwszym wagonie, aby cały pociąg się wykoleił. Myślałem, że ukoi mnie trochę nowa gwiazda felietonu, Tomasz Lis. Powiecie, że się czepiam człowieka, ale i tu powiewa lekki, ożywczy zefirek bredni ("Wprost", nr 19). Jest znowu parę fajnych słów: "demonstracja hucpy", "manifestacja niby-jedności". Pod adresem AWS? Skądże! Autor rozlicza - oczywiście - dziesięciolecia PRL i święto "podrzuconego potworka" - 1 Maja. Na falującej łączce hucpy, niby-jedności i nonsensu zaczynają się już pojawiać grzybki - kandydaci na prezydenta RP. A ja mam swojego kandydata, ale go jeszcze nie ujawnię. Powiem tylko, że nie mam na myśli ani Lecha Wałęsy (sorry, Panie Prezydencie!), ani Aleksandra Kwaśniewskiego, ani Mariana Krzaklewskiego, ani Leszka Balcerowicza (szkoda), ani Hanny Gronkiewicz-Waltz (proszę o wybaczenie), ani siebie, ani mojej Baśki. Kiedyś powiem, o kogo chodzi, a teraz postoję sobie z boku.
Wejście Polski do NATO zdjęło z nas ciężar nadmiernej troski o przyszłość. Losy kraju są w dobrych rękach. Jesteśmy w gronie najpotężniejszych państw świata i nie zginiemy. Drogę będą nam teraz wskazywać nasi mądrzejsi, bogatsi i mocniejsi sojusznicy. Nie ma żadnych powodów, aby obawiać się, że zechcą nas oszukać lub traktować zbyt instrumentalnie. Dobrzy bracia i kochane siostry przygarnęli nas w końcu, wyzwalając ostatecznie od złych wpływów okrutnego i wielkiego brata, który długo znęcał się nad nami. Zły brat ostatnio nie jest w dobrej kondycji. Słaby jakiś, niedożywiony i zapyziały. Nawet nie ma siły pogrozić palcem. W nowej rodzinie jesteśmy ubogimi krewnymi i nie od razu dostaniemy wszelkie prawa. Gdy ktoś wraca do domu po 50 latach spędzonych na Wschodzie, musi się najpierw ucywilizować i przyzwyczaić do nowego, wspaniałego życia. Trzeba więc siedzieć cicho i podziwiać. Mamy wprawdzie jakieś dawne zasługi i piękną historię, ale jesteśmy biedni i słabi, a przecież dzisiaj liczy się tylko pieniądz i napędzana nim siła. Od bywania na salonach wielkiego świata mamy prezydenta, premiera, ministrów i posłów. A ponieważ nowa rodzinka jest niezwykle uprzejma i taktowna, możemy być spokojni o to, że nikt naszych dostojników z salonów nie wygoni i nie każe sterczeć w przedpokoju w oczekiwaniu na komendy: przynieś, podaj, pozamiataj. Mając z głowy troskę o przyszłość i bezpieczeństwo, możemy sobie odpuścić wielki świat i zająć się swoimi sprawami. A nasze sprawy są jak zwykle zapętlone, pogmatwane i rozbabrane do ostatnich granic. Gdy grozi przekroczenie polskiej normy bałaganu, lepiej stanąć z boku i nie dać się wciągnąć w wir szaleństwa. Odnoszę wrażenie - może mylne - że poważna choroba zaczyna toczyć AWS, dotychczasowy filar reform, ostoję wszelkich cnót narodowych i główną siłę w państwie. Nie pomogły ostrzeżenia dobrych i przyjaznych lekarzy. Chory postanowił, że jest zdrowy i że sam sobie poradzi. A objawy chorobowe, niestety, się nasilają. Jak to się dzieje, że zanim w polskiej prasie cokolwiek ukazało się na temat konfliktu pewnego wiceministra z panią minister, materiały mające zaszkodzić tej ostatniej rozpowszechniano w odpowiednim miejscu za granicą? Polak potrafi, prawda? Szczególnie Polak z AWS-PC. Dzięki AWS królestwem bredni i nonsensu jest obecnie sprawa lustracji. W ogólnym jazgocie zginęły mądre słowa prymasa Polski, które usłyszałem w telewizji: "Nie ma autorytetu rozliczającego i podmiotu mogącego przebaczyć". Któż by się nad tym zastanawiał? Nie czas na myślenie, trzeba robić swoje. To prawda, że rządy AWS-UW pchnęły Polskę na nowe tory. Ale wystarczy odpowiednio silna rozróba w elektrowozie i pierwszym wagonie, aby cały pociąg się wykoleił. Myślałem, że ukoi mnie trochę nowa gwiazda felietonu, Tomasz Lis. Powiecie, że się czepiam człowieka, ale i tu powiewa lekki, ożywczy zefirek bredni ("Wprost", nr 19). Jest znowu parę fajnych słów: "demonstracja hucpy", "manifestacja niby-jedności". Pod adresem AWS? Skądże! Autor rozlicza - oczywiście - dziesięciolecia PRL i święto "podrzuconego potworka" - 1 Maja. Na falującej łączce hucpy, niby-jedności i nonsensu zaczynają się już pojawiać grzybki - kandydaci na prezydenta RP. A ja mam swojego kandydata, ale go jeszcze nie ujawnię. Powiem tylko, że nie mam na myśli ani Lecha Wałęsy (sorry, Panie Prezydencie!), ani Aleksandra Kwaśniewskiego, ani Mariana Krzaklewskiego, ani Leszka Balcerowicza (szkoda), ani Hanny Gronkiewicz-Waltz (proszę o wybaczenie), ani siebie, ani mojej Baśki. Kiedyś powiem, o kogo chodzi, a teraz postoję sobie z boku.
Więcej możesz przeczytać w 20/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.