Międzynarodową maturę zdaje w 1999 r. prawie stu polskich licealistów
- Nie wkuwamy regułek, lecz poznajemy wiedzę praktyczną. Doskonale znamy języki. Dzięki częstemu pisaniu esejów potrafimy wyrazić swoją opinię niemal na każdy temat - przekonują międzynarodowi maturzyści. Dyplom pozwoli im się ubiegać o indeksy na najlepszych światowych uczelniach. Na większość polskich uniwersytetów będą jednak musieli zdawać egzaminy wstępne.
System International Baccalaureate (IB) powstał w 1962 r. w Genewie. Dziś funkcjonuje w niemal 800 szkołach w 95 krajach. Do egzaminu podchodzi kilkadziesiąt tysięcy uczniów, 20 proc. z nich oblewa. W Polsce pierwsze do programu przystąpiły w 1993 r. XXXIII LO im. M. Kopernika w Warszawie i III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni. Potem dołączyły I Prywatne LO w Poznaniu, V LO we Wrocławiu i Liceum przy Ambasadzie Stanów Zjednoczonych. Międzynarodowa matura trwa trzynaście dni. Testy z niektórych przedmiotów składają się z kilku części. Podczas egzaminów uczniowie używają takich samych ołówków, zabronione jest spożywanie posiłków, a na sali nie ma nauczyciela przedmiotu, z którego trwa sprawdzian. Prace egzaminacyjne i kasety wideo trafiają do zagranicznych ekspertów. Po sprawdzeniu wysyłane są do centrum IB w Cardiff w Wielkiej Brytanii, a w końcu do International Baccalaureate Organisation w Genewie. Tam wystawiane są dyplomy, które uprawniają do starania się o przyjęcie do najbardziej renomowanych uczelni świata.
Dyplom międzynarodowej matury (International Baccalaureate) to gwarancja dostania się bez egzaminów na wymarzony kierunek większości uniwersytetów na świecie. Matury IB nie respektuje jednak większość polskich uczelni. Senaty Uniwersytetu Jagiellońskiego, warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej czy Akademii Medycznej wymagają od międzynarodowych maturzystów zdawania egzaminów wstępnych. Ci z nich, których nie stać na studiowanie za granicą, zdają więc na najbardziej oblegane wydziały uczelni polskich, a potem... skarżą się na niski poziom studiów. Młodzi Polacy uchodzą na świecie za najlepiej przygotowanych do zdawania egzaminów IB. Znajdują się w międzynarodowym gronie tych, którym udało się uzyskać maksymalną liczbę 45 punktów. Aby zaliczyć międzynarodową maturę, należy zdobyć co najmniej 24 punkty. Renomowane uniwersytety, jak Oksford, Cambridge, Yale czy Harvard, przyjmują bez egzaminów wstępnych absolwentów szkół IB, którzy zdobyli minimum 37-38 punktów. - Tradycyjna matura wymaga właściwie miesiąca intensywnej nauki. Do zdania matury międzynarodowej trzeba się przygotowywać systematycznie przez dwa lata według specjalnego programu. Nie ma możliwości pominięcia czegokolwiek. Wszystkie braki wyjdą na egzaminie - mówi Anna Grabowska, tegoroczna maturzystka. - IB pobudza mnie do rozwoju i otwiera mnóstwo nowych możliwości. Dzięki niemu mogę się sprawdzić oraz nauczyć się planowania swojego czasu. Jestem dużo lepiej przygotowana do przyszłej pracy - dodaje Joanna Tyrowicz, maturzystka IB z XXXIII LO im. Mikołaja Kopernika w Warszawie. Program międzynarodowej matury trwa dwa lata i jest ofertą dla licealistów, którzy skończyli drugą klasę i biegle władają językiem angielskim (gdyż po angielsku wykładane są wszystkie przedmioty). Przyszli międzynarodowi maturzyści zdają wielostopniowy test z matematyki, języka polskiego, angielskiego i jednego przedmiotu dowolnego oraz biorą udział w przeprowadzanej po angielsku rozmowie wstępnej. - Biegła znajomość angielskiego jest konieczna, ale bardziej niż gramatyczne czy stylistyczne potknięcia interesuje