Miało być tak: na scenę wchodzi Andrzej Celiński z całą swoją opozycyjną tradycją walki o wolność i niepodległość i deklaruje, że teraz ramię w ramię z Januszem Palikotem będzie walczył o Polskę sprawiedliwą i otwartą. A w zasadzie do Palikota miał się przyłączyć nie tyle on sam, ile cała jego Partia Demokratyczna – mała, ale bardzo zasłużona. – Jestem z nim po słowie, więc na pewno do nas przystąpi – zapewniał znajomych tuż przed kongresem rebrandingowym Janusz Palikot. Wychodząc na scenę, Celiński złożył hołd Palikotowi i zaczął opowiadać, że gotowy jest pójść z Palikotem bardzo, bardzo daleko. Ale jak daleko, dodał, to się okaże dopiero za rok. – Widziałem, jak po tej deklaracji Januszowi szczęka opada – mówi jego znajomy. – Dla niego Celiński i Partia Demokratyczna to spadkobiercy Unii Demokratycznej, dzieci Geremka i Mazowieckiego, na których chciał budować nową tożsamość. Kluczem do tej budowli był właśnie Andrzej Celiński. Miał wnieść do ruchu piękny życiorys, tradycję PPS, KOR i podziemnej „Solidarności”. W zamian Palikot oferował mu wyjście z cienia i powrót na polityczne salony. Być może to już ostatnia szansa dla 63-letniego, trochę zapomnianego polityka.
Własnymi ścieżkami
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.