Jugosłowiańskie oddziały wojskowe i formacje służb bezpieczeństwa zaczęły się wycofywać z Kosowa
- taką lakoniczną informację podała w poniedziałek po południu oficjalna belgradzka agencja prasowa Tanjug. Czyżby to był ów od dawna wyczekiwany sygnał początku końca najnowszej wojny bałkańskiej? Zakończenie nalotów na Serbię byłoby na rękę obu stronom konfliktu. Koszty wojny - zarówno materialne, jak i polityczne - zaczynają bowiem doskwierać wszystkim (vide: "Cena wojny", str. 90). Serbowie twierdzą, że zakończyli już akcję w Kosowie, choć równocześnie wiadomo, że ponoszą dotkliwe straty, morale armii jest wyjątkowo niskie, a w Serbii rośnie niezadowolenie. Przywódcy NATO także woleliby już ogłosić koniec nalotów - zwłaszcza po samobójczej bramce, jaką okazało się omyłkowe i fatalne w skutkach zbombardowanie belgradzkiej ambasady Chin. NATO musi jednak poczekać na potwierdzenie pierwszej informacji, którą na razie można traktować jako "informacyjny balon testowy". Zwłaszcza że dowódca armii jugosłowiańskiej pospieszył z wyjaśnieniem, że chodzi o wycofanie tylko "niektórych oddziałów". Milos?ević najwyraźniej szuka wyjścia z twarzą, ale w istocie znalazł się w sytuacji bez wyboru. Wojnę już przegrywa. Czy przegra też Serbię?
Więcej możesz przeczytać w 20/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.