nas to, co uczeń ma do powiedzenia w tym języku. Angielski nie jest przecież jedynym przedmiotem w tym programie - przyznaje Wiesław Kosakowski, dyrektor III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni. Kandydaci do IB wybierani są szczególnie starannie. Na równi z wiedzą teoretyczną punktowane są szerokie zainteresowania i "otwarty umysł", bo absolwent programu IB zamiast wklepywania wiedzy encyklopedycznej powinien wiedzieć, jak szybko do takiej wiedzy dotrzeć i jak ją wykorzystać. - Wcale nie trzeba być geniuszem! Wystarczą dobre stopnie, systematyczność, a przede wszystkim chęć do nauki - mówi Albert Stoma, dyrektor warszawskiego LO im. M. Kopernika. Dwuletni program obok tradycyjnej matematyki obejmuje matematykę komputerową, oprócz polskiego i angielskiego uczeń może się też uczyć greki i łaciny, a książkowe ćwiczenia z chemii lub fizyki zastąpione są zajęciami w laboratorium i eksperymentami. Przyszły maturzysta do wiedzy powinien dochodzić na podstawie własnych wniosków. - Nie omijają nas tradycyjne klasówki i sprawdziany, ale nie jesteśmy kujonami, raczej odkrywcami - twierdzą maturzyści. Dlatego też w ich programie znalazł się taki przedmiot jak teoria wiedzy. Młodzież uczy się, jak z "szumu informacyjnego" wybierać informacje naprawdę istotne oraz jak szybko zapominać o tym, co może tylko zaśmiecić głowę. W ciągu dwóch lat przyszły maturzysta musi także przepracować 150 godzin w ramach programu Creation, Action & Service. CAS to udowadnianie własnej aktywności przez uczestnictwo w różnych przedsięwzięciach oraz pracach społecznych. Uczniowie są wolontariuszami Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, opiekują się ciężko chorymi, osobami starszymi, chodzą na zajęcia teatralne, pracują w nad- leśnictwie albo pomagają w szpitalu. Piszą też ilustrowany fotografiami i rysunkami pamiętnik, w którym między innymi notują, czego nauczyli się podczas pracy. - Prace społeczne ciągle źle nam się kojarzą, natomiast dzień spędzony w domu dziecka jest dla wychuchanego licealisty lepszą lekcją wychowawczą niż wielogodzinna pogadanka - twierdzi dyrektor Kosakowski. - Program międzynarodowej matury zmienia też tradycyjne relacje między uczniem a nauczycielem. Nauczyciel realizuje program, a uczeń wymaga z całą stanowczością, by robił to jak najlepiej. Wie bowiem, że od tego zależy jakość jego wiedzy. W polskiej maturze przygotowanie ucznia weryfikuje jego nauczyciel, a w międzynarodowej - niezależna komisja. IB jest dużo bardziej obiektywna - mówi Albert Stoma. Bywa, że prace egzaminacyjne z matematyki sprawdza profesor w Japonii, a eseje z angielskiego trafiają do Australii. Nie ma więc mowy o przymrużaniu oka na ewentualne pomyłki. Nie kwestionuje się uczciwości nauczycieli i maturzystów: prace egzaminacyjne na oczach uczniów pakowane są w specjalne plastikowe koperty, zaklejane i natychmiast wysyłane pocztą kurierską w świat. Dlatego w programie IB nauczyciel jest opiekunem i przewodnikiem po świecie wiedzy, służy pomocą, ale też daje wychowankom ogromne pole do samodzielności. Największy nacisk kładziony jest na pracę indywidualną. Sama matura poprzedzona jest pisaniem przez uczniów pracy badawczej (na przykład o własnej hodowli ślimaków lub o klifach w Normandii) i tematycznych esejów. Dopiero później maturzyści sprawdzają swoje umiejętności w trakcie szczegółowych testów. - W Polsce ciągle niewiele osób wie, co naprawdę oznacza dyplom międzynarodowej matury. Dlatego władze szkół wyższych podchodzą do nas z dużą nieufnością - żali się Kasia Rutkowska, tegoroczna międzynarodowa maturzystka.
