16 lipca 1943 r. w położonym 35 km od Berlina obozie koncentracyjnym Sachsenhausen pojawił się tajemniczy więzień. Początkowo nikt nie wiedział, kim jest i dlaczego trafił w miejsce, gdzie III Rzesza przetrzymywała najważniejszych ludzi z okupowanych krajów. Sąsiednią celę zajmował w tym czasie 33-letni Wołodymyr Stachiw, członek Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Z zawodu dziennikarz, wchodził w skład ścisłego kierownictwa „frakcji banderowców” OUN. Gestapo aresztowało go 22 miesiące wcześniej razem z szefem organizacji Stepanem Banderą. Okno celi Stachiwa wychodziło na więzienny spacerniak. Oprócz krat zabezpieczała je również szyba, która sprawiała, że nie można było zobaczyć twarzy wychodzących więźniów, lecz jedynie ich sylwetki. Mimo to po jakimś czasie Stachiw rozpoznawał wszystkich, którzy odbywali 30-minutowe spacery pod jego oknem. Spacerowy harmonogram był bowiem przestrzegany z iście niemiecką dokładnością: najpierw członek władz Komsomołu porucznik Zwiezdow, po nim Bandera, później były minister spraw zagranicznych Francji Yvon Delbos, sprawca nieudanego zamachu na Hitlera w Monachium Georg Elser. W piątek o godzinie 17 na spacerniaku pojawił się nieznajomy mężczyzna. Stachiw próbował zagadywać do więźnia w różnych językach, ten jednak uparcie milczał, myśląc najwyraźniej, że ma do czynienia z podstawionym kapusiem. Dopiero po kilku dniach zareagował na zadane mu po niemiecku pytanie. Miał wyraźny polski akcent. – Kim pan jest? – zapytał już po polsku Stachiw. – Generał Stefan Rowecki – brzmiała odpowiedź.
Bezczynność aliantów
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.