Komando podzieliło się na trzy grupy. Taktyka: odciąć drogi ucieczki. Moment ataku: sobotnie popołudnie. W centrum handlowym Westgate – tak jak w tysiącach galerii w innych światowych metropoliach – tłum kłębi się w sklepach, odciąga dzieci od wystaw z zabawkami, przesiaduje w restauracjach i kinach. Nikt nie zwraca uwagi na komando, bo większość bojowników wchodzi w nikabach, udając kobiety. Pod przykryciem chowają karabiny i wiązki granatów. – Usłyszałem strzelaninę. Myślałem, że to napad na bank, ale potem zaczęli wydzwaniać przyjaciele, kazali mi wyłączyć światła w sklepie i wyciszyć telefony – mówił Mohamed Szadżel Mughal, właściciel jednego ze sklepów w Westgate. – Utknęliśmy tam na siedem godzin. Cztery pierwsze były najgorsze: wciąż słyszeliśmy strzały. Potem uratowała nas policja. Wychodząc, szliśmy po trupach ofiar.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.