System International Baccalaureate (IB) powstał w 1962 r. w Genewie. Dziś funkcjonuje w niemal 800 szkołach w 95 krajach. Do egzaminu podchodzi kilkadziesiąt tysięcy uczniów, 20 proc. z nich oblewa. W Polsce pierwsze do programu przystąpiły w 1993 r. XXXIII LO im. M. Kopernika w Warszawie i III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni. Potem dołączyły I Prywatne LO w Poznaniu, V LO we Wrocławiu i Liceum przy Ambasadzie Stanów Zjednoczonych. Międzynarodowa matura trwa trzynaście dni. Testy z niektórych przedmiotów składają się z kilku części. Podczas egzaminów uczniowie używają takich samych ołówków, zabronione jest spożywanie posiłków, a na sali nie ma nauczyciela przedmiotu, z którego trwa sprawdzian. Prace egzaminacyjne i kasety wideo trafiają do zagranicznych ekspertów. Po sprawdzeniu wysyłane są do centrum IB w Cardiff w Wielkiej Brytanii, a w końcu do International Baccalaureate Organisation w Genewie. Tam wystawiane są dyplomy, które uprawniają do starania się o przyjęcie do najbardziej renomowanych uczelni świata.
Dyplom międzynarodowej matury (International Baccalaureate) to gwarancja dostania się bez egzaminów na wymarzony kierunek większości uniwersytetów na świecie. Matury IB nie respektuje jednak większość polskich uczelni. Senaty Uniwersytetu Jagiellońskiego, warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej czy Akademii Medycznej wymagają od międzynarodowych maturzystów zdawania egzaminów wstępnych. Ci z nich, których nie stać na studiowanie za granicą, zdają więc na najbardziej oblegane wydziały uczelni polskich, a potem... skarżą się na niski poziom studiów. Młodzi Polacy uchodzą na świecie za najlepiej przygotowanych do zdawania egzaminów IB. Znajdują się w międzynarodowym gronie tych, którym udało się uzyskać maksymalną liczbę 45 punktów. Aby zaliczyć międzynarodową maturę, należy zdobyć co najmniej 24 punkty. Renomowane uniwersytety, jak Oksford, Cambridge, Yale czy Harvard, przyjmują bez egzaminów wstępnych absolwentów szkół IB, którzy zdobyli minimum 37-38 punktów. - Tradycyjna matura wymaga właściwie miesiąca intensywnej nauki. Do zdania matury międzynarodowej trzeba się przygotowywać systematycznie przez dwa lata według specjalnego programu. Nie ma możliwości pominięcia czegokolwiek. Wszystkie braki wyjdą na egzaminie - mówi Anna Grabowska, tegoroczna maturzystka. - IB pobudza mnie do rozwoju i otwiera mnóstwo nowych możliwości. Dzięki niemu mogę się sprawdzić oraz nauczyć się planowania swojego czasu. Jestem dużo lepiej przygotowana do przyszłej pracy - dodaje Joanna Tyrowicz, maturzystka IB z XXXIII LO im. Mikołaja Kopernika w Warszawie. Program międzynarodowej matury trwa dwa lata i jest ofertą dla licealistów, którzy skończyli drugą klasę i biegle władają językiem angielskim (gdyż po angielsku wykładane są wszystkie przedmioty). Przyszli międzynarodowi maturzyści zdają wielostopniowy test z matematyki, języka polskiego, angielskiego i jednego przedmiotu dowolnego oraz biorą udział w przeprowadzanej po angielsku rozmowie wstępnej. - Biegła znajomość angielskiego jest konieczna, ale bardziej niż gramatyczne czy stylistyczne potknięcia interesuje nas to, co uczeń ma do powiedzenia w tym języku. Angielski nie jest przecież jedynym przedmiotem w tym programie - przyznaje Wiesław Kosakowski, dyrektor III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni. Kandydaci do IB wybierani są szczególnie