Dwa lata temu Marian Zacharski zapewniał, że nie chce przyjeżdżać do Polski. Pytany, dlaczego nie można z nim rozmawiać w Warszawie, mówił, że stracił zaufanie do władz w kraju. Jest to dla niego bardziej blokada natury psychologicznej niż obawa natury prawnej. Poza tym po kilkunastu latach zżył się ze swoim otoczeniem, jest szczęśliwie żonaty po raz drugi i odczuwa coraz mniejszą potrzebę konfrontowania się z polską rzeczywistością. Zapytany, czy nigdy nie korciło go, by wpaść choć na chwilę do Polski, odpowiedział, że miał wiele takich momentów, w których bardzo chciał pojechać w odwiedziny do rodziny albo spotkać się z przyjaciółmi. Kilka razy był już w drodze, ale ostatecznie w pobliżu granicy zawracał. Był raz przez kilka godzin w Szczecinie. Odwiedził ministra Andrzeja Milczanowskiego. Kiedy poszedł tam do księgarni kupić książki, rozpoznano go natychmiast. Odprowadzał go spory wianuszek osób, które chciały zobaczyć tablice rejestracyjne jego samochodu. Uważał, że szukali śladów jego stałego zamieszkania. Na nic to się nie zdało. Samochód był wynajęty.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.