starannie. Na równi z wiedzą teoretyczną punktowane są szerokie zainteresowania i "otwarty umysł", bo absolwent programu IB zamiast wklepywania wiedzy encyklopedycznej powinien wiedzieć, jak szybko do takiej wiedzy dotrzeć i jak ją wykorzystać. - Wcale nie trzeba być geniuszem! Wystarczą dobre stopnie, systematyczność, a przede wszystkim chęć do nauki - mówi Albert Stoma, dyrektor warszawskiego LO im. M. Kopernika. Dwuletni program obok tradycyjnej matematyki obejmuje matematykę komputerową, oprócz polskiego i angielskiego uczeń może się też uczyć greki i łaciny, a książkowe ćwiczenia z chemii lub fizyki zastąpione są zajęciami w laboratorium i eksperymentami. Przyszły maturzysta do wiedzy powinien dochodzić na podstawie własnych wniosków. - Nie omijają nas tradycyjne klasówki i sprawdziany, ale nie jesteśmy kujonami, raczej odkrywcami - twierdzą maturzyści. Dlatego też w ich programie znalazł się taki przedmiot jak teoria wiedzy. Młodzież uczy się, jak z "szumu informacyjnego" wybierać informacje naprawdę istotne oraz jak szybko zapominać o tym, co może tylko zaśmiecić głowę. W ciągu dwóch lat przyszły maturzysta musi także przepracować 150 godzin w ramach programu Creation, Action & Service. CAS to udowadnianie własnej aktywności przez uczestnictwo w różnych przedsięwzięciach oraz pracach społecznych. Uczniowie są wolontariuszami Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, opiekują się ciężko chorymi, osobami starszymi, chodzą na zajęcia teatralne, pracują w nad- leśnictwie albo pomagają w szpitalu. Piszą też ilustrowany fotografiami i rysunkami pamiętnik, w którym między innymi notują, czego nauczyli się podczas pracy. - Prace społeczne ciągle źle nam się kojarzą, natomiast dzień spędzony w domu dziecka jest dla wychuchanego licealisty lepszą lekcją wychowawczą niż wielogodzinna pogadanka - twierdzi dyrektor Kosakowski. - Program międzynarodowej matury zmienia też tradycyjne relacje między uczniem a nauczycielem. Nauczyciel realizuje program, a uczeń wymaga z całą stanowczością, by robił to jak najlepiej. Wie bowiem, że od tego zależy jakość jego wiedzy. W polskiej maturze przygotowanie ucznia weryfikuje jego nauczyciel, a w międzynarodowej - niezależna komisja. IB jest dużo bardziej obiektywna - mówi Albert Stoma. Bywa, że prace egzaminacyjne z matematyki sprawdza profesor w Japonii, a eseje z angielskiego trafiają do Australii. Nie ma więc mowy o przymrużaniu oka na ewentualne pomyłki. Nie kwestionuje się uczciwości nauczycieli i maturzystów: prace egzaminacyjne na oczach uczniów pakowane są w specjalne plastikowe koperty, zaklejane i natychmiast wysyłane pocztą kurierską w świat. Dlatego w programie IB nauczyciel jest opiekunem i przewodnikiem po świecie wiedzy, służy pomocą, ale też daje wychowankom ogromne pole do samodzielności. Największy nacisk kładziony jest na pracę indywidualną. Sama matura poprzedzona jest pisaniem przez uczniów pracy badawczej (na przykład o własnej hodowli ślimaków lub o klifach w Normandii) i tematycznych esejów. Dopiero później maturzyści sprawdzają swoje umiejętności w trakcie szczegółowych testów. - W Polsce ciągle niewiele osób wie, co naprawdę oznacza dyplom międzynarodowej matury. Dlatego władze szkół wyższych podchodzą do nas z dużą nieufnością - żali się Kasia Rutkowska, tegoroczna międzynarodowa maturzystka.
Więcej możesz przeczytać w 20